Entomofobia to chorobliwy lęk przed owadami. Jednego jestem pewna. Nie cierpieli na nią uczestnicy ekstremalnych warsztatów gotowania w Akademii Kulinarnej Fumenti. Pod okiem pasjonata, poszukiwacza smaków i szefa kuchni Kuby Korczaka, przyrządzali i ze smakiem zajadali się drewnojadami, mącznikami, karaczanami i szarańczami.
Te są takie bardziej ruchliwe, trzeba uważać”. To właśnie usłyszałam, przekraczając próg Akademii Kulinarnej Fumenti w Gdańsku. Miałam nadzieję, że nie chodzi o to, co za chwilę znajdzie się na moim talerzu.
Twarda sztuka
Nadzieje płonne… Pudełka z żywymi – i rzeczywiście bardzo ruchliwymi – szarańczami, molami woskowymi (jak później się dowiedziałam to istny „rolls-royce” wśród owadów) i dość hałaśliwymi karaczanami (ładniejsze określenie karaluchów), piętrzyły się niedaleko kuchenki. Moje przerażenie w oczach narastało. Miałam nie być w tym osamotniona, a szybko okazało się, że reszta uczestników, po przełamaniu pierwszych lodów i dość słabych barier psychicznych, bardzo ochoczo podeszła do wyzwania. A może dobrze udawali?
– Wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi. Apel „czyńcie sobie ziemię poddaną”, staram się realizować na każdym kroku. Jestem twarda sztuka. Uwielbiam tatara, tłustą golonkę, krwiste steki – dziarsko wyznała Ewa Salamon, na co dzień zajmująca się promocją i mediami społecznościowymi. – Wydaje mi się, że mogłabym zjeść wszystko. Gdybym miała okazję, na pewno spróbowałabym zupę z małpy lub kacze płody. A ten „robaczany eksperyment” mam ochotę powtórzyć w domu – dodaje Ewa Salamon.
Lubię to!
Pomyślałam sobie – ok, niech jej będzie. Kiedy jednak zobaczyłam, jak Ewa z lubością wcina owady w tempurze i żywe larwy drewnojada, uwierzyłam, że może to jednak ja jestem za mało otwarta na wyzwania (warto może jeszcze dodać, że Ewa do domu zabrała karaczana madagaskarskiego, bo podobno całkiem nieźle daje się oswoić…). Postanowiłam więc drążyć dalej.
– W Meksyku jadłam mrówki i pasikoniki. Jak dowiedziałam się o tych warsztatach, to byłam przekonana, że to świetny pomysł na spędzenie sobotniego wieczoru – z nieskrywaną ekscytacją powiedziała Paula Pawlikowska, pracująca w agencji reklamowej.
Paula „przeraziła” mnie chyba najbardziej. To, że owadzie potrawy bardzo przypadły jej do gustu, to jeszcze nic. Chętnie też robiła sobie zdjęcia z wędrującym po ręce karaczanem, czy z wystającą z ust, ruszającą się jeszcze larwą. Fotki wrzucała na facebooka (nie była zresztą jedyną uczestniczką, chcącą jak najszybciej podzielić się z innymi swoimi wrażeniami). To nadal jeszcze nie było najbardziej zaskakujące. Przed zanurzeniem szarańczy w tempurze, należało wyrwać im skrzydełka (te podobno nie są zbyt smaczne…). Paulina skrzydełka wyrywała bez mrugnięcia okiem, niczym prawdziwy zawodowiec. A ja nadal nie mogłam znaleźć bratniej duszy, nie do końca przekonanej do takich kulinarnych zwyczajów.
Jak to smakuje?
– Lubię gotować i eksperymentować. Owady to ciekawy dodatek, choć w zasadzie troszkę bez smaku – przyznał Marek Miarczyński, konsultant IT.
O smak dbają jednak dodatki i przyprawy. Karmel, trawa cytrynowa, czekolada, imbir. Ich aromat powodował, że trudno było oprzeć się świeżo przyrządzonym insektom. Pomyślałam sobie – lepiej żałować czegoś, co się zrobiło, niż tego, czego się nie zrobiło. Choć kanapek z molami do pracy na co dzień robić sobie nie będę, to jednak makaron z drewnojadami był znacznie bardziej przyswajalny niż myślałam. A jak smakują owady?
– Troszkę przypominają w smaku owoce morze – po chwili zastanowienia odpowiedział Mariusz Kowalewski, docent na wydziale weterynarii Uniwersytetu w Zurychu.
Mariusz na kulinarne warsztaty wybrał się wspólnie z przyjaciółmi ze Szwajcarii – Iris i Ralfem. To był także ich pomysł na ciekawe spędzenie czasu w Trójmieście. Cała trójka zgodnie potwierdziła, że bawi się znakomicie i taki wieczór, to doskonałe zwieńczenie wyjazdu. Na ich twarzach też obrzydzenia, czy obawy przed nieznanym nie zauważyłam…
Na zdrowie!
