Mieszkańcy Gdańska i turyści doceniają rozwijającą się na Dolnym Mieście gastronomię. W przeciągu ostatnich kilku lat powstały tu ciekawe restauracyjne koncepty.
Jeden z nich to Nie/mięsny otwarty w dawnym sklepie mięsnym.
- Do starego PRL-owskiego szyldu dopisaliśmy migoczące słówko „nie” i stworzyliśmy menu, które jest skonstruowane według sprawiedliwego podziału wege i mięso. Na tamten czas w restauracjach dostępne były bardzo ograniczone opcje wegetariańskie. Chcieliśmy stworzyć miejsce, gdzie wspólny stół będzie łączył, a nie dzielił - bez oceniania wyborów żywieniowych – wspomina Karolina Oganowska. - Zanim jeszcze otworzyliśmy swoje drzwi dla gości z zewnątrz wiedzieliśmy, że staniemy się swoistym łącznikiem pomiędzy tym co nowe, a tym co powoli odchodzi w niebyt. Z szacunku do miejsca, historii dzielnicy, ale też i swoistego psikusa losu postanowiliśmy zostawić szyld sklepu mięsnego i dopisać swoją narrację do tej zastanej. Poza tym na zapleczu Nie/mięsnego mogliśmy zapoznać się ze śmietanką towarzyską dzielnicy, która co sezon stawiała tam kanapę, by móc na niej wygrzewać się w słońcu, popijając zimne trunki. Natomiast z frontu lokalu na jego ogródku można było zobaczyć młodych ludzi, artystów, pracowników pobliskiej LPP, którzy zajadając Halloumi Burgera nadawali dzielnicy zupełnie innego klimatu. I tak te dwa fronty zadomowiły się na Dolnym Mieście, żyjąc ze sobą równolegle, jak i nasze menu podzielone na pół.
Właściciele Nie/mięsnego na tyle pokochali tutejszy klimat, że aż przeprowadzili się tutaj, by doświadczać go w pełnym wymiarze.
Przyjaźni ludzie z dala od turystycznego zgiełku
Łąka Bar to z kolei lokal stawiający na luźną, przyjacielską atmosferę, który został otwarty w dawnej Fabryce Karabinów.
- Lokalizacja i architektura miały ogromny wpływ na powstanie tego miejsca, gdzie każdą pruską cegłę czy żeliwne słupy chcieliśmy zachować i otulić odrobiną miłości spotkaną w berlińskim Kreuzbergu. Nawet nazwa baru nawiązuje do położenia, w XIV wieku istniały tu świńskie łąki – wspomina Piotr Chludziński. - Uwielbiam rytm tej okolicy i jej spokój, z dala od tego turystycznego gwaru. Niebawem w okolicy powstanie nasz następny lokal w "ME Xî, gdzie spotka się kuchnia meksykańska z koreańską. Naszymi gośćmi są właśnie osoby, które doceniają naszą szczerość kuchni, uśmiech na wejściu i spokój w ogrodzie.
Podobne spostrzeżenia mają właściciele Przyganiał Kocioł Wokowi.
- Nasi klienci to szerokie spektrum pozytywnych ludzi, to nasi sąsiedzi, osoby, które pracują w okolicy, turyści polscy i zagraniczni, a szczególnie ludzie, którzy cenią sobie autentyczność i luźną atmosferę – mówią Krzysztof Stylski i Jakub Dymowski. - Lokalizacja ma bardzo szerokie spektrum wpływów, głównie pozytywnych, człowiek czuje się tu jak cześć lokalnej społeczności, bardzo często na ulicy mówi się komuś „cześć” lub „dzień dobry”. W okolicy jest sporo ludzi otwartych, prawie wszyscy są sympatyczni oraz uśmiechnięci, tu po prostu panuje pozytywny vibe, zatem przyjemniej się obcuje z otoczeniem, będąc w pracy. Naszym zdaniem Dolne Miasto to dobre miejsce na biznes gastro. Jest to zabytkowa dzielnica, w którą miasto inwestuje i można tutaj się oderwać od zgiełku centrum. Im więcej różnych projektów w okolicy tym lepiej.
Uwaga na betonozę!
Restauratorzy narzekają jedynie na korki w środku dnia utrudniające realizowanie dostaw. I choć doceniają postepującą rewitalizację to jednocześnie zwracają uwagę na towarzyszące rewitalizacji zagrożenie tzw. betonozą.
- Nie tylko jako mieszkańcy, ale też i posiadacze psa cenimy tereny zielone, które okalają dzielnicę i z niepokojem obserwujemy zmiany tam zachodzące. Czym innym jest rewitalizowanie zastanych kamienic i dróg, a czym innym dokładanie betonu, tam, gdzie przez lata była zieleń. Mamy nadzieję, że Miasto Gdańsk z taką samą czułością przyjrzy się temu, co dzieje się w tak niesamowicie wyjątkowym miejscu, które jest na wyciągnięcie ręki od Śródmieścia – zwraca uwagę Karolina Oganowska.
- Rewitalizacja jest jak inwestycja, należy chronić piękno okolicznych zabytków, ale nie tylko. To inwestycja w zainteresowanie ludzi tym obszarem, a w efekcie to miejsca pracy, wpływy do budżetu, a także poziom życia mieszkańców, o czym należy pamiętać. Dobrze byłoby jednak, żeby rewitalizacja nie równała się betonozie. O przyrodę też trzeba zadbać i dla komfortu w upalne lata sadzić więcej drzew – dodają Krzysztof Stylski i Jakub Dymowski.
Twórczy ferment rewitalizacyjny Dolnego Miasta spotyka się z różnym odbiorem ze strony mieszkańców, którzy mają też pewne obawy.
- Jednym podoba się zabudowywanie pustych placów domami i przybywanie nowych sąsiadów, inni wolą, aby zostały one puste i dawały więcej wolnej przestrzeni w dzielnicy. Jedni cieszą się z przyjazdu turystów, inni narzekają na wynajem krótkookresowy. Jedni stawiają nacisk na walory historyczne i domieszką aspektów przyrodniczych, inni odwracają te proporcje uwypuklając właśnie walory przyrodnicze, które są od czasu do czasu pomijane w aspekcie zachodzących zmian w dzielnicy. Osobom bez samochodów nie przeszkadza zwiększony ruch na ulicach, osoby zmotoryzowane narzekają na korki i brak miejsc parkingowych. Te największe prace rewitalizacyjne na części dolnomiejskich ulic są już za nami. Coraz bliżej momentu, że prawie wszystkie ulice będą odnowione i zabezpieczone np. przed zalaniem – optymistycznie podsumowuje Jacek Górski z Opowiadaczy Historii.