Z grupą przyjaciół byłem ostatnio we Lwowie, pierwszy raz w życiu. Nie chcę powtarzać za innymi zachwytów nad miastem, które w sensie budowlanym uniknęło większych zniszczeń wojennych i które stanowi wspaniale zachowany pomnik kultury wielu wieków i wielu narodów. Zamiast tego zwrócę uwagę na co innego, na to, że wojna, owszem, pozostawiła tzw. „tkankę miejską” prawie nienaruszoną, ale w 1944/45 roku ostały się domy bez duszy, budynki bez mieszkańców, miasto bez pamięci.