Rzucił korporację, by spełniać marzenia… Ta historia zaczyna się jak wiele innych. Z tą tylko różnicą, że droga Wojtka Jurojcia nie była prosta, pojawiały się na niej zakręty i całkiem spore przepaście. Potrzeba poznawania odmiennych kultur, smaków i ludzi okazała się na szczęście silniejsza od wszelkich przeciwności losu. Wojtek Jurojć kocha Azję. Udowadnia to w swojej książce i podczas kameralnych wypraw organizowanych dla tych, którzy na dalekim kontynencie chcą zejść z utartych ścieżek.
Siedem lat temu wybrał się w podróż do Indii i do Nepalu. I tak się zaczęło. Od tamtej pory nie potrafił usiedzieć w miejscu, a praca w dużych firmach, choć dawała pieniądze, w jakiś sposób uwierała. Zrobił coś, do czego teraz namawia innych. No, może nie do końca jest w stanie przekonać znajomych i nieznajomych, żeby podążając za marzeniami rzucili pracę, ale przecież podróżować może każdy.
- Ludzie często pracują przez lata i odkładają pieniądze na realizację swoich marzeń, ale później brakuje im odwagi, by je spełniać. Postawiłem więc sobie cel - chcę namawiać innych, by nie rezygnowali z czegoś, co siedzi głęboko w ich głowach, z marzeń - opowiada mi Wojtek, magister politologii i ekonomii.
PRAWDZIWE HISTORIE
Jest młody, pełen energii i chęci odkrywania zakamarków świata, do których nie wiodą znane szlaki. Z podróży przywozi miliony przygód i wspomnień, setki zdjęć, spore grono znajomych z całego świata, kolejne pomysły na wyprawy.
- Chcę uczyć innych, na czym polega sztuka świadomego życia, podróżowania i pożegnanie tego co systemowe, bezduszne lub bezsensowne. Krótko mówiąc, na czym polega wybranie własnej drogi - opowiada podróżnik.
Wojtek raz, dwa razy w roku zabiera w grupę tych, którzy obawiają się samotnych podróży w nieznane i zawozi ich w miejsca, do których sami nie mieliby szansy dotrzeć. Jak choćby wyspa Koh Jum w południowej części Tajlandii. Nie każdy o niej wie, nie każdy o niej słyszał. A to właśnie tu białe piaszczyste plaże świecą pustkami, a jedynym obowiązkiem w ciągu dnia jest wstanie z łóżka. Wieczory spędza się w barze na plaży z widokiem na zachód słońca, trzymając w ręce kufel zimnego piwa. W taką podróż można wybrać się paczką znajomych albo w rodzinnym gronie.
AZJA NA KARTACH KSIĄŻKI
Wojtek pomaga zaplanować wszystko od A do Z. Dba, by finanse nie zrujnowały domowego budżetu, służy radą, merytorycznym wsparciem, a potem jest przewodnikiem. Inspiracją do dalekich podróży może być też książka „Gdzie Raki Zimują. Spotkania w Azji”, która właśnie powstaje.
- To osiem przeplatających się opowieści o ludziach, których poznałem w drodze. Przez ich pryzmat pokazuję kraje, w których mieszkają. Jest na przykład historia o Taju, który na niewielkiej wyspie prowadzi hostel, o zwyczajach i kulturze, jakie tam panują. Dla tych, którzy obawiają się dalekich wypraw, inspiracją może być historia o mieszkającym w Chinach polskim przedsiębiorcy Januszu, który przebył długą drogę, zanim znalazł swoje miejsce na ziemi. Jest też opowieść o Kenijczyku, którego poznałem w Tajlandii, gdzie pracowaliśmy przez rok, który po kilku latach zaprosił mnie do Kenii na swoje wesele - mówi Wojciech Jurojć.
Książka, która powstaje, to opowieść o Chinach, Wietnamie, Kambodży. Wojtek stara się być obiektywnym autorem, pokazywać Azję bez zbędnego kolorowania rzeczywistości.
TRYBIK W MASZYNIE
Pełen marzeń, odwagi i zapału odszedł z korporacji, chociaż ze świadomością, jak wielkim ryzykiem jest lansowana w mediach zmiana swojego życia. Przecież odejście z korpo to nie bajka, która musi skończyć się happy endem. Wojtkowi udało się jednak znaleźć work-life balance i rozpocząć nowe życie na własne konto, a właściwie na własne ryzyko.
- Bakcyla podróżowania złapałem jeszcze na studiach, wtedy też pojawiła się miłość do Azji. Jako wolontariusz, na niespełna cztery miesiące, pojechałem do Indii i do Nepalu. Uczyłem dzieci, jak chronić środowisko - opowiada.
