Niskie domy, wywinięte dachy i setki tajemniczych, pachnących egzotyką zakątków.
Canberra - czy ta nazwa nie brzmi to trochę jak czarodziejskie zaklęcie? Jak coś, co nie istnieje?
Dziesięciomilionowy Seul nie bez powodu nazywany jest "bramą Azji". To miasto nowoczesne, bogate, bardzo "zachodnie", które niczym Nowy Jork, nigdy nie zasypia.
Z daleka słychać ryk silników. Koła samochodu w drobnym piasku kręcą się trochę jakby bezradnie. Przez moment mam nawet wrażenie, że ugrzęźniemy tu na zawsze.
Rzucił korporację, by spełniać marzenia… Ta historia zaczyna się jak wiele innych. Z tą tylko różnicą, że droga Wojtka Jurojcia nie była prosta, pojawiały się na niej zakręty i całkiem spore przepaście.
Pobudka o 3 nad ranem nie nastraja mnie optymistycznie. Jest jeszcze ciemno. Jednak wyruszyć należy na długo przed tym, zanim wzejdzie słońce.
Bawaria, a dokładniej Frankonia, kojarzyła mi się, zapewne jak większości moich znajomych, z piwem i kiełbaskami produkowanymi na sto sposobów.
Ocean. Pieprz i wanilia. I upał wpisujący się w obraz tropikalnej idylli.
Pełne jest tajemniczych zakamarków, smaków i życia, choć na dobrą sprawę pośpiech bywa tu rzadkim gościem.
Stoję na wierzchołku Akropolu. Próbując ogarnąć wzrokiem jak najwięcej, zastanawiam się, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy miasto.