Wielkie wyścigi

Wielkie budżety

Zbigniew Gutowski 

materiały prasowe

Wiosną 2013 roku oczy żeglarskiego świata skierowały się na Pałac Elizejski w Paryżu. To właśnie tam prezydent Francji Francois Hollande przyjmował uczestników Vendee Globe, czyli wyścigu samotników dookoła świata. Jednym z nich był Polak, Zbigniew Gutkowski.

Rangę jaką nadano uroczystości nie była przypadkiem. Wielkie, oceaniczne zmagania na nowoczesnych jachtach regatowych, do takich należy Vendee Globe, stanowią elitę żeglarskiego sportu. Trafiają tam najlepsi na świecie, z najlepszym zapleczem i finansowaniem. To też pole bitwy i testów nowych technologii. Celują w nich kraje, z jednej strony najbogatsze, a z drugiej takie, gdzie żeglarstwo stanowi istotną część sportu i kultury. Francja, Wielka Brytania, Hiszpania, kraje skandynawskie. Właśnie do takiej elity dołączył Zbigniew Gutkowski, w żeglarskim środowisku nazywany po prostu „Gutkiem”.

- Prawda jest taka, że regaty okołoziemskie to bardzo dobre narzędzie promocyjne, lecz niestety Polacy jeszcze nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Brakuje edukacji na temat żeglarstwa morskiego, istnieje to olimpijskie, gdzie są medale, mistrzostwa, igrzyska. Imprezy typu The Ocean Race czy Vendee Globe są trochę niedoceniane. To jest mentalność, która dopiero teraz zaczyna ulegać zmianie na plus. W Europie Zachodniej jest zupełnie inaczej, w ceremoniach żeglarskich biorą udział najważniejsze osoby w państwie. Mnie po Vendee Globe przyjmował w Pałacu Elizejskim prezydent Francois Hollande, i dodam, że nie było to w jego oczach nic nadzwyczajnego. Wtedy też na samym starcie regat było ponad pół miliona ludzi! To 9 x tyle, ile zmieściłoby się na Stadionie Narodowym, podczas pełnego obłożenia! I mówię tu tylko o samym starcie… - opowiadał w 2019 roku Zbigniew Gutkowski w wywiadzie dla magazynu „W Ślizgu!”.

Zwycięski Velux,  nieudany Vendee Globe

To nie były pierwsze regaty Gutka. W poprzednich latach wziął udział m.in. w The Race 2000 (w załodze Romana Paszke), czy też prowadził trimaran Boundelle w Nookia OOPS Cup 2005. W 2011 na jachcie Operon Racing klasy Eco 60 wystartował regatach samotników dookoła świata Velux 5 Oceans zajmując drugie miejsce. To właśnie ten wielki sukces otworzył mu drzwi do Vendee Globe, po których przyjmował go prezydent Francji. Wtedy po raz pierwszy popłynął na jachcie klasy Imoca 60, który sponsorowała gdańska Energa. Ta 60 - stopowa klasa dedykowana jest przede wszystkim samotnikom lub załogom dwuosobowym. Jej specyfiką jest otwartość w projektowaniu Stowarzyszenie klasy Imoca co pewien czas aktualizuje wymagane parametry jachtu, zostawiając jednocześnie dużą swobodę projektantom. Dzięki temu Imoca stanowi poligon doświadczalny nowych technologii. Już w 1996 roku pojawił się uchylny kil, a od 2015 foile, czyli hydroskrzydła.

Niestety, Gutek nie ukończył Vendee Globe. Dość szybko musiał się wycofać z powodu awarii autopilota. W kolejnym roku zajął 7 miejsce w regatach Transat Jacques Vabre, dzięki czemu uzyskał kwalifikację do wyścigu The Barcelona World Race 2014. Na tym jednak zakończyła się kilkuletnia rywalizacja w światowej rozgrywce. Zabrakło czasu i budżetu, by przygotować jacht. Od sukcesów Gutka minęła ponad dekada. On sam – jak to określa – z uporem maniaka wciąż składa oferty do różnych firm.

- Niestety, przez 13 lat technologia, a co za tym idzie także koszty poszybowały do poziomu znanego z Formuły 1. W dzisiejszych, niepewnych czasach często nawet nie dochodzi do rozmów z potencjalnymi sponsorami – wyjaśnia Gutek. I mówi wprost: - Pozyskanie funduszy na projekt tak wymagający jak start w regatach Vendée Globe graniczy dziś z cudem. Na polskim rynku istnieje zaledwie kilka firm, które mogłyby zostać sponsorem tytularnym takiego przedsięwzięcia. Niestety, są to głównie spółki skarbu państwa, a decyzje o finansowaniu na tym poziomie i w obecnej sytuacji geopolitycznej Polski — według przedstawicieli tych spółek mogą być źle postrzegane. Z takim podejściem absolutnie się nie zgadzam. Promocja Polski poprzez udział w globalnym sporcie to jedna z najlepszych form reklamy — zarówno dla kraju, jak i dla rodzimych marek.

