Kiedy wpłynęłam do Valletty po raz pierwszy pod żaglami „Zawiszy Czarnego” czułam się jak statystka z filmu Romana Polańskiego „Piraci”. O zmierzchu, na tle fiołkowego nieba piaskowiec, z którego zbudowano miasto jaśniał złotym blaskiem. Do dziś patrząc na mury, twierdze i kopuły stolicy Malty czuję się jak na planie filmu kostiumowego.
Vallettę, stolicę Malty na skalistym skrawku półwyspu Sciberras opasaną wysokimi murami wypełniają forty, pałace, kościoły oraz domy z kolorowymi werandami. Wokół tylko morze, w dwóch naturalnych portach z lasem masztów i z kołyszącymi się na wodzie, barwnymi łodziami z egzotycznym okiem Horusa (luzzu). To jak stały, historyczny plener filmowy. Nie dziwi więc fakt, że nakręcono tu wiele, znanych z kina obrazów m.in. „Troję”, „Aleksandra”, „Gladiatora”, „Hrabiego Monte Christo” czy „Grę o tron”. Przemysł filmowy jest tu jedną z istotnych gałęzi gospodarki, a wakacje na Malcie chętnie spędzają gwiazdy ekranu.
Miasto werand i… kotów
Valletta, nosząca nazwę od imienia Wielkiego Mistrza Jeana de Valette, słynnego obrońcy wyspy przed Saracenami w XVI w. i twórcy nowej stolicy - jest dziś najmniejszą europejską stolicą. Samo serce stolicy, oddzielone kiedyś od lądu głęboką fosą, to oblany morzem skalisty skrawek o wielkości pół kilometra na kilometr. Trudno uwierzyć, że na tak małym obszarze znajduje się parlament, ministerstwa, siedziby prezydenta i premiera oraz giełda, muzea, pałace, katedry, teatr i opera, o ogrodach, bastionach i fortach nie wspomnę. Oprócz Mdiny, dawnej stolicy w środku wyspy, tylko Valletta zachowała w pełni dawny układ i charakter. Resztę Malty wypełniły nowe obiekty, w których niknie zabudowa z minionych epok.
Uważane było za praktyczny przykład idealnego miasta Renesansu, z zastosowaniem hippodamejskiego systemu rozplanowania. Ulice wytyczono wzdłuż osi północ-południe oraz wschód-zachód, dzielące miasto na kwartały, a krzyżujące się arterie utworzyły geometryczną siatkę. Dziś wąskie i szersze ulice zachwycają stylową zabudową i wspartymi na kamiennych kroksztynach drewnianymi balkonami-werandami (gallarija) w soczystych barwach czerwieni, błękitów czy zieleni. Ich pochodzenie sięga stosowanych przed wiekami arabskich zasłon okiennych. Drewniane werandy rozpowszechnione w XVII wieku, odzwierciedlały swoją konstrukcją i wielkością status i majętność właściciela. Dziś, najdłuższa gallarija, biegnie wzdłuż piętra pałacu Wielkiego Mistrza.
Równie zachwycające są wrota i bramy parterów z szyldami dawnych sklepów i warsztatów rzemieślniczych, pochodzące z brytyjskich, kolonialnych czasów. Po nich także trwałą pamiątką są czerwone budki telefoniczne i skrzynki pocztowe, rodem wprost z Londynu no i pomnik Królowej Wiktorii na centralnym placu miasta. Warto dodać, że obok maltańskiego, drugim językiem urzędowym jest dziś także angielski.
Ile razy byłam Valletcie, mieszkałam w dawnym domu z piaskowca. Grube mury chroniły przed palącym słońcem i temperaturą. Wewnętrzne patio i drewniana weranda pozwalały na relaks w czasie sjesty i obserwacje życia ulicy, chroniąc przed skwarem, ale i jak dawniej – przed oczami ciekawskich. Niektóre domy mają także tarasy na dachu. Można wówczas, spędzać wieczory w powiewie morskiej bryzy z widokiem na oba porty. Po zmierzchu kopuły i fasady miasta zaczynają się jarzyć tysiącami kolorowych żarówek. I niemal zawsze, a szczególnie w święta religijne, można liczyć na wieczorny pokaz sztucznych ogni.
W Valletcie wszystko jest kameralne i przyjazne. W małych sklepikach czy piekarniach można kupić warzywa, owoce czy pieczywo z anyżem. Wiele domów zamieszkują zwykli, często wiekowi mieszkańcy. Wiele tradycyjnych, kamiennych domów zajmują apartamenty dla gości, ale coraz więcej stoi opuszczonych z tabliczką – For sale. Galerie, sklepy i mnóstwo lokali z najróżnorodniejszą kuchnią zachęcają, aby wpaść rano na angielskie śniadanie, a w południe na gaszący pragnienie lokalny napój kinnie z ziół i gorzkich pomarańczy. Maleńkie restauracje na stopniach stromych uliczek i placach, czasem na kilka stolików kuszą śródziemnomorską kuchnią czy koncertem jazzowym.
