Małgorzata Limon: Nostalgia Kobiet
Autoportret, olej na płótnie
Kobieta pod względem psychologicznym i fizycznym jest dużo bardziej interesująca niż mężczyzna. Jej zmienność nastrojów sprawia, że dostarcza wielu przemyśleń – mówi malarka Małgorzata Limon, która niedawno zaprezentowała cykl swoich ostatnich portretów kobiet, zebranych pod tytułem „Nostalgia”. Jak twierdzi jednak, uczucie to nie jest tylko domeną kobiecości.
Sztuka zawsze była obecna w twoim życiu. Co ostatecznie skłoniło cię ku malarstwu?
W moim domu rodzinnym było bardzo wielu artystów. Oni zawsze, nawet wbrew temu, co sądziłam, mówili, że pójdę na Akademię Sztuk Pięknych. Odkąd pamiętam lubiłam rysować, ale nie sądziłam, że to zaowocuje czymś poważniejszym. Interesowała mnie na przykład lingwistyka i historia. Sztuka jednak była dla mnie czymś tak naturalnym, jak jedzenie czy picie. W moim domu zawsze były obrazy, często rozmawiało się o sztuce. W liceum poszłam na kółko plastyczne, żeby poznać coś nowego. Po pierwszych zajęciach prowadzący zapytali mnie, czy nie chcę zdawać na ASP, bo używam bardzo nietypowej palety barw. W między czasie zaczęłam się też interesować historią sztuki i potem okazało się, że to malarstwo w pewnym sensie mnie wybrało, a nie ja malarstwo.
Czym jest dziś malarstwo?
Tu trzeba by się odwołać do różnych społeczeństw. Kiedy byłam we Włoszech miałam okazję obserwować różnych ludzi związanych ze sztuką. Włosi generalnie lubią obcować z tym, co piękne, piękna jest u nich architektura, pięknie się ubierają, dla nich sztuka jest czymś naturalnym i koniecznym. Przy Accademia degli Belle Arti di Brera w Mediolanie, gdzie przez jakiś czas studiowałam, była Pinacoteka. Tam codziennie było pełno ludzi, nie tylko studentów uczelni i turystów, ale również mieszkańców miasta, którzy mieli potrzebę tam przyjść i poobcować ze sztuką. Ubolewam nad tym, że u nas nie ma tak rozwiniętej kultury. Dla wielu ludzi, których spotykam, sztuka jest czymś obcym.
Z czego wynika twoim zdaniem taka sytuacja?
Brak jest ogólnego uwrażliwienia i jest duże nastawienie na to, co jest materialne. Ludzie bardziej interesują się tym, co ma sąsiad niż własną potrzebą rozwoju, własną duchowością. Nasze społeczeństwo nie jest zbyt zamożne, dlatego – tak jak w piramidzie Maslowa - kiedy nie są zaspokojone podstawowe potrzeby, trudno zaspokajać te wyższe.
W jaki sposób ukształtowały cię studia na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Czego nauczyłaś się w pracowni prof. Macieja Świeszewskiego?
Dzięki studiom w tej pracowni na pewno nie boję się malować dużych obrazów. To była pracownia figuratywna. Fascynowało mnie to, w jaki sposób profesor malował postaci i że używał bardzo dużo kolorów. Wiedziałam, że nauka u niego pomoże mi w moim własnym rozwoju. Dzięki temu, że część dzieciństwa spędził na Kubie, doskonale rozumiał moją potrzebę używania kolorów.
A skąd u ciebie się ona zrodziła? To bardzo nietypowa paleta barw dla naszego regionu.
Sama do końca nie wiem, to mi się po prostu wydaje naturalne. Kiedy nawet jadę tramwajem, tworzę w głowie zestawienia kolorystyczne, które potem wykorzystuję w obrazach. Podobno moja rodzina pochodzi z Hiszpanii, więc może to jakaś pamięć przodków się we mnie odzywa. Jako dziecko dużo podróżowałam z rodzicami. Starali mi się pokazać bogactwo kolorów, smaków, narodowości, dzięki temu przekonałam się, że świat może wyglądać różnie. Może po prostu chcę uciec w te kolory, za którymi w jakiś sposób tęsknię.
Ostatnio w swoich pracach zaczęłaś powoli odchodzić od tak żywych, nasyconych barw, a wzorzyste tła chętnie zastępujesz czernią. Czy to wyraz twórczego dojrzewania?
Tak, to na pewno element dojrzewania. Zauważyłam, że malarstwo dojrzewa razem ze mną. Wiele osób mówiło mi dotychczas, że uprawiam bardzo pozytywne i beztroskie malarstwo. Ostatnio ta beztroska coraz bardziej odchodzi w zapomnienie i wkraczam w swego rodzaju dojrzałość. Jeśli chodzi o kolorystykę, to od zawsze fascynowały mnie obrazy Caravaggia i to właśnie on mnie zainspirował do tego, żeby używać czerni. Natomiast będąc na wycieczce w Amsterdamie, obrazy Rembrandta zainspirowały mnie do tego, żeby bardziej wyeksponować człowieka. Pozbyć się rozbudowanego tła i skupić się na kwintesencji – ludzkich przemyśleniach, które są równie barwne, jak te tła, które czasami malowałam. To jest pozbycie się tych wszystkich bodźców zewnętrznych i skupienie się na „ja” portretowanej osoby. Postawiałam na chwilę na minimalizm, żeby zobaczyć, co się wydarzy.
