Maciej Bielski. Crossfit to metoda małych kroków?
Licencjonowany trener CrossFit z ponad 20-letnim stażem treningowym sportów walki, gimnastyki sportowej i dwuboju olimpijskiego. Członek zespołu CrossFit Trójmiasto w Sopocie. Uważany za guru CrossFitu. W natłoku zajęć znajduje chwilę na poranną rozmowę między treningami. W tle słychać ciężkie uderzenia sztangi dochodzące z boxu treningowego.
CrossFit jest stosunkowo nową dziedziną. Czym w zasadzie jest ta metoda treningowa?
Jego początki wywodzą się z Kalifornii, gdzie były gimnastyk, Greg Glassman wymyślił system treningowy, który łączyłby w sobie holistyczne podejście do rozwoju ludzkiego ciała. To szeroko pojęty fitness dla ogółu, żeby zwykli ludzie mogli w pełni korzystać z możliwości własnego ciała. W treningu CrossFit pracujemy wyłącznie na wolnych ciężarach i używamy ruchu globalnego, w którym ćwiczymy wiele grup mięśniowych naraz. W treningu wykonujemy ruchy podobne do tych w życiu codziennym. CrossFit to trening krzyżowy, łączący elementy kilku dyscyplin. Należą do nich gimnastyka sportowa, lekkoatletyka, podnoszenie ciężarów, ćwiczenia typu strongman.
Wykorzystujemy swoją siłę fizyczną, swój ciężar ciała. Co jeszcze?
Pracujemy także nad wydolnością i gibkością. CrossFit to inteligentny system treningowy, który prowadzi przez proces od punktu a do punktu b. Chodzi o zbudowanie całkowitej sprawności fizycznej. Trzeba także pamiętać, że trening to część efektów. Ważna jest też dieta. Nie ma jednej, która pasuje dla każdego. Nie zawsze osoba, która dobrze wygląda na zewnątrz jest tak samo zdrowa w środku. Wszystko jest kwestią indywidualną i zależy od celu, który chce się osiągnąć.
Jakie ćwiczenia są najpopularniejsze w CrossFicie?
Nie ma najpopularniejszych, z racji na złożoność, oraz zakres możliwości, jakie łączy CrossFit. Pewien jednak jestem, że nie ma osób, które się tym zajmują i cieszą się na widok burpee i thruster na tablicy. (śmiech)
Ten trening na pierwszy rzut oka wygląda na bardzo obciążający, bardzo męczący. Czy faktycznie tak jest?
Jest to zupełnie mylne podejście. Inteligentni trenerzy stosują taką metodę jak my tutaj, czyli kilka poziomów zaawansowania. Osoby, które są świeże, nawet jeśli deklarują, że posiadają jakieś umiejętności, powinny przejść treningi podstawowe. To trener decyduje o przejściu do grupy zaawansowanej. To nie jest aż tak szybki proces, nie ma co wymuszać progresu. Najważniejsze, żeby treningi były bezpieczne. Atmosfera w boxie sprzyja temu, żeby się rozwijać.
Ktoś początkujący może zacząć swoją przygodę od CrossFitu, czy są jakieś sporty przygotowujące do niego?
To jest kolejne błędne założenie. Ludzie myślą, że trzeba na przykład biegać. W jaki sposób biegając można przygotować się do wspinaczki górskiej? Staram się walczyć z tymi wszystkimi mitami i błędnymi opiniami. CrossFit to w rzeczywistości bardzo przyjazna i ogólnodostępna forma treningu. Jednak jak w każdej tego typu aktywności niezwykle istotne jest, aby nad tym treningiem czuwała doświadczona osoba, z wiedzą merytoryczną. Niestety, wielu trenerów utrwala złe nawyki. Od kiedy zawód trenera został w jakiś sposób uwolniony, zbyt wiele osób pozwala sobie na tytułowanie się w ten sposób. Robią ludziom krzywdę, tyle że za pieniądze. Tępię pseudospecjalistów i się z tym nie kryję.
Mitów na temat CrossFit’u jest wiele. Kolejny mówi o tym, że jest to trening bardzo kontuzyjny.
