Zwiedziła 63 kraje. Statystycznie w podróży spędza sześćdziesiąt procent swojego czasu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jest zwolenniczką samotnych wypraw na wysokich obrotach. Nigdzie nie czuje się tak dobrze, jak w drodze na kolejną przygodę życia. Uważa, że najpierw należy kupić bilet, a później się martwić. Poznajcie Sabinę z profilu Sama Przez Świat na Instagramie. Jeśli jeszcze jej nie znacie kliknijcie follow @samaprzezswiat.
Ty, młoda atrakcyjna kobieta, naprawdę podróżujesz sama?
Nie taka najmłodsza, mam już 35 lat. Nie widać pierwszych zmarszczek i zmęczenia materiału, bo kocham to co robię. Przez pierwsze trzydzieści lat nie podróżowałam, bo nie miałam za bardzo z kim. Po wyprowadzce z Polski zaczęłam trochę lepiej zarabiać, to pojawił się impuls, aby wyjechać na wakacje. Mimo środków i ogromnych chęci, nadal nie miałam z kim. Wkurzyłam się i kupiłam bilet tylko dla siebie. Taka alternatywa dla one way ticket. Tak rozpoczęła się solowa przygoda mojego życia, która trwa już od sześciu lat.
Kiedy narodził się pomysł na SAMĄ PRZEZ ŚWIAT?
Pomysł na @samaprzezswiat w świecie Instagrama narodził się dopiero trzy lata temu. Początkowo istniał tylko blog podróżniczy, gdzie dzieliłam się swoimi przeżyciami i zdjęciami. Moje wyprawy w pojedynkę nie były dla mnie niczym szczególnym, ale zauważyłam, że to ciekawi ludzi. Postanowiłam pójść o krok dalej i założyłam Instagama propagującego samotną
eksploracje świata.
Jak zareagowała rodzina na twoje samotne podróże?
Na samym początku bardzo się stresowali. Obecnie, po tylu latach, już niczym się nie martwią. Przyzwyczaili się. Zawsze przekraczam granicę i idę o krok dalej. Niedawno wróciłam z Maroka, kraju muzułmańskiego, który przez lata omijałam. Teraz uważam, że robiłam to całkowicie bezpodstawnie. W momencie informowania moich najbliższych, że czas na Maroko, oni zgodnie odpowiedzieli – „Baw się dobrze”.
Kto zaszczepił w Tobie chęć poznawania świata?
To po prostu we mnie było. Dopiero po latach widzę, że zamiłowanie do podróżowania i poznawania nowych kultur miałam w sobie od zawsze. Jako mała dziewczyna wertowałam atlas geograficzny, odbywałam podróże palcem po mapie, marząc o dalekich wyprawach. Doskonale pamiętam, jak mama zwracała mi uwagę, abym obchodziła się z atlasem ostrożnie i przestała się wygłupiać. Były to początki lat dziewięćdziesiątych, kiedy książki były bogactwem domu. Teraz dostrzegam, że brak pieniędzy na podróże jest naszym ograniczeniem. Fundusze, nie są problem, ja podróżowałam po Islandii trzy, cztery tygodnie, za trzy tysiące złotych.
Wolisz podróżować sama czy mieć kompana?
Przez prawie sześć lat podróżowałam sama. Dopiero niedawno miałam okazję przekonać się, jak to jest zwiedzać w towarzystwie. Wyruszyłam w świat z dwoma fantastycznymi fotografami, poznanymi na Instagramie, Aliną Kondrat i Kamilem Dziubczyńskim. Pierwszy raz w życiu dobrze czułam się z kimś przy moim boku. Mój styl podróżowania jest dość hardcorowy. Robię bardzo dużo kilometrów piechotą i samochodem. Uwielbiam takie road tripy, wstaję na wschód słońca i robię zdjęcia. Coraz bardziej zależy mi na fotografiach. Obecnie większość moich wypraw ustawiana jest pod względem mojej rozwijającej się pasji.
Spotkały Cię niebezpieczne sytuacje podczas samotnych wypraw?
