Karolina Wolińska. Dziewczyna na fali
Codziennie otoczona jest słodyczami. Wypadałoby uściślić - wręcz tonami słodyczy. Wolne chwile spędza szalejąc wodzie, najczęściej szukając idealnej fali. Szczupła, uśmiechnięta blondynka, Karolina Wolińska, pierwsza w historii mistrzyni Polski w surfingu, a zawodowo wiceprezes fabryki słodyczy. W rozmowie z Michałem Stankiewiczem opowiada o surfingu, czekaniu na falę, a wszystko to - z Bałtykiem w tle.
Dlaczego akurat surfing? Ten sport raczej kojarzy się z Kalifornią, a nie Polską.
Chyba dlatego, że jest jednym z bardziej wymagających sportów wodnych. Bardzo lubię wyzwania, a przełamywanie swoich lęków, ograniczeń daje mi dużą satysfakcję. Uwielbiam sporty wodne i próbowałam już niemal wszystkich i to właśnie surfing wciągnął mnie najbardziej. Wydawało mi się, że jest bardzo, bardzo trudny i pewnie niemożliwy dla mnie - dziewczyny z Włocławka.
Przecież surfuje się w Kalifornii, na Hawajach itd., gdzie w Polsce?!
Surfingowym „wirusem” zaraziłam się w Brazylii. Wybrałam się tam ze znajomymi na windsurfing i tam po raz pierwszy spróbowałam ślizgania się na falach. Początki oczywiście nie były łatwe, co chwila wpadałam do wody, ale to, co “lokalesi” wyprawiali na deskach przy zachodzie słońca, bo wtedy siadał wiatr i były najlepsze fale, dawało mi ogromną motywację. Tak mnie wciągnęło, że teraz nie widzę opcji, żeby nie surfować.
Warunki mamy dobre, ale raczej do windsurfingu i kitesurfingu, a nie surfingu. I te dwa pierwsze są raczej popularne.
Oczywiście, surfing nie jest masowo uprawiany w Polsce, z pewnością nie tak jak windsurfing, czy kitesurfing i nie wiem, czy kiedykolwiek zyska taką popularność, ale na pewno dość prężnie się rozwija. Mimo niezbyt ciepłego klimatu uważam, że Bałtyk jest jednym z lepszych miejsc do nauki surfingu - piękne, piaszczyste plaże, nie ma jeżowców, rekinów, raf. Pamiętam takie czasy, kiedy przyjeżdżałam na spot i byłam sama. Morze było najczęściej bardzo wzburzone, wyglądało bardzo groźnie, a ja wchodziłam sama z deską i próbowałam łapać nasze bałtyckie fale. Teraz często jest tak, że przyjeżdżam na spot i jest już kilka osób w wodzie. Surfing z roku na rok staje się coraz bardziej popularny i, co bardzo mnie cieszy, coraz więcej dziewczyn surfuje.
Co jest potrzebne do uprawiania surfingu, oprócz deski oczywiście?
Tak naprawdę chęci i jeśli chcemy to robić u nas, to trochę cierpliwości. Wiadomo, że są na świecie miejsca, gdzie są piękne fale, które zawsze łamią się w jednym, określonym miejscu. Ustawiasz się tam, czekasz na swoją kolej i surfujesz. U nas jest nieco inaczej. Przede wszystkim musisz obserwować prognozy, patrzeć na wiatr, bo głównie pojawiają się fale wiatrowe. Musi być niezły sztorm, żeby fale stały się silne i duże, optymalne do pływania. Jeśli są już fale, to na pewno przyda się pianka i to dość gruba, buty, kaptur, rękawice, leash do deski, i nie mówię tu o pływaniu zimą. Te wszystkie rzeczy przydadzą się również w sezonie letnim.
