Audi V8 to dowód na to, że czasami warto ryzykować. Choć nie zdobyło spodziewanej popularności, bez niego nie byłoby kolejnych generacji popularnego modelu A8. Dziś to bez wątpienia jeden z najciekawszych i najwygodniejszych youngtimerów. Po krótkiej przejażdżce, każdy chce go mieć.

Najbardziej luksusowy pojazd fabryki z Ingolstadt, z przełomu lat 80. i 90. XX wieku, zaprezentowany w Genewie w 1988 roku, nie należy do częstych gości popularnych portali aukcyjnych. Ogłoszenia policzymy na palcach jednej ręki, a ceny dobrze utrzymanych egzemplarzy startują od ponad 30 000 złotych i z roku na rok wzrastają. Podobna tendencja dotyczy zresztą także mojego ulubionego BMW serii E36. Co ciekawe, oba samochody zaczynają cennikowo wyprzedzać wieloletniego lidera, czyli podobnego rocznikowo Mercedesa klasy S.

Na rosnąca popularność Audi ma wpływ nie tylko unikatowość, ale także bardzo nowoczesna technika. V8 powstało na bazie płyty podłogowej znanych dobrze w Polsce okresu transformacji, modeli 100 i 200. Jego zadaniem było ponowne wprowadzenie marki do grona limuzyn segmentu premium, czyli de facto powrót w miejsce, w którym przed II Wojną Światową, marki wówczas koncernu Auto Union (Wanderer i Horch), dawały sobie całkiem nieźle radę. Atutem w walce z Mercedesem i BMW miał być bardzo nowoczesny, 32-zaworowy, wtryskowy silnik benzynowy i napęd na cztery koła, sprzężony z dopracowaną skrzynią biegów. Aby oszczędzić na kosztach nowe V8 powstało z połączenia dwóch jednostek 1.8 16V z Golfa II GTI. Aby przekonać nabywców o zaletach nowego układu napędowego, Audi wystawiło V8 w prestiżowych zawodach DTM. Dwa lata po debiucie, pod maską pojawiła się też nowa widlasta jednostka o pojemności 4.2 litra, a charakterystyczne, kanciaste nadwozie uzupełniono o wersję Lang.

Jak na swoje czasy V8 było bardzo bogato wyposażone. Posiadały m.in. Webasto, ABS, dwie poduszki powietrzne, elektryczne sterowanie szyb, elektryczne sterowanie lusterek z pamięcią ustawień oraz podgrzewaniem, elektryczną regulację foteli z pamięcią ustawień oraz podgrzewaniem, elektryczne sterowanie szyberdachu, domykanie szyb oraz szyberdachu z pilota, funkcję automatycznego przestawiania lusterek podczas cofania oraz telefon satelitarny, system alarmowy, klimatyzację automatyczną, tempomat, 8-głośnikowy system audio firmy Bose, czy podgrzewane dysze spryskiwaczy. W tamtych czasach takie wyposażenie, na przykład w Mercedesie, kosztowało prawdziwą fortunę. Ze względu na znikome zainteresowanie, samochód produkowano zaledwie pięć lat – do 1993 roku. Rok później zadebiutowało Audi A8, które w nowoczesnym nadwoziu kryło bardzo wiele rozwiązań przeniesionych ze starszego modelu. Ciepłe przyjęcie następcy, który szybko okazał się hitem rynkowym było najlepszym dowodem, że V8 spełnił swoją misję wprowadzając Audi do segmentu, który zwykło określać się jako „S”.

W Trójmieście pierwsza powojenna, luksusowa limuzyna z okręgami w logo widywana jest nieustannie na drogach już od lat 90. Wtedy była symbolem luksusu i prestiżu. Jej właściciele szybko zmieniali ją jednak na Mercedesy i BMW, ponieważ technologicznie samochód przewyższał możliwości ówczesnych warsztatów. Przez kolejne lata zawsze gdzieś dało się ją zobaczyć, choć zawsze mówiło się że serwisowo nie jest tutaj ani tanio, ani łatwo. Potwierdza to zresztą Michał Zachowski, z zawodu geodeta, z zamiłowania użytkownik Audi. Jak wspomina, najpierw był Trabant potem Polonez, a potem już kolejne modele niemieckiej marki. Te na co dzień i na niedzielę. Pomysł na V8 narodził się trzy lata temu, po sprzedaży kabrioleta. Zakup okazał się strzałem w dziesiątkę.

- Mój  egzemplarz jeździł do 2000 roku w Niemczech, potem trafił do entuzjasty modelu w Szwecji, a po kilku latach do mnie. To pełna opcja z 1993 roku, po liftingu, z silnikiem 4.2 – relacjonuje Michał Zachowski. - Brakuje mu tylko pokładowego telefonu. Mimo problemów z dostępnością części, na które trzeba polować po całym świecie, trudno o wygodniejsze i cichsze auto. Stąd – raczej na pewno ma u mnie spokojne dożywocie – podkreśla miłośnik V8.

Zdjęcia zostały wykonane dzięki uprzejmości NDI Development „Cukrownia” w Pruszczu Gdańskim