Kiedy wpłynęłam do Valletty po raz pierwszy pod żaglami „Zawiszy Czarnego” czułam się jak statystka z filmu Romana Polańskiego „Piraci”.
Skrawek lądu pełen bóstw, demonów i świątyń serwuje cuda architektury i wszechobecny luksus.
Miał być reklamą, stał się symbolem. Dziewięć białych liter tworzących nazwę Hollywood nie tylko uatrakcyjnia panoramę miasta.
Alpy Apuańskie leżące na skraju Toskanii wyglądają w środku lata jak pokryte śniegiem. Biel na szczytach nad Carrarą to barwa skał w kamieniołomach marmuru.
Przez długie lata Zurych kojarzył mi się głównie z perfekcyjnie precyzyjnym szwajcarskim zegarkiem, któremu nie można nic zarzucić.
Zanzibarskie drzwi pierwszy raz zobaczyłam na starej, afrykańskiej karcie pocztowej sprzed wieku.
Pod namiot czy do hotelu? W mieście czy na łonie natury?
Wiosną na ulice spadają różowe kwiaty wiśni, niemal spontanicznie zamieniając zakamarki Tokio w naturalny plan filmowy.
Wędrówkę do Petry zaczynamy przez Siq, wąski i długi wąwóz w rozpadlinie między wysokimi skałami.
Mocno zakorzeniona w swojej tradycji, historii i kulturze spod znaku kaszubszczyzny, jednocześnie odważnie patrząca w przyszłość za sprawą licznych inwestycji modernizujących rolniczo-rybackie miejscowości.