Później, już po studiach pojechał do Tajlandii. Przez rok pracował w firmie IT, w dziale marketingu i sprzedaży. Po powrocie do Polski nie umiał się odnaleźć. Przez chwilę pracował w Warszawie, żeby na dłużej zakotwiczyć w Pradze. W Czechach spędził trzy lata. Piękne miasto, ciekawi ludzie, satysfakcjonujące zarobki. Raj, jak myśli wielu. Jednak dobra praca nie zawsze przynosi radość.
BILET W JEDNĄ STRONĘ
Przyszedł moment, że coś w nim pękło. Nie chciał i nie potrafił być już trybikiem w odtwórczej machinie. Pewnego dnia otworzył rano oczy i stwierdził, że rzuca wszystko i wyjeżdża. Złożył w firmie wypowiedzenie, kupił bilet w jedną stronę i zaczął zmieniać swoje życie. Swoją azjatycką przygodę zaczął od Tajlandii, potem był Laos, Kambodża i Wietnam. W backpackerskiej podróży spędził trzy miesiące. Przemierzał azjatyckie wsie i kameralne miasteczka. Od hostelu do hostelu.
Czasami porzucał na chwilę lowcostowe życie i decydował się na nocleg w nieco lepszym hotelu. Towarzyszką tej podróży była Magda, z którą później stworzył turystyczny projekt rakizimuja.pl.
- Znajdowałem miejsca, w których ludzie nie są skażeni turystyką, gdzie życie toczy się swoim rytmem, a ludzie kultywują swoje tradycje. To po tym wyjeździe postawiłem sobie cel. Chcę tłumaczyć ludziom, w jaki sposób podróżować bezpiecznie i co robić, by się podróży nie bać - opowiada Jurojć.
ELEMENT ZASKOCZENIA
Wojtek nie ukrywa, że niejednokrotnie był w podróży czymś zaskakiwany. Zwykle pozytywnie, choć zdarzały się dramatyczne chwile.
- Kiedy siedem lat temu trafiłem do Indii, nie byłem przygotowany na to, że poza wszystkimi kolorami, jakie serwuje ten kraj, zobaczę tyle… brudu. Na ulicach pięciomilionowego Lucknow, w którym mieszkałem, walały się śmieci, grzebały w nich prosiaki, na które w nocy polowały watahy wilków. Na szczęście przygotowany byłem na to, że Indie można kochać lub nienawidzić. Ludzie, których poznawałem, budzili moje pozytywne emocje - wspomina Wojtek.
Ludzie w Indiach żyją wolniej niż Europejczycy, są bardzo uduchowieni i wydają się dużo szczęśliwsi niż my. Wojtek chciał poznawać ich charaktery, rzeczy, którymi się otaczają i ich kulturę. Żył jak oni i jadł jak oni, chociaż w Indiach przypłacił to chorobą. Przez tydzień leża z wysoką gorączką. Na szczęście miejscowi wyleczyli go swoimi lokalnymi miksturami. Od siedmiu lat podczas wyjazdów już nie choruje.
DRAMATYCZNE CHWILE
Azja wciąga od początku do końca, uzależnia, woła zapachami, smakami, pocztówkowymi krajobrazami i sprawia, że chce się jak najszybciej wrócić znów w jej objęcia. Każda podróż na ten kontynent jawi się jako nieprzerwana ciągłość szczęśliwych chwil. Jednak Wojtek pytany o sytuacje, które najbardziej go dotknęły, porządkuje wspomnienia i analizuje przeżycia. Czasami znajduje te najdramatyczniejsze.
- W Azji zobaczyłem brak szacunku dla życia ludzkiego, które jest tam warte tyle co paczka papierosów. Pamiętam, kiedy jechaliśmy przez granicę tajsko - kambodżańską do Angkor Wat, autobus nagle się zatrzymał. Była noc, dookoła pustkowie, do cywilizacji daleko. Z daleka słychać było płacz i ludzką rozpacz. Okazało się, że autobus zatrzymał się przez wypadek, jaki wydarzył się chwilę wcześniej. Ciągnik siodłowy zderzył się z samochodem. Na drodze leżało sześć czy siedem rozerwanych ciał. Nikt z miejscowych nie chciał pomóc rannym, nikt nie myślał o wezwaniu pomocy, nikt nawet nie chciał pocieszyć kobiety, która rozpaczała, ponieważ straciła bliskich. Zależało im tylko na tym, żeby udrożnić drogę. Rozsuwali wraki aut i przerzucali ciała na bok. To było dla mnie makabryczne przeżycie. Zobaczyłem, że wszystko jest ulotne i jak wszystko można stracić w jednej chwili - opowiada.
Co dalej? Wojtek planuje właśnie wyjazd w Himalaje na kilkutygodniowy trekking, a potem podróż w ukochane Bieszczady. O dalszych planach nie chce mówić, chociaż ma konkretne marzenia.