No tak, surfer tyle samo chyba się kąpie, co pływa. A wybrzeże Bałtyku to nie Kalifornia…
W zeszłym roku w lipcu wydawało mi się, że woda jest na tyle ciepła, że mogę sobie wejść w samej piance, bez kaptura, bez butów, bez rękawic i nawet nie zabierałam ze sobą tych rzeczy. Wysiadłam z auta cała szczęśliwa, pobiegłam na plaże, pierwszy krok do wody i już wiedziałam, że popełniłam największy błąd jaki tylko mogłam, woda miała 8 stopni. Były piękne fale a ja wytrzymałam tylko 45 minut, gdybym miała kaptur, rękawice i buty, mogłabym spokojnie potrenować ze 2 godziny.
To ile trwa sezon surfingowy w Polsce?
Tak naprawdę trwa cały rok, ale ja nie pływam zimą. Moi znajomi, głownie mężczyźni pływają cały rok i mówią, że zimą, są najfajniejsze fale. Pływanie zimą jest dla mnie jako dla kobiety zbyt ekstremalne. Grudzień do marca to dla mnie czas na jazdę na nartach. Przeważnie zaczynam sezon pod koniec kwietnia, wszystko zależy od tego, czy są fale i czy akurat jestem w tym czasie w kraju. Kończę najczęściej w październiku, listopadzie.
W sezonie codziennie obserwujesz pogodę?
Tak, prognozy często się zmieniają zatem sprawdzam je każdego dnia, aby być na bieżąco. Oczywiście sprawdzam przede wszystkim pod kątem surfingu, ale jeśli nie ma szansy na fale, to również pod kątem kite’a. Od zeszłego sezonu, za namową „mojej drugiej połowy”, uczę się pływać na kitesurfingu. Zatem jeśli nie ma szansy na fale pompuje latawiec, biorę moją surfingową deskę i ćwiczę manewry na desce bez strapów.
A co w takiej sytuacji, załóżmy, że jest wtorek, godzina 11.00. Siedzisz w pracy, a tutaj nachodzi fala.
Wtedy mam nadzieję, że nie będę miała żadnego ważnego spotkania, będę mogła szybko pozałatwiać swoje sprawy i uciec gdzieś w stronę Władysławowa, Jastrzębiej Góry. Prognozę obserwuję z 2-3 dniowym wyprzedzeniem, więc staram się załatwić ważne sprawy wcześniej, żeby ze spokojną głową pojechać pływać. Czasem mi się tak udaje, a czasem niestety nie.
To może warto namówić inne osoby z twojej firmy na surfing. I wtedy sprawa będzie jasna. Jest fala to wszyscy jadą.
No tak, nazwa naszej firmy „Bałtyk” (Karolina Wolińska jest wiceprezesem Zakładów Przemysłu Cukierniczego Bałtyk Sp. z o.o w Gdańsku – dop. red.) dość mocno nawiązuje do surfingu. Gdyby takie rozwiązanie było możliwe, byłoby idealnie (śmiech).
Myślałaś o połączeniu surfingu z “Bałtykiem” w sensie marketingowym i promocyjnym?
Coraz częściej o tym myślę. Mimo, że surfing jest jeszcze na razie niszowym sportem, to wydaję mi się, że już niedługo stanie się bardzo popularny. Duże zainteresowanie zauważam m.in. na swoim Instagramie . Jak wrzucam zdjęcie z surfingu, to za chwilę pojawia się pod nim 400, czy 500 lajków. Zarówno znajomych, ale też osób, które nie znają mnie zupełnie. Więc widać, że ludzie się tym interesują. Może jest to jakiś sposób dla „Bałtyku” żeby zaistnieć w świecie polskiego surfingu.
Czyli wkrótce pojawi się seria słodyczy firmowanych surfingiem.
Myślę, że mogłyby to być jakieś rozgrzewające słodycze, np. likworki, które po wyjściu z wody mogłyby fajnie rozgrzewać (śmiech).