Zrobiłam kilka tysięcy kilometrów po Stanach Zjednoczonych zimą. Często spałam wysoko w górach przy minus dziesięciu, piętnastu stopniach Celsjusza, bez ogrzewania w samochodzie. Dla jednego to ekstremalna sytuacja, dla drugiego gorsze warunki. Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Typowo niebezpiecznych sytuacji zagrażających mojemu życiu i zdrowiu nie miałam. No, może wtedy, kiedy bardzo dużo wspinałam się wysoko w górach. Jako amatorka miałam kilka mrożących krew w żyłach sytuacji na wysokości. Sama zorganizowałam sobie wyprawę z przewodnikiem na Kilimandżaro. Dla jednych jest to głupotą, dla drugich niesamowitą przygodą. Sytuacje typu opona pada, łapiesz gumę, a Ty nie wiesz jak to zrobić. Rutyna. Podchodzę do takich zdarzeń, jak do kolejnych przygód. Lubię ten stan adrenaliny, kiedy się coś wydarzy i trzeba szukać rozwiązania.
Najczęstsze problemy w podróży?
Szukanie noclegów, zmiana trasy, złapanie gumy na drodze, szukanie miejsca docelowego. Każda kolejna wyprawa odsłania nowe problemy.
Planując podróż, jakich miejsc unikasz?
Unikam miejsc typowo turystycznych i dużych miast. Chcę poznać prawdziwych ludzi, prawdziwe zwyczaje i kulturę, a nie wydmuszkę przygotowaną dla turystów. Cieszą mnie komentarze, że pokazuję podczas podróży na swoim profilu inne, nietypowe miejsca. Z takimi wyprawami chcę być utożsamiana.
Twoja pierwsza samotna podróż?
Śmieję się, że jak miałam sześć lat, sama po szkole pojechałam do cioci dwie dzielnice dalej, z Chełmu na Dolny Gdańsk. Dla sześcioletniej dziewczynki była to prawdziwa wyprawa. Tak na poważnie, pierwsza była Barcelona. Sześć lat temu. Byłam zmęczona pochmurną i deszczową pogodą w Londynie. W czwartek kupiłam bilet, a w sobotę byłam już w słonecznej Barcelonie. Wtedy odkryłam, że samotne wyjazdy mają swój urok. Nadajesz wycieczce własne tempo, sama ustalasz plan zwiedzania, jesz tam gdzie chcesz i nie musisz z nikim dyskutować. Największą wartością solowej wyprawy jest coś, czego nie widać na zdjęciach. Poznajesz lokalnych ludzi i ich kulturę. Nie uwieczniam tego wszystkiego na swoich zdjęciach, bo jest to
bardzo intymne.
Jaki jest Twój przepis na poznawanie nowych kultur?
Wystarczy podejść do miejscowego i zapytać się o drogę. Pierwszą rzeczą jest przełamanie się i uświadomienie sobie, że ludzie są z natury dobrzy i pomocni. Nie trzeba się bać. Kiedy mam problem, biorę głęboki oddech i idę po pomoc. Często tworzą się z tego zabawne historie. Pamiętam jak w Nowej Zelandii cały camping, jakieś trzydzieści osób zaangażowało się w rozwiązywanie mojego problemu. Moja rada, to nie bać się ekonomicznego podróżowania. Pierwszej nocy wybieram zawsze najtańszy hostel, bo tam przebywają najciekawsi ludzie.
W którym kraju są najbardziej gościnni ludzie?
Wszędzie, ale gdybym miała wybierać na podstawie własnego doświadczenia wybrałabym Islandię i Nową Zelandię. To są dwa moje ulubione kraje. Totalnie zakochałam się w poczuciu bezpieczeństwa jakie oferują. Nie trzeba zostawiać zamkniętego samochodu, nie boisz się o swojego laptopa w restauracji, nie obawiasz się kradzieży. Ludzie są bardzo gościnni i otwarci. Nie mają obaw się zapraszać obcych ludzi do domu. Zasadą jest, że im kraj biedniejszy, tym bardziej gościnny. Wyjątkami są Nowa Zelandia i Islandia, bo to bogate kraje.
Zwiedziłaś 63 kraje, gdzie najchętniej wracasz i czy znalazłaś już swoje miejsce na ziemi?
Bardzo rzadko wracam do kraju, w którym już byłam. Wiąże się to z filozofią, jaką wyznaję podczas podróży. Staram się dokładnie zwiedzać, poznawać i eksplorować odwiedzaną lokalizację. Zwiedziłam 63 kraje, w tym 43 europejskie, wróciłam z szóstego kontynentu. Moja presja powoli maleje, już się nie ścigam. Wracam jedynie na Islandię, niebawem odwiedzę ja siódmy raz. Tam dla mnie wszystko jest wyjątkowe, natura, lodowce, krajobrazy, ludzie.
