Kuchnia z dynia, gałką muszkatułową i truflami pachnąca.
Listopad to nie tylko miesiąc zadumy, melancholii i jesiennej szarugi. Przepełniony jest wyjątkowymi aromatami i smakami. Jakimi? Opowiadają Claudia Filippi - Chodorowska, Honorowy Konsul Republiki Włoskiej, znawczyni kuchni śródziemnomorskiej oraz Kuba Maj, pasjonat kuchni świata.
Claudia Filippi - Chodorowska:
A wiecie, jak mówią na dynię w Zielonej Górze? Korbol! Właśnie stamtąd wróciłam i tam wszyscy używają tego określenia.
Kuba Maj: Ja teraz jestem absolutnie zakręcony na punkcie zupy dyniowej. Szczególnie lubię ją z korzeniem pietruszki i z gałką muszkatołową.
CFC: Ja wzbogacam ją sokiem wyciśniętym z pomarańczy, otartą skórką z pomarańczy, kardamonem, imbirem i właśnie gałką muszkatołową. Czasem kroję też w pierścienie tuby kalmarów baby i przysmażam je na patelni bez tłuszczu. Następnie wrzucam te pierścionki do gorącego kremu dyniowego. Trochę inaczej, a jakże pysznie.
KM: Wariacji może być mnóstwo. Od dwóch dni jest już bardzo chłodno. W taki ziąb świetnie sprawdzi się też fondue, którego jestem wielkim fanem. Serowe, mięsne, czy czekoladowe - każde uwielbiam. Dobra bagietka do moczenia, do tego białe wino. Kaloryczne, no ale…
CFC: Co ciekawe, Chińczycy robią fondue z rosołem. A jeszcze wracając do dyni, Włosi przyrządzają genialne risotto dyniowe z rozmarynem. Sól, pieprz, czosnek, rozmaryn i rozgotowana dynia. Marzenie. Wspaniałe są także pierożki kwadratowe typu ravioli z farszem dyniowym z dodatkiem gałki muszkatołowej i sera ricotta. Podaje się je gotowane, polane masłem.
KM: Claudia, o tej porze roku Włochy stoją jednak zupełnie innym przysmakiem…
CFC: To prawda. Właśnie rozpoczynają się zbiory białych trufli. Słynie z nich przede wszystkim Piemont, ale w Toskanii przez 3 listopadowe weekendy w miejscowości San Miniato odbywają się targi truflowe. Można tam kupić dosłownie wszystko - wędliny z truflami, masła, pasty. Raj!
Agata Rudnik: Aż boję się zapytać o ceny takich przysmaków.
CFC: Może zacznę od czegoś przyjemniejszego i opowiem trochę o samych białych truflach. To rodzaj bulwiastych grzybów rosnących pod ziemią na głębokości równej mniej więcej dłoni. Szczególnie lubią rosnąć w pobliżu dębów. We Włoszech szuka się ich za pomocą psów, we Francji zaś świń. Starożytni przypisywali im rolę afrodyzjaków, ale w średniowieczu uważano je za tzw. łajno diabła, które zawiera truciznę. Potem rozpowszechniły się w kuchni na dworach i wśród wysokich urzędników kościelnych.
AR: Nadal ciekawi mnie ta cena…
CFC: Kosztują mniej niż myślimy. Tak naprawdę podaje się bowiem nie więcej niż 5 gramów na osobę. Cena dochodzi do 5 tys. euro za kilogram, a więc ponad 20 000 zł. Porcja 5 gramów to wydatek 25 euro, więc nie jest to aż tak nieprzystępny przysmak. Należy pamiętać, by odpowiednio przechowywać trufle. Ja trzymam je w słoikach z suchym ryżem, który następnie wykorzystuję do risotto, bo jest już cały przepełniony aromatem trufli. Nie można jednak zbyt długo zwlekać z ich zjedzeniem. Samo kupowanie trufli jest pewnego rodzaju rytuałem. Ścierane są na tarkach i ważone na wadze jubilerskiej, aby klienci mogli kontrolować ich ilość i cenę. Najciekawsze, co widziałam, to jednak podany w Londynie drink w postaci czystej wódki z płatkami białego trufla. Ku przestrodze powiem jeszcze tylko, abyśmy nie wierzyli w żadne pasty, czy oliwy truflowe. Ich cena jest najlepszym dowodem na to, że powstają w oparciu o sztuczne, chemiczne aromaty truflowe.
KM: Jedno jest pewne. Po pierwszym razie, gdy spróbujemy prawdziwych białych trufli, to wspomnienie tego smaku pozostanie z nami na zawsze.