Berliet

Niepodległość, ortodoks i francuskie dinozaury

Krzysztof Nowosielski

Był taki czas, kiedy numerem pierwszym na światowym rynku motoryzacyjnym była Francja. Dziś De Dietrich, De Dion, Berliet, czy Panhard brzmią podobnie do nazw prehistorycznych gadów. Na nowy rok postanowiliśmy zatem uraczyć was właśnie takim francuskim dinozaurem.

Benz, Daimler, Maybach - założę się, że kiedy zapytam was o początki motoryzacji, padnie jedno z tych trzech nazwisk. To się nazywa niemiecki marketing! Prawda jest taka, że mimo niewątpliwych sukcesów, w pierwszych latach rozwoju motoryzacji, Niemcy ustępowały pola prawdziwej europejskiej potędze. Była nią Francja. Pierwszy sprawny, kierowany samojazd wcale nie był trzykołowcem Carla i Berthy Benz. Wymyślono go znacznie wcześniej i służył do holowania armat. Wehikuł ten, autorstwa niejakiego Nicolasa-Josepha Cugnota, wyjechał na gościńce już w 1769 roku. Dwa lata później zapisał się w historii motoryzacji jako sprawca pierwszego wypadku drogowego, niszcząc kamienny mur. Dopiero sto lat później na scenę wszedł Carl Benz, który w 1886 roku opatentował swojego spalinowego trzykołowca. Ten ruch sprawił, że jest on uważany za ojca pierwszego samochodu. Tymczasem, pierwszy spalinowy trzykołowiec, pojawił się dwa lata wcześniej… we Francji.

Przełom XIX i XX wieku był w tym kraju okresem prawdziwego boomu motoryzacyjnego. To nad Sekwaną wymyślono pierwsze wystawy samochodowe. Tam też odbywały się pierwsze testy dziennikarskie nowych pojazdów, w których już wtedy brali udział nawet dziennikarze z Warszawy. Od końca XIX wieku francuskie samochody eksportowane były na cały świat, a zastosowane w nich rozwiązania, kopiowane masowo w odległych terytorialnie konstrukcjach.

W całym kraju wyrastały jak grzyby po deszczu kolejne warsztaty i manufaktury. Do wyścigu dołączali też wielcy producenci, taktując samochód jako możliwość dalszej dywersyfikacji gamy produktowej. Na ryku utrzymały się po dziś dzień dwie: Peugeot i Renault. Obie pokazały swoje pierwsze samochody pod koniec lat 80. XIX wieku, walcząc z silną już wówczas i cenioną konkurencją, taką jak na przykład De Dietrich, budująca przemysłowo – handlową potęgę od 1684 roku, która swój pierwszy automobil zaprezentowała w 1897 roku, czyli sławny Hotchkiss. Firma znana bardziej z produkcji dział, karabinów i pojazdów pancernych, wytwarzała też – w latach 1903 – 1955, bardzo udane samochody osobowe.

A kto z Państwa pamięta markę De Dion Bouton? Pierwsze skrzypce grał w niej niezwykle zdolny markiz de Dion. Autor nowoczesnego, benzynowego silnika z jednym cylindrem, czy słynnej osi „De Dion”, stosowanej jeszcze do niedawna na przykład w Alfach Romeo. Albo taki... Panhard et Levassor. Założony w 1887 roku, pozostawił nam po sobie różne ciekawe innowacje. Pedał sprzęgła, znana także współcześnie, łańcuchowa skrzynia biegów, a także umieszczona z przodu chłodnica. No i słynny Drążek Panharda, czyli przez lata obowiązkowy element większości zawieszeń.

Świat zapomniał także o kimś takim, jak Marius Berliet. Dobra – może niektórzy Polacy pamiętają jeszcze sławne autobusy, produkowane w Polsce na licencji tej francuskiej firmy, a niektórzy junacy OSP stare francuskie wozy strażackie tej marki, ale – to wszystko. Ten katolicki ortodoks, który swój pierwszy samochód pokazał w 1900 roku, przez dziesięciolecia budował sobie we Francji opinię mistrza prostych, a zarazem bardzo niezawodnych pojazdów. Jako jeden z pierwszych zastosował w swoich konstrukcjach metalową ramę, a w 1907 roku zbudował pierwszą ciężarówkę. Już przed I wojną światową firma z Lyonu była prawdziwym potentatem. W jej ofercie znajdowały się samochody osobowe i użytkowe o mocach od 8 do imponujących wówczas 60 KM. Główne modele miały czterocylindrowe silniki o pojemnościach 2412 cm³ i 4398 cm³. Istniał także istny gigant - sześciocylindrowy silnik o pojemności aż 9500 cm³.

Wymierny sukces przyniosły Berlietowi zamówienia dla francuskiej armii. Dziennie oddawał wojsku nawet 40 pojazdów. Przede wszystkim sławnych modeli CBA, które stały się motoryzacyjnym symbolem I Wojny Światowej. To właśnie one przywiozły, wraz z „Błękitną Armią” w 1920 roku, niepodległość między innymi na Pomorze.

Po wojnie Berliet postanowił przestawić się głównie na ciężarówki i samochody dostawcze. Samochody osobowe stanowiły od końca lat 20. margines mocy przerobowych. Mimo to uchodziły za wygodne, nowoczesne i solidne. Z czasem – pod koniec lat 30. całkowicie z nich zrezygnował. W latach 70. Berliet trafił pod zarząd Renault, aby dziesięć lat później ostatecznie zniknąć. Chociaż – nie do końca. Auta tej marki są cenione przez znawców stąd można je oglądać w wielu muzeach. W Polsce pozostało kilka zabytkowych i na szczęście otoczonych opieką Berlietów PR 100, zmontowanych w Jelczu i kilkadziesiąt Jelczy – Berlietów PR 110. Jednym z nich dysponuje flota Gdańskich Autobusów i Tramwajów. Mamy też w kraju z pewnością przynajmniej kilkanaście wozów strażackich Berlieta, ciągle używanych przez OSP, oraz kilka samochodów osobowych i lekkich ciężarówek tego producenta. W Trójmieście jest jedna z nich. Bardzo ciekawa, bo skatalogowana w inwentarzu fundacji Berlieta. To model 944 camionette. Oryginalna fabryczna półciężarówka. Powstało ich zaledwie 300, a poza tą „naszą” znana jest jeszcze tylko jedna taka półciężarówka, która pojawia się czasami na zlotach w Niemczech. I to jest prawdziwy dinozaur!