Wielkie plany, ale bez funduszy

O tym jak trudne jest wejście do światowej elity przekonali się założyciele projektu Sailing Poland. Pod tą nazwą krył się klub skupiający zamożnych pasjonatów żeglarstwa, który z wielką pompą otworzył się w 2018 roku w pałacyku przy alei Szucha w Warszawie. Cel – starty w prestiżowych regatach w formule PRO/AM oraz budowanie biznesowego zaplecza dla żeglarstwa. Pierwszym jachtem w barwach klubu został 60 - stopowy jacht Phoenix, na którym udało się zaliczyć kilka startów. Po kilku miesiącach ogłoszono nową flagową jednostkę klasy VO65, która wcześniej pod nazwą Mapfre pływała w barwach Hiszpanii, dwukrotnie biorąc udział w okołoziemskich regatach Volvo Ocean Race. To klasa, której nazwa pochodzi od regat Volvo Ocean Race, jakie odbywają się od 1997 roku, dzisiaj znanymi jako The Ocean Race. Jachty początkowo miały długość 60 stóp, w 2005 roku wprowadzono 70-stopowe (VO70), a kolejnych latach zmieniono na 65 - stopowe (VO65). Ta nowoczesna i wyczynowa klasa jachtów oceanicznych dedykowana jest wyścigom załogowym. Po kilku miesiącach cały projekt jednak upadł.

- W jak wielu projektach brak było realistycznej wizji i znajomości realiów płytkiego i ubogiego polskiego rynku – mówi Robert Gwóźdź, właściciel Yachts & Yachting. - Właściciele jachtu nie uczestniczyli w tym przedsięwzięciu, a jedynie czarterowali klubowi będący ich własnością jacht. Szybko okazało się jednak, że to tylko aspiracje i słomiany zapał, a finanse przekraczają możliwości fundatorów klubu. Zbyt dużo środków zostało wpompowanych w klub jako taki zamiast w regatowe przedsięwzięcia. Z 5 -letniego czarteru zrobiło się 5 nigdy nieopłaconych miesięcy.

Sukces Wind Whisper Racing Team

Po klubie został obrendowany jacht VO65. W 2019 roku z pomocą przyszedł właśnie Robert Gwóźdź, właściciel sopockiej firmy Yachts & Yachting od kilkudziesięciu lat zajmującej się sprzedażą i obsługą jachtów, projektowaniem, organizacją finansowania, a także czarterami. To właśnie jego firma pośredniczyła w dostarczeniu jachtu warszawskiemu klubowi.

- Skoro jacht już był to logicznym było jego sensowne użycie. Już podczas współpracy z klubem zakładaliśmy pewną ilość miejsc dla młodych polskich żeglarzy, którzy mieli się szkolić od najlepszych na świecie, by w perspektywie kilku lat wystartować w The Ocean Race, co później udało się zrealizować. Chcieliśmy grać o najwyższe stawki w żeglarstwie oceanicznym z polskimi żeglarzami na pokładzie (młodzież) i oczywiście pod biało - czerwoną – mówi Robert Gwóźdź.

Cel – start w The Ocean Race 2023. I oczywiście szkolenie młodych żeglarzy. Sailing Poland rozpoczął cykl treningowy, brał udział w regatach. W 2021 roku zajął 2 miejsce w The Ocean Race Europe (na trasie Kłajpeda – Genua). W międzyczasie team zmienił nazwę na Wind Whisper Racing Team i dzięki sponsorowi pozyskał kolejną, lepszą jednostkę VO65, na której szykował się do The Ocean Race. Niestety, z powodu zbyt wysokich kosztów wokółziemskich wyścigów zabrakło chętnych w klasie VO65, zatem organizatorzy zdecydowali się na Imokę, za którą stały bogatsze teamy.

Dla VO65 zaplanowano The Ocean Race Sprint Cup, czyli krótkie, etapowe wyścigi na trasach pomiędzy europejskimi portami. Wind Whisper Racing Team zdecydowanie je wygrał.

Tutaj warto dodać, że załoga jest międzynarodowa, a skipperem hiszpański żeglarz Pablo Arrarte.