Świat kawalerów i dam
Miasto ma swoje miejsca spacerowe wzdłuż murów, fortu St.Elmo czy w wreszcie w ogrodach Barrakka, które w upalny dzień dają nie tylko chłód w cieniu oliwek, ale także wspaniałe widoki na Wielki Port oraz rozłożone na trzech cyplach po drugiej stronie - Trzy Miasta – Birgu, Sanglea, Bormla oraz na wchodzące do portu statki i żaglowce.
Nie tylko Valletta, ale i cała Malta jest przyjaznym miejscem dla… kotów. Jak się szacuje jest ich około 300 tysięcy, czyli niemal o połowę mniej niż maltańczyków. Są objęte ochroną państwa, dokarmiane, pielęgnowane i mają nawet swój pomnik. Można je spotkać niemal wszędzie, wygrzewające się na skwerach i ciepłych kamieniach placów i pomników.
Valletta jest miejscem spotkań ze sztuką w wielu wymiarach. Można trafić na koncert w ruinie dawnej opery lub w Pałacu Wielkiego Mistrza czy na atrakcyjną wystawę nowym muzeum MUŻA lub w wielu mniejszych galeriach w wąskich uliczkach miasta. Przyciągają zabytki jak konkatedra św. Jana, będąca eksplozją baroku, z posadzką kilkuset płyt nagrobnych pochowanych rycerzy zakonu maltańskiego. A także ze skarbem ukrytym w oratorium – obrazem ze sceną ścięcia św. Jana, namalowanym na wyspie przez Caravaggia, szukającego u maltańskich zakonników schronienia.
Malta wszystkim kojarzy się z tym, jednym z najstarszych zakonów rycerskich na świecie. Krzyże symbolizujące joannitów można znaleźć na wielu elementach architektonicznych i dekoracyjnych miasta. Przypominają o kilkusetletniej historii zakonu, broniącego wiary i niosącego pomoc potrzebującym. Dziś po latach znów powrócił na wyspę, a w Forcie St. Angelo odbywają się zakonne uroczystości. Jeśli ma się odrobinę szczęścia można spotkać rycerza maltańskiego,
a z pewnością kogoś z jego rodziny. O bytności tych synów, uznanych arystokratycznych rodów Europy, przypominają dziś zajazdy (auberges) które, pełniły funkcję dawnych kwater rycerzy zakonników. Z ośmiu, reprezentujących różne grupy językowe, pozostało do dziś pięć. W Zajeździe Kastylijskim mieści się dziś siedziba Premiera, a dwa z nich mieszczą sale ekspozycyjne muzeum MUŻA (Zajazd Włoski) oraz Muzeum Archeologiczne (Zajazd Prowansalski).
Kamienny sen śpiącej damy
Historia Malty sięga do odległych czasów neolitu i najstarszych budowli cywilizacji. Wśród najcenniejszych pamiątek archeologicznych z tamtych czasów należą eksponaty z istniejących do dziś świątyń sprzed kilku tysięcy lat na Malcie i Gozo. Niezwykłe są nieduże kobiece figurki, stanowiące prawdopodobnie wizerunek bogini płodności, a odnalezione wśród monolitycznych bloków dawnych miejsc kultu. Wśród nich jest maleńka kamienna postać korpulentnej śpiącej kobiety.
Została odnaleziona w tajemniczej i budzącej do dziś wiele pytań historii budowli - Hypogeum Ħal-Saflieni. W dzielnicy Valletty Paola znajduje się odkryta przypadkiem przed ponad wiekiem jedyna podziemna, trzykondygnacyjna budowla neolityczna sprzed 4,5 tys. lat. Dziś trudno uwierzyć, że pod zwykłymi domami przy wąskich uliczkach przedmieścia stolicy znajduje niemal w nienaruszonym stanie hipogeum, które najprawdopodobniej pełniło funkcje podziemnego sanktuarium, a potem nekropolii. Odnaleziono tam nie tylko fragmenty biżuterii i ceramiki, ale także figurkę śpiącej damy czy kapłanki i ok. 7 tysięcy szkieletów, w tym zagadkowe, wydłużone czaszki.
Wprawa w podziemia na głębokość kilkunastu metrów jest niezwykłym spotkaniem z odległą cywilizacją. Z upalnego miasta wkracza się w chłód wykutych kamiennymi i kościanymi narzędziami komnat, nisz i korytarzy. Ze względu na rangę i wyjątkowość zabytku, tylko kilkadziesiąt osób dziennie może wejść do podziemnej budowli, a bilety wstępu trzeba zarezerwować z wyprzedzeniem. To niezwykłe spotkanie z cywilizacją naszych odległych przodków i ślad ich bytności i wrażliwości na sztukę. Drugi poziom mieści największe skarby - główną komnatę i najważniejsze pomieszczenie - Święte Świętych z charakterystycznymi portalami trylitycznymi, z wykutym obok Dołem Węży. Najciekawsza i zagadkowa jest Komnata Wyroczni z niezwykłą akustyką, gdzie kapłani najprawdopodobniej interpretowali sny, a strop pokrywają widoczne do dziś (!) spiralne malowidła wykonane czerwoną ochrą. Wędrówka przez podziemne korytarze i komnaty przy dźwiękach kamiennych i kościanych narzędzi sprawia złudzenie, że nadal dawni mieszkańcy są obecni i kontynuują podziemne prace.