MONIKA NAJDA RUNCOACH, CZYLI ODKRYWANIE CELÓW PO DRODZE
Przez lata pracowała w korporacjach, gdzie wspierała managerów w zarządzaniu potencjałem ludzkim, czyli mówiąc wprost była „panią od HRów”. Ale sportowe zamiłowania, chęć pomagania innym i umiejętność słuchania doprowadziły do istotnych zmian w jej życiu. O życiowych celach, pomyśle na siebie i macierzyństwie, które stało się impulsem do odkrycia siebie na nowo, mówi Monika Najda, RUNcoach z Gdyni.
Stabilna, pełna wyzwań i rozwijająca praca w korporacji, zawodowe rozwój i spełnienie. Ale Ty zdecydowałaś się to zmienić, dlaczego?
Praca w dziale HR była dla mnie inspirującym i wspaniałym zajęciem. W pewnym momencie poczułam, że chcę czegoś więcej. Zaczęłam rozszerzać swój obszar HR, zagłębiłam się w psychologię biznesu, coaching, trening mentalny, a to wszystko podparłam odpowiednimi certyfikatami, bo zawsze uważałam że doświadczenie to jedno, a podstawa merytoryczna to drugie, a zarazem szalenie ważne.
I w pewnym momencie przeszedł czas na zmiany?
Tak, nastąpiła zmiana priorytetów. Na świecie pojawili się dwaj synowie. Po jakimś czasie zaczęłam się zastanawiać - czy i jak mogłabym połączyć te trzy obszary: zawodowych wyzwań, bycia mamą dwóch synków, a zarazem sport, który daje mi energię i radość.
No właśnie, jeszcze sport?
Zdecydowanie tak! Od dziecka byłam za pan brat ze sportem. Jako 9-latka wygrywałam zawody pływackie, potem była koszykówka, mistrzostwo Polski i Europy w taekwondo i inne dyscypliny. Także w dorosłym życiu, pracując w korporacji, zawsze z przyjemnością znajdowałam czas na sport. Był naturalną częścią mojego życia, mnie.
I wpadłaś na pomysł, aby regularnie biegać?
Tak, chłopcy są więksi, zaczęło się przedszkole, więc pojawiło się nieco więcej czasu. Przeorganizowałam delikatnie swoje codzienne życie i okazało się, że mogę znaleźć trochę czasu dla siebie na swoją pasję, którą jest bieganie i cała związana z nim aktywność fizyczna.
Ale do biegania dołożyłaś coś jeszcze, prawda?
Zgadza się, tym czymś było „myślenie”, odkrywanie własnych, prawdziwych potrzeb, życiowych celów. Jeżeli moi klienci mają takie potrzeby, to nasze wspólne treningi, „spotkania motywujące w ruchu” naprawdę mogą przynieść wiele pożytku w codziennym życiu - zarówno zawodowym jak i prywatnym. Jednak zawsze podkreślam, że nasze wspólne treningi, to nie spotkanie z psychologiem, albo tylko z trenerem personalnym. Ja tylko podpowiadam jak ćwiczyć, pokazuję, razem biegamy i … rozmawiamy. Myślę, że rozwój osobisty, zawodowy, szkolenia z psychologii biznesu były, są i pewnie jeszcze długo będą potrzebne wielu ludziom niezależnie od wieku, płci czy miejsca zamieszkania.
A jak Ty rozumiesz coaching, czym jest dla Ciebie?
Według mnie dobry coaching to przede wszystkim pomoc w realizowaniu celów klienta, zarówno tych biznesowych, jak i prywatnych. A na pewno nie jest narzucaniem gotowych rozwiązań. Często ludzie nie do końca wiedzą sami czego chcą, a moim zadaniem jest jedynie pomóc im odkryć w sobie potencjał, nawiązać kontakt z samym sobą i znaleźć czas na siebie.
Czy na RUNcouching też jest obecnie moda?
W Trójmieście to wciąż nowe zjawisko. Nie spotkałam jeszcze u nas żadnych tego typu zajęć.
Poznajesz ludzi, rozmawiasz o ich potrzebach, pomagasz im realizować ich cele. Czy z tych spotkań wyłaniają się jakieś powtarzające się „ludzkie problemy”?
Najczęstszymi problemami, z którymi się spotykam to brak wiary w siebie, poczucie niedowartościowania, kłopot z odkryciem co naprawdę chcę w życiu robić, do czego dążę – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Podczas naszych rozmów ludzie się otwierają, przez co mam możliwość zdiagnozowanie ich problemów, zajrzenie w psychikę. Zawsze jednak podkreślam, że nie jestem psychologiem, nie interesuje mnie przeszłość moich klientów, tylko próbuję pomóc im rozwiązać teraźniejsze problemy, odkryć najlepsze rozwiązania na przyszłość, zdefiniować cele długoterminowe.
Ale co ma z tym wspólnego sport, bieganie?
Na to jak się czujemy, wpływa też to, jak się widzimy. Szczególnie u pań, zrzucenie zbędnych kilogramów, zadbanie o swoje ciało znacznie podnosi samoocenę, pewność siebie. Poza tym, wysiłek fizyczny uwalnia w nas endorfiny - więc mamy lepszy humor i jaśniejszy umysł. Najważniejsze jest zaufanie do trenera. Daję drugiemu człowiekowi poczucie, że niczego nie wykorzystam przeciwko jemu, że nie ocenię, nie skrytykuję, a jedynie pozwolę się otworzyć sięgnąć do swoich prawdziwych potrzeb, które czasami są bardzo skrzętnie ukryte pod maską pozorów, zawodowego wizerunku, itp.