Zdarza Ci się tęsknić za domem? I gdzie on się dla Ciebie znajduje?
Od sześciu lat, sześćdziesiąt procent czasu jestem w podróży. Wymyśliłam takie hasło „The road is my home”. Całkowicie się z nim utożsamiam, w domu jestem, kiedy jestem w drodze. Czuję się wolna. W podróży czasem tęsknię za wygodami domu. Podczas wyjazdów nie korzystam z kurortów i ekskluzywnych hoteli. Śpię w obskurnych hostelikach, w samochodzie lub korzystam z gościnności lokalnych mieszkańców. Po naprawdę intensywnej podróży, z utęsknieniem kładę się do wanny wypełnionej ciepłą wodą.
Jakie środki ostrożności zachowujesz podczas swoich wypraw?
Trzeba mieć w sobie odrobinę dobrego, motywującego strachu. Najważniejsze, żeby mieć przy sobie paszport i kartę kredytową. Jeśli mamy te dwie rzeczy, nie musimy się niczego obawiać. Masz dokumenty, to zawsze wrócisz do domu, masz kartę, to zawsze masz pieniądze i kupisz niezbędne rzeczy. Kiedy jestem w obcym mieście, nigdy nie poruszam się nocą. Trzeba pamiętać, że niebezpieczne są miasta. Staram się obracać pośród dzikiej natury, ale i tu trzeba zachować ostrożność i czytać znaki. Nie warto rozkładać namiotu blisko parku narodowego, bo można mieć lokatora w namiocie lub napotkać niedźwiedzią rodzinkę. Wyznaję też zasadę intuicji, jeśli z kimś rozmawiam i czuję negatywną energię, to uciekam. Polecam również zaopatrzyć się w fałszywy portfel, w którym będziecie trzymać kilka dolarów dla zmyłki złodziejaszków i napastników.
Czym się kierujesz przy planowaniu kierunku podróży?
Znajduję tanie bilety, więc to kierunek mnie wybiera, a nie ja kraj. Przeglądam bardzo dużo zdjęć na Instagramie. Często jest tak, że zakochuję się w miejscach z fotografii i obiecuje sobie, że kiedyś tam trafię. Zaznaczam wyjątkowe miejsca na mojej mapie google. Planując kolejną wyprawę, przeglądam mapę, liczę gdzie mam najwięcej pinesek i kieruję losem tak, aby się tam znaleźć. Obecnie mam trzydzieści znaczników na Kanadzie, liczę, że w tym roku uda mi się tam trafić. Zupełnie inaczej było z Islandią. Przeglądając tanie bilety zobaczyłam, że atrakcyjna cena widnieje przy tym kierunku. Zastanowiłam się dlaczego jeszcze mnie tam nie było, skoro uwielbiam Bjork. Tydzień później znalazłam się na Islandii. Jednym z moich przewodnich haseł jest – kup bilet, martw się później.
Co motywuje Cię do poznania danej kultury?
Czasem przypadek, tak jak to często się u mnie dzieje. Tak było w przypadku Madery. Wydawał mi się to typowo turystyczny kierunek, w którym nie mogłam odnaleźć nic dla siebie. Spotkało mnie przemiłe zaskoczenie. Istnieje tam mnóstwo dziewiczych miejsc, gdzie turysta jeszcze nie dotarł. Staram się być otwarta na nowe kierunki.
Podróżnicze plany na najbliższe miesiące?
W lutym wybieram się do Polski, a pod koniec marca, na moje urodziny mam kupione bilety na Islandię. Kanada, Indonezja, Japonia, Kolej Transyberyjska… nie chcę zapeszać, trzymajcie kciuki. Poluję na tanie bilety.
Czy swoje wyprawy chciałabyś przekształcić w bardziej komercyjne przedsięwzięcia?
Swoją drogę rozwoju upatruję w fotografii. Na blogu pojawia się coraz mniej wpisów, bo od roku przygotowuję się do wydania książki z ciekawymi anegdotami z podróży. Moim największym marzeniem jest porzucenie regularnej pracy i oddanie się w stu procentach podróżowaniu. Trudno powiedzieć, kiedy będę mogła to zrealizować. Staram się angażować i usprawniać mój przekaz z wypraw.