Jest bardzo kontuzyjny, jeśli jest źle prowadzony. Populacja, która rusza się z kanapy, to ludzie, którzy mieli lata przerwy w aktywności fizycznej. W CrossFicie wiele ćwiczeń jest skomplikowanych technicznie. Pierwszą rzeczą, którą się zajmujemy jest przywrócenie mobilności w stawach. Chodzi o wykonywanie pełnego zakresu ruchu, o uelastycznienie mięśni. Dopiero potem dodajemy obciążenia. Jeśli nie ma tych elementów, nie osiągamy kolejnego etapu. Mit o kontuzyjności wynika z tego, że osoby, które zabierają się za CrossFit na własną rękę, nie wiedzą co robić z elementami sztangowymi lub ciężarowymi. To samo widzi się na siłowniach. Nic tylko brać telefon, kręcić i wrzucać na You Toube’a.
Jakie błędy techniczne popełniają najczęściej ludzie trenujący CrossFit?
Najczęściej popełniają błędy na ćwiczeniach ze sztangą, czy to w dwuboju, czy trójboju, z racji chęci osiągnięcia wyników w możliwie najszybszym czasie. Jednak wbrew potocznym opiniom, osoby trenujące w boxach, to ludzie którzy zwracają bardzo dużą uwagę na technikę wykonywanych ćwiczeń.
CrossFit to nie tylko ciężki trening, ale także społeczność, którą łączy wspólna pasja.
Przede wszystkim. Osoba, która zaczyna się wdrażać, przychodzi na pierwszy trening przestraszona, zagubiona. Po chwili zauważa, że wszyscy męczą się tak samo jak ona. Nie jest wcale tak strasznie. Trener nie tylko wydaje polecenia, ale pomaga i tłumaczy - na tym polega jego rola. To, że popędzi do roboty to oczywiste. Pracujemy na wysokiej intensywności. Jest ona tylko relatywna, czyli dostosowana do możliwości trenującego. Po czasie widzimy, że budują się tutaj grupy, które przenoszą się poza boxa. Spotykamy się poza miejscem, organizujemy różne imprezy lub uczestniczymy w różnych wydarzeniach jako grupa. Są eventy na plaży, wychodzenie w teren. Mamy stałą grupę, ale wciąż dochodzą nowe osoby.
Mówi się o tym, że nie jest to trening dla kobiet.
Jest to bzdura. Skąd to wynika? Zdjęcia kobiet, które zajmują się tym zawodowo, nie są wpisane w obecny kanon piękna. Są one atletycznie zbudowane, widać im mięśnie. Taka jest specyfika, jeśli ktoś chce to robić na wysokim poziomie. Jeśli chodzi o osoby, które ćwiczą rekreacyjnie, przy stosowaniu prawidłowych zasad żywienia osiągną smukłą, szczupłą sylwetkę i zarazem odpowiedni poziom siły fizycznej. Ostatnio jest u nas coraz więcej dziewcząt. Śmiejemy się, że po godzinie 19.00 zjeżdża się nasz babiniec. Panie są w różnym wieku: są dwudziestolatki, czterdziestoletnie mamy. Wszystkie dobrze się dogadują. Oczywiście, panie przychodzące za pierwszym razem mogą czuć się zastraszone na widok bandy spoconych ogrów bez koszulek, machających sztangami. Potem oswajają się z tym i cieszą, że mają na czym oko zawiesić. Dochodzi także rywalizacja.
Słyszałam o tobie, że jesteś „katem, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa”.
Od samego początku jestem nastawiony na ciężką pracę. Nie boję się tego. Innym próbuję przekazać to samo. Rzecz w tym, żeby znaleźć komfort w czymś nieprzyjemnym. To wzmacnia człowieka nie tyle fizycznie, co psychicznie. Pewność siebie przychodzi kilkoma etapami, często to obserwuję. Osoby, które tutaj zaczynają, mają często jakiś problem natury fizycznej, albo chcą spróbować czegoś nowego. Jedno i drugie jest dla mnie wyzwaniem. Najtrudniejsze jest przełamanie bariery wstydu, lęku. Dopiero kiedy ci ludzie zaczynają akceptować siebie, nabierają tej pewności.
Ludzie mają jednak słabe charaktery, często szukają wymówek.