Imoca za droga

Jakie są szanse na udział Polaków w okołoziemskiej rywalizacji? Kolejna edycja The Ocean Race (2027) odbędzie się na Imokach, a Wind Whisper Racing Team pływa na VO65. Dlatego polski team podjął decyzję, by rywalizować w mniejszych, ale też prestiżowych wyścigach offshorowych w formule IRC. Cele ambitne - zwycięstwo w regatach jak Fastnet Race, czy też Sydney Hobart.

Tutaj kluczowa jest różnica cen pomiędzy obydwoma klasami. Cena VO65 zaczyna się od kilkuset tysięcy euro do maksymalnie kilku mln euro, w zależności od stanu i wyposażenia. Co prawda starą Imokę też można kupić już za kilkaset tysięcy euro, ale na cele rekreacyjne. Topowe jednostki do wygrywania regat przekraczają 10 mln euro. Wyższa cena Imoki wynika m.in. z tego, że jacht zdolny do pokonywania ekstremalnych regat dookoła świata w pojedynkę posiada dużo bardziej zaawansowaną technologię niż wieloosobowa VO65. W Polsce, póki co na horyzoncie nie widać sponsora.

- W Polsce żeglarstwo oceaniczne stało się wręcz passé. Zostało mocno uwikłane w wizerunek poprzedniej władzy, a tak nie powinno się dziać. Każdy sport powinien pozostać neutralny politycznie, wolny od takich podziałów – ocenia Zbigniew Gutkowski. - Mimo to wciąż wierzę. Jestem niepoprawnym optymistą. Wierzę, że jeszcze uda mi się wystartować w Vendée Globe, tym razem bez popełnienia tak dużych błędów jak wcześniej. Z odpowiednim zespołem, w którym trzon będą stanowiły osoby z doświadczeniem regatowym w Vendée Globe. Mam już w głowie listę członków takiego teamu.

Jak podkreśla Gutek jest o co walczyć: - We Francji trwa prawdziwy boom na Vendée Globe. Przewiduję, że w kolejnej edycji pojawi się co najmniej 10 nowych jachtów klasy Imoca 60. W ostatnim wyścigu na starcie stanęło 40 żeglarzy, z czego aż 27 to Francuzi.

Zbigniew Gutkowski

Dlaczego udało się wystartować  w 2012 roku?

 

Impuls po sukcesie w regatach Velux 5 Oceans (2010–11):

Świetne, bo 2 miejsce przełożyło się ogromną promocję nie tylko mnie, ale całego projektu Operon Sailing. Sukces ten otworzył drzwi do Vendée Globe.

Zaangażowanie sponsora – Energa:

Projekt Vendée Globe 2012 był możliwy dzięki strategicznemu wsparciu spółki Energa. To był czas, kiedy spółki skarbu państwa aktywniej angażowały się w sport — także ten mniej oczywisty medialnie, jak żeglarstwo oceaniczne.

Silna kampania medialna:

Miałem wokół siebie zespół promocyjny. W tamtym okresie udało się wzbudzić zainteresowanie mediów — zarówno sportowych, jak i ogólnych. To zwiększyło wiarygodność w oczach sponsorów. Kampania medialna nie byłaby możliwa bez silnego zaangażowania polskiego oddziału firmy Velux. Ówczesna prezes Lidia Mikołajczyk Gmur uwierzyła kilku wariatom, a tym samym Velux Polska przeznaczył środki finansowe na szeroka kampanie medialną. Co później przełożyło się na media podczas Vendee Globe. TVP bez żadnych oporów podpisała patronat.

Odpowiedni moment geopolityczny i gospodarczy:

Polska nie była wtedy podzielona tak politycznie jak dziś, a spółki państwowe miały większą swobodę w podejmowaniu decyzji sponsoringowych bez ryzyka wizerunkowego.

 

Dlaczego teraz  to się nie udaje?

 

Brak finansowania –  „ściana lodu”:

Regaty Vendée Globe to dziś projekt na poziomie minimum 5–8 mln euro, a najlepiej 10–15 mln. W Polsce nie ma prywatnych firm gotowych wyłożyć takie środki, a spółki skarbu państwa unikają ryzykownych lub politycznie wrażliwych tematów.

Technologia poszła do przodu:

Dziś nie wystarczy już solidny jacht klasy Imoca 60. Potrzebna jest najnowsza jednostka, z foilami, zaawansowaną elektroniką, sztuczną inteligencją w systemach sterujących i zapleczem badawczo-rozwojowym. To są koszty porównywalne  z Formułą 1.