W Fumenti uczestnicy tych ekstremalnych warsztatów poznali tajniki hodowli i serwowania owadów. Pod okiem genialnego specjalisty przyrządzali dania na bazie larw drewnojadów, wielosmakowych larw mącznika młynarka (karmionych wcześniej kokosem, cynamonem i trawą cytrynową), szarańczy, aksamitnych larw moli woskowych i gigantycznych karaczanów madagaskarskich. Kuba Korczak, nie tylko znakomity kucharz, ale także artysta kulinarny jest współtwórcą pierwszej w Polsce restauracji serwującej wyłącznie dania z insektów i pajęczaków „Co To To Je” w Warszawie. Jak podkreśla, wszystkiego nauczył się sam, metodą prób i błędów. A na czym polega fenomen owadów?
– Przede wszystkim są niskokaloryczne i jednocześnie bardzo sycące – tłumaczy Kuba Korczak. – Zawierają błonnik, który poprawia perystaltykę jelit i łatwo przyswajalne wartości odżywcze. To prawdziwa bomba proteinowa – dodaje Kuba Korczak.
(Nie) tylko dla odważnych
„Co To To Je” wywołała bardzo wiele emocji. Zjemy tu m.in. szaszłyki z jedwabnikiem, zupę krem z mącznikiem młynarkiem, czy kaczkę w sosie ze świerszczy i malin podaną z kaszą. Pomimo licznych kontrowersji, klientów, nawet już tych stałych nie brakuje. Większość przychodzi tu z ciekawości, choć zdarzają się i tacy, którzy… oswajają lęk. Wydaje się to nieprawdopodobne, jednak dla cierpiących na entomofobię może być to bardzo skuteczna terapia. Bo tak naprawdę wszystko „tkwi w naszej głowie” i to od nas samych zależy, czy poradzimy sobie z własnymi uprzedzeniami i blokadami psychicznymi. Ja spróbowałam.
Obecnie za jadalne uznaje się ponad 2000 gatunków owadów. W Meksyku zjada się około 500 różnych rodzajów insektów, zaś dla milionów mieszkańców południowo – wschodniej Azji są one elementem codziennej diety. Kolumbijczycy cenią mrówki, bo są źródłem aminokwasów i stanowią świetną alternatywę dla prażonej kukurydzy. W kuchni koreańskiej za to nie brakuje przepisów z larwami, na co dzień dostępnymi tu w puszkach.
Papua Nowa Gwinea słynie z pędraków ryjkowców, chrząszczy żyjących w pniach martwych sagowców. Dojrzałe larwy sprzedawane są żywe, pieczone lub nadziewane na bambusowy patyk. Kandyzowane koniki polne były przysmakiem japońskiego cesarza. Dziś za to mają swoich zwolenników w Chinach, gdzie przyrządzane są głównie w oleju sojowym. Ogromne gąsienice mopane serwowane z imbirem są smakołykiem mieszkańców Afryki, a Indianie Piaroa żyjący w Wenezueli zajadają się gorącymi tarantulami prosto z ogniska. „Hard core”? Jak się okazuje owady stają się coraz bardziej „modne”, a nawet pokusiłabym się o określenie „gadżeciarskie”.
Moda na owada
Kojarzone z najbardziej odległymi krańcami świata, spożywane są ze smakiem także w bliższych nam szerokościach geograficznych. Jednym z droższych przysmaków, jaki zjeść możemy w Sardynii jest Casu Marzu. Ten ser z owczego mleka fermentuje tak długo, aż staje się siedliskiem larw. Większość usuwa je przed jedzeniem, ale prawdziwi smakosze wcinają całość. Lizaki o smaku tequili z pędrakami i skorpionami? Dlaczego nie! Kupimy je np. w Wielkiej Brytanii.
W Rosji zamiast chipsów i paluszków niektórzy przy piwie zajadają się chrupiącymi larwami w różnych smakach, między innymi serowym i pikantnym meksykańskim. Ciekawe jest również to, że jedno z dań nagrodzonych trzema gwiazdkami Michelin, a więc największym kulinarnym wyróżnieniem, przyrządzone zostało m.in. ze świerszczy i os. Kucharz Heston Blumenthal podał je z sosem pomidorowym. Smakosze nie mogą się mylić…
Kuba Korczak – od ponad 10 lat dzieli się swoim doświadczeniem, prezentując regionalne i nieodkryte polskie smaki. Wieloletni działacz organizacji Slow Food Polska i Slow Food Youth. Gotował w najciekawszych restauracjach w kraju oraz w Grecji, gdzie spędził część swojego życia. Pomysłodawca innowacyjnego projektu kulinarnego Food for Friends oraz rodzinnego festiwalu Good Food Fest.