Każdy ma jakieś problemy. Każdy miał jakieś kontuzje. To, czy coś z tym zrobimy, zależy od naszego umysłu. Każdy jest zdolny, wystarczy chcieć. Może nie zostaniesz mistrzem świata, ale osiągniesz maksimum swoich możliwości. Nie warto porównywać się z innymi, warto doskonalić siebie. Liczy się progres. Trenuję wszystkich, od zwykłych śmiertelników, po zawodowych sportowców wysokiej klasy i wiem, że każdy z nas jest inny, zbudowany jest inaczej, ma inną strukturę kośćca, inaczej poukładane części w stawach.
Jak sport ukształtował twój charakter?
Nie pochodzę z bogatego domu. Sport początkowo stanowił rozrywkę. Z czasem przerodził się w pasję, bo miałem zacięcie. Parę osób mówiło, że jestem materiałem na dobrego zawodnika. Miałem potencjał i realizowałem się w nim. Uważam jednak, że za niektóre rzeczy zabrałem się za późno ze względów materialnych. Stwierdziłem, że skoro sam nie zostałem profesjonalnym zawodnikiem, pomogę innym stać się najlepszą wersją samego siebie. Od 16 roku życia mocno poszerzałem swoją wiedzę. Samokształcenie i przebyte studia sprawiły, że pomagam innym. Sportem z jakim miałem styczność były sztuki walki. Zaczynałem od karate, była capoeira i tajski boks. Po małej przerwie przerzuciłem się na chwytane sporty. W trakcie studiów judo i jujitsu. Ze względu na tężyznę zacząłem się interesować ciężarami i gimnastyką sportową. To była moja baza.
Jak podchodziła do tego najbliższa rodzina?
Mama zawsze wiedziała, że robię to, co lubię. Nie miałem nigdy problemów z nauką. Na aktywność fizyczną poświęcałem tyle czasu, ile chciałem. Myślę, że to kwestia wybuchowego charakteru. Jeśli chodzi o brata, początkowo nabijał się ze mnie. Jak byłem na AWFiS, śmiał się, że zostanę magistrem od fikołków, ale kiedy zostałem asystentem na katedrze, zmienił swoje podejście. Teraz sam korzysta z mojej pomocy. Jeździ wyczynowo na rowerze. Pomagam mu unikać kontuzji. Bracia już tak mają, że początkowo drą koty, a potem nie mogą już żyć bez siebie.
Co sprawia ci największą satysfakcję?
Przełamanie barier. Każdy je ma: najsilniejszy czy najszybszy człowiek na świecie. Nie ma osoby, która byłaby omnibusem i medalistą igrzysk olimpijskich w dziesięcioboju. Każdy ma granice. Każdy krok ku samorozwojowi, byciu lepszą wersją siebie jest sukcesem. U innych najwięcej satysfakcji daje mi obudzenie wiary w siebie. Wbrew pozorom, żyjemy w czasach, w których wiele osób jest strasznie zakompleksionych, czy z powodu presji na piękne ciało, czy na sprawność. Ja tylko wskazuję drogę. Jeśli ktoś nią podąży, przełamując swoje granice, to sprawia mi największą satysfakcję.
A w życiu prywatnym?
Spokój. W życiu jest najcenniejszy. Wiadomo, również stabilizacja materialna jest w naszych czasach bardzo potrzebna. Ważne jest też wzajemne wsparcie podczas obranej drogi.
Wspominałeś, że nie ma drogi na skróty.
Jeśli ktoś próbuje iść na skróty, sam podkłada sobie kłody pod nogi. To zawsze wraca. Ciało ludzkie skonstruowane jest tak, że może bardzo dużo, ale musi to robić stopniowo. Dużo lepiej jest się przystosować do zmian. Jeśli progres, to tylko stopniowo. Trening crossowy uczy powrotu do korzeni, do ciężkiej pracy.
Jaki cel chcesz teraz osiągnąć?
Sportowo mam tylko kilka cyfer do pobicia. Są to drobne rekordy, które sam sobie wyznaczyłem. Życiowo chciałbym rozwinąć dalej biznes, jakim jest CrossFit Trójmiasto, pod względem stabilizacji. Pragnę czuwać nad moją rodziną, patrzeć jak dorastają moje dzieci. W życiu, jak i w treningu sprawdza się metoda małych kroczków. Jeśli próbujemy coś przyspieszyć, często znajdujemy się tam, gdzie nie powinniśmy.