Żeglarstwo oceaniczne w Polsce stało się „niemodne”:

Sport został częściowo „upolityczniony”, a do tego nie generuje dużych zasięgów w social media. To sprawia, że jest mniej atrakcyjny dla sponsorów, którzy wolą inwestować w piłkę nożną, siatkówkę czy e-sport.

Brak systemowego wsparcia i szkolenia młodych:

We Francji przyszli uczestnicy Vendée Globe są wyławiani już w wieku 18–20 lat i prowadzeni przez system Mini Transat → Figaro → Imoca. W Polsce takiej ścieżki po prostu nie ma.

Najsłynniejsze regaty oceaniczne na świecie (w których biorą udział klasy Imoca i VO65)

 

The Ocean Race (dawniej Volvo Ocean Race)

Wielomiesięczne, załogowe regaty dookoła świata. Podzielone na etapy trasa prowadzi przez najtrudniejsze akweny globu, w tym Przylądek Horn. To drużynowy test wytrzymałości, żeglarskich umiejętności i logistyki na światowym poziomie. Ostatnia edycja – 2023 podzielona została na dwie rywalizacje – klasa Imoca ścigała się dookoła świata, a klasa VO65 rywalizowała w wyścigach pomiędzy europejskimi portami.

Vendée Globe

Najbardziej ekstremalne regaty samotników. Non-stop, solo, bez pomocy z zewnątrz i bez zawijania do portów – dookoła świata. Start z Les Sables-d’Olonne (Francja), rozgrywane co 4 lata. Uznawane za Everest oceanicznego żeglarstwa. W rywalizacji biorą udział jachty Imoca.

Transat Jacques Vabre

Regaty dwuosobowych załóg na trasie z Hawru (Francja) do Ameryki Południowej (obecnie najczęściej do Brazylii). Start co dwa lata. Świetny sprawdzian współpracy i przygotowania technicznego jachtów oceanicznych. Biorą w nich udział jachty Imoca.

Cena jachtu  klasy Imoca

 

Nowy

Nowa jednostka „topowej” klasy (np. projektu Verdier): 6–8 milionów euro, czasem nawet powyżej 10 mln €, w przypadku absolutnie najnowszej technologii, foilach i customowych rozwiązaniach.

Używany

5–10-letnie jachty (np. z poprzednich edycji Vendée Globe): 1,5–3 miliony euro

Starszy model  (np. 15+ lat, ale nadal modyfikowany)

500 tys. – 1,5 miliona euro

 

Sam zakup to jedno – ale przygotowanie jachtu Imoca do startu w oceanicznych regatach to kolejne setki tysięcy do milionów euro rocznie (serwis, załoga, logistyka, testy, kampania medialna, itp.).

Efekt I Love Poland

Dużym cieniem na sponsoring morskich projektów sportowych położył się I Love Poland. Pod tą nazwą kryła się jednostka VO70 kupiona przez Polską Fundację Narodową. Pierwotnym celem ogłoszonego w 2017 roku projektu było uczczenie 100 - lecia Polski poprzez rejs do 100 portów na świecie. Nie udało się więc w 2018 roku zmieniono koncepcję, by jednostka startowała w regatach szkoląc jednocześnie polskich żeglarzy. I choć to drugie zadanie (nie bez przeszkód, bo jacht miał wypadek) było realizowane do 2024 roku – przez pokład I Love Poland przewinęli się młodzi żeglarze, a jacht wziął udział w 22 regatach, zajmując miejsca na podium - to wszystko odbywało się w cieniu wielkiej polityki.

Polska Fundacja Narodowa, powołana formalnie do promocji Polski i pozyskująca pieniądze od państwowych spółek w praktyce stała się symbolem wielu skandali politycznych, nietransparentności i machlojek. Jednym z jej symboli stał się właśnie I Love Poland, który na stałe zagościł w czołówkach serwisów głównych mediów, stając się najpopularniejszym tematem związanym z żeglarstwem. Co gorsza, taka sytuacja może potrwać jeszcze kilka lat, tyle ile potrwa prokuratorskie śledztwo i ewentualny proces sądowy dotyczący niegospodarności w fundacji (śledztwem objęto także I Love Poland). Problem wizerunkowy polega na tym, że sukcesy żeglarzy, teamów trafiają przede wszystkim do kanałów sportowych i branżowych, gdy tymczasem I Love Poland jest bohaterem głównych kanałów i wiadomości.

Jak podał portal Onet.pl projekt pochłonął aż 52 mln zł, przy czym cena zakupu samej jednostki wyniosła około 4 mln zł. Tym samym czyni go najdroższym żeglarskim projektem w Polsce.