Wystarczyło mi niewiele ponad dziesięć godzin, bym pokonała niespełna dziesięć tysięcy kilometrów i dostała się z Warszawy do Tokio.
Oplecione hałaśliwymi autostradami wieżowce dotykają chmur, a miliony ludzi codziennie przelewają się przez wiecznie żywe i kolorowe ulice tej miejskiej dżungli.
Dookoła wirują delikatne płatki śniegu. W powietrzu unosi się zapach grzanego wina, korzennych przypraw i pieczonych pierników.
Niewielkie statki i ogromne wycieczkowce bujają się na wodach portu Jackson.
Od najstarszych na świecie winiarni w Kutjevo, po nowoczesne w Ilok - wycieczka do Slawonii w Chorwacji z pewnością uszczęśliwi każdego konesera win.
Po szerokich ulicach limuzyna, w której jadę mknie powoli i dostojnie. Nagle zatrzymujemy się przed skrzyżowaniem.
Od świtu do późnej nocy Freddiego otacza wianuszek fanów. I choć on sam stoi cierpliwie, w tym tłumie moja cierpliwość szybko się kończy.
Między willami tonącymi raz w kwiatach, innym razem w drzewach cytrynowych, przechadzają się Danny De Vito, John Travolta, Naomi Campbell, Sophia Loren…
Algarve jest niebieskie. Dużo bardziej niebieskie niż cała Portugalia. Jak reszta kraju tonie w charakterystycznych płytkach azulejos, ale też w wyjątkowym błękicie nieba i granacie oceanu ujętym w ramy poszarpanych skał.
Niby to rzeka, a przetaczają się przez nią fale spotykane na morzach. Codzienne burze niczym zapałki łamią rosnące na jej brzegach drzewa.