Pamiętacie sławnego Mariano Italiano z „Poranku Kojota”, będącego wspomnieniem słynnych, włoskich amantów przewijających się przez polskie kino okresu PRL-u? Na przykład takich jak Francesco Romanelli z „Nie lubię poniedziałku?”. Na przełomie lat 60. i 70. w PRL, włoski chłopiec był najgorętszym archetypem obcokrajowca. W dodatku, jeżeli oprócz głębokiego spojrzenia, dysponował jeszcze niewielkim, włoskim roadsterem albo sportową Alfą Romeo, to oznaczało, że mógł wszystko.

Na lepszy czas nie mogło trafić dwóch Włochów, którzy z impetem pojawili się w socjalistycznej popkulturze obok Maryli Rodowicz, Daniela Olbrychskiego czy chłopaków z Czerwonych Gitar. Byli to Lelio Lattari i Mario Graziani – playboye, biznesmeni i kierowcy wyścigowi. Panowie szybko podzielili sobie Polskę. Lattari błyszczał w Warszawie, u boku Andrzeja Jaroszewicza. Graziani zaś w Trójmieście, ścigając się w barwach Automobilklubu Morskiego, wspólnie z takimi nazwiskami jak Andrzej Szulc, Józef Ważny, czy Andrzej Lubiak. Tutaj też poznał swoją przyszłą żonę, wzbudzając zrozumiałą zazdrość dużej części będącej właśnie na wydaniu, atrakcyjnej Gdyni. Nie trzeba chyba dodawać, że obaj panowie jeździli pięknymi Alfami Romeo. Dokładnie takimi samymi, jakie pojawiły się w tym samym czasie, w nagrywanym nad morzem, odcinku „07 Zgłoś Się” czy „Przepraszam czy tu biją”. Kilka lat później Lattari i Graziani opuścili Polskę, zostawiając po sobie wciąż żywe marzenie o Alfie i przystojnym Włochu.

Dwadzieścia lat później Kuba Zadrożny przypatrywał się, jak do nowo postawionego garażu jego taty zjeżdżają się zupełnie nowe Alfy Romeo. Pan Bogdan dowodził bowiem pierwszą w trójmieście stacją, której Włosi po transformacji dali prawo do obsługi tej marki.

- Tamte Alfy zachwycały nas ciągle tak samo jak modele z lat 70. Dziś to już klasyki – modele 33, 75, 164, Spider, czy Alfasud. Po dużych fiatach i Polonezach było to coś absolutnie cudownego – wspomina Kuba Zadrożny.

Mijały lata. Kuba skończył studia na Politechnice i stanął u boku ojca w warsztacie, który z serwisu Alfy Romeo zmienił się w międzyczasie na świątynię dla większości trójmiejskich posiadaczy klasyków. Przez ręce obu inżynierów przechodziły zachwycające Ferrari, Maserati, Mercedesy, Jaguary, czy Porsche. 

- To wspaniałe samochody, ja jednak cały czas marzyłem o tych kultowych Alfach, jakimi jeździł Graziani i Lattari – mówi Kuba. - Jako pierwszą, wyremontowaliśmy białą 1300 GT Junior, która wkrótce trafiła na okładkę miesięcznika Classic Auto, zajmującego się zabytkową motoryzacją. Cieszyłem się nią kilka lat. W pewnym momencie uznałem, że dosyć i samochód sprzedałem. Wytrzymałem kilka miesięcy i w garażu pojawiła się pierwsza Alfa Romeo 2000 GT Veloce. Kiedy ją remontowałem, zrozumiałem, że najbardziej cieszy mnie nie jeżdżenie, ale właśnie odbudowa, a ponieważ włoskie samochody mają duszę, bliżej mi mówić o tym, jako o pewnego rodzaju wskrzeszeniu – dodaje.

Produkowane w latach 1963-1977 we włoskim Arese pod Mediolanem GT/GTV to prawdziwa włoska poezja. Harmonijne nadwozie o niewielkiej masie, zaprojektowane przez Giugiaro, kryło zrywne silniki. Waga rodziny GT-GTV, w zależności od pojemności silnika, oscylowała w granicach 900-1000 kilogramów. Zwarta bryła o krótkich zwisach i skrzynia o sportowych przełożeniach sprawiała, że był to samochód dający bardzo rzadko spotykaną wówczas radość
z jazdy.

- GT 200 Veloce nie jest łatwym tematem do odbudowy. Samochód musi być dobrze zrobiony, a części sporo kosztują. Postanowiłem więc sprawić sobie coś łatwiejszego, czyli czterodrzwiową Giulię z 1969 roku. Wsadziłem do niej mocniejszy, dwulitrowy motor. Giulia zaczęła jeździć i w tym momencie na horyzoncie pojawiła się … piękna 2000 GT Veloce. Oczywiście do remontu – opowiada Kuba. 

Co było dalej – nietrudno się domyślić. Auto, już po odbudowie, zobaczycie na sąsiedniej stronie. Samochód czeka na nadchodzący sezon. A Kuba, cóż… powtarza wszystkim, że było to jego ostatnie wskrzeszenie. Ale, znamy go za długo, więc, trochę na przekór, szukamy w sieci i podsyłamy mu kolejne wymagające wskrzeszenia GT 2000 Veloce.