A jakie inspiracje przywiozłaś z Mediolanu, gdzie przez jakiś czas studiowałaś?
Na pewno mocno wpłynęła na mnie włoska kultura i moda. To w jaki sposób ludzie się tam ubierają, jak wyglądają. Nie tylko skłoniło mnie ku temu, żeby malować portrety, ale również, żeby zająć się charakteryzacją. Zauważyłam, jak duży wpływ na odbiór człowieka ma jego wygląd zewnętrzny. Jeśli chodzi o malarstwo, to miałam też okazję zobaczyć dużo wystaw. Obrazy, które tam zobaczyłam w jakiś sposób powracają w tym, co robię. Wiele dały mi również wycieczki po Włoszech, po których pozostały w mojej głowie różne zestawienia kolorystyczne. Teraz na przykład maluję obraz, który jest wyrazem mojej fascynacji jeziorem Garda. To jedno z najpiękniejszych miejsc, które w życiu widziałam.
W twoich pracach widać duży szacunek dla malarskiej tradycji, z której śmiało czerpiesz, zapożyczasz. Który z tych obszarów związanych z tradycją jest dla ciebie najważniejszy? Bez czego nie byłoby twoich obrazów?
Trudno odpowiedzieć na takie pytanie w kilku zdaniach, bo czerpię z wielu obszarów, szukam różnych inspiracji, lubię operować symbolem. Bardzo lubię malarstwo Paula Gauguina i Vincenta van Gocha za intensywność kolorów, Fridy Kahlo za aspekt psychologiczny autoportretów, czy malarstwo niderlandzkie, o którym już wspominałam. Teraz na przykład eksperymentuję ze złoceniami w obrazach. Pytasz mnie bez czego nie byłoby moich obrazów – myślę, że bez moich życiowych doświadczeń, ludzi spotykanych każdego dnia, miejsc, do których dotarłam.
Ostatnia wystawa twoich prac nosiła tytuł „Nostalgia”. Skąd ta nostalgia?
Niedawno odkryłam, że od jakiegoś czasu maluję obrazy nostalgiczne, na których widnieją zamyślone kobiety. W każdym z nich jest rodzaj chwilowego zatrzymania. Sama nostalgia to właśnie rodzaj owego zatrzymania się, zmyślenia nad swoim życiem. Bywa ona postrzegana jako coś pesymistycznego. Tymczasem nostalgia to jest dobry czas, potrzebny do tego, żeby kreatywnie pomyśleć o przeszłości i przyszłości. I tak też spędzają czas moje postacie. Zawsze wiedziałam, że jestem nostalgiczna i mam skłonność do rozmyślania.
Czy nostalgia jest warunkiem twórczości?
Różni artyści malują z różnych pobudek. Moja twórczość rzeczywiście wynika z przemyśleń, ale myślę, że nie jest to regułą w ogóle.
Chętnie malujesz kobiety – odwieczny i wdzięczny temat w historii sztuki. Co cię w nich inspiruje?
Kobieta pod względem psychologicznym i fizycznym jest dużo bardziej interesująca niż mężczyzna. Jej zmienność nastrojów sprawia, że dostarcza wielu przemyśleń. Dla mężczyzn temat kobiety, jako obiektu pożądania był zawsze interesujący. Łatwo zauważyć, że inaczej kobietę maluje mężczyzna, a inaczej kobieta. Kobiety ujmują siebie w sposób bardziej subtelny, delikatny, nawet jeśli dotykają tematu seksualności. Oczywiście zdarzają się wyjątki: i tak na przykład Frederic Leighton w swoim obrazie "Upalny czerwiec" w niezwykle delikatny sposób ukazuje kobiecą postać, a z kolei kobiety malowane przez Tamarę Lempicką wydają się być pozbawione owej delikatności i wrażliwości.
Czym jest kobiecość?
Zamierzam się właśnie nad tym zagadnieniem zastanowić i myślę, że tego może dotyczyć moja kolejna wystawa. Są takie kobiety, na które się patrzy i od razu widać, że są kobiece. Dla mnie przymiotami kobiecości są na pewno wrażliwość i eteryczność. To również sposób bycia i ubioru. Dziś jednak kobiecość została zdominowana poprzez męskie wizje kobiecości i jest w jakiś sposób zagrożona.
Na co dzień zajmujesz się charakteryzacją. Dlaczego z twojego punku widzenia tak chętnie na co dzień przybieramy maski?
Lubimy oglądać pięknych ludzi, szczęśliwych i zadowolonych. W telewizji na przykład wygląd jest tak ważny, żeby pozyskać uwagę widzów. W codziennym życiu jest podobnie. Kiedy wychodzę z pracowni cała umorusana w farbie, panie w sklepie inaczej mnie traktują niż kiedy jestem ładnie ubrana. Żyjemy w świecie nastawionym na aspekt materialny, w którym liczy się przede wszystkim to, jak się wygląda i to ile się posiada.