Jest taki stereotyp surfera z filmów amerykańskich – gość, który mieszka na plaży, pewnie uczy kogoś pływania. Żyje tylko tym czy i kiedy pojawi się fala. Wtedy biegnie na plażę i surfuje. Nie dorabia się fortuny, kariery wielkiej nie robi, ale kasę na pływanie i życie ma. Żyć nie umierać.
U nas niestety chyba jest to niemożliwe ze względu na klimat. Tam jest ciepło, można sobie spać na plaży, nie potrzeba ciuchów takich jak u nas – kurtek, butów, pianek. Tam po prostu ma się boardshorty, ma się swoją deskę wyciosaną z drzewa i to wystarcza. U nas niestety nie. Jeżeli chodzi o mnie to mam też nieco inne priorytety w życiu. Oczywiście surfing jest dla mnie bardzo ważny, jest moją pasją, ale nie sposobem na życie. Lubię podróżować poznawać nowe miejsca, nowe spoty surfingowe, a na to wszystko nie mogłabym sobie pozwolić bez pracy, tak więc życie takiego typowego stereotypowego surfera w moim przypadku odpada. Na razie staram się realizować zawodowo, łącząc to ze swoją pasją.
A jak wygląda rynek surfingowy w Polsce? Czy łatwo jest kupić deskę do surfingu i nauczyć się pływać. Czy są instruktorzy?
Z deską jest coraz łatwiej. Jak ja zaczynałam to nie było możliwości, żeby kupić deskę surfingową zwłaszcza nową, bo nie było rynku. Teraz można je kupować, nawet mój znajomy stworzył swoją markę, robi ciuchy, ale też i deski. Zamawia w Portugalii u shaperów, sprowadza je do Polski i sprzedaje pod swoim brandem. Można kupić naprawdę fajną deskę, shape’owaną specjalnie na Bałtyk. Nie może być taka jak wszędzie na świecie, czyli krótka z wąskim dziobem. Na Bałtyku musi mieć dużą wyporność, która będzie działała na niezbyt silnych i niezbyt dużych falach. On akurat takie robi, uważam że to są bardzo fajne deski i można je bez problemu kupić w Internecie.
Najlepsze miejsca do pływania wokół Trójmiasta?
Tak naprawdę jest ich dużo, bo pływać można na całym półwyspie. Ja jestem najczęściej w Chałupach na Solarze, we Władysławowie, w Jastrzębiej Górze, raz nawet zdarzyło się, że pływałam w Sopocie. Wiatr był dosyć silny z północnego wschodu, fale były mocno rozbujane. Nie były to wymarzone warunki, złapałam jednak kilka fajnych fal, wyszłam z wody zadowolona, wsiadłam w piance do samochodu i wróciłam do domu. Byłoby idealnie gdyby częściej pojawiały się warunki do surfingu w Sopocie. Miałabym swój „home spot”pod domem.
A ile takich dni w ciągu roku jest, które umożliwiają pływanie na desce?
W zeszłym roku był taki okres, że przez trzy tygodnie pływałam codziennie i to było dla mnie duże zaskoczenie. Często zdarza się, że jest to jeden dzień w tygodniu, a czasem zdarzały się miesiące, gdzie nie było fali w ogóle. Przeważnie pływam w warunkach z wiatrem. Jeżeli wiatr wieje z falą, wówczas fala szybko się załamuje i najczęściej na całej linii. W momencie kiedy fala nie jest przyśpieszona przez wiatr, łamie się np. po środku, a po bokach masz niespienioną, czystą wodę, po której możesz spokojnie surfować. Nie ma piany, nie ma pośpiechu, wówczas pojawia się uczucie, które ciężko opisać, uczucie takiej wolności, stoisz na desce bez żagla, latawca i płyniesz.
A jak jest minimalna wysokość fali do surfowania?
Zależy od deski na jakiej pływasz. Na longboardzie można łapać niewielkie fale, które mają z 30 lub 40 cm.
Największe fale na jakich pływałaś na Bałtyku?
Na Bałtyku? Myślę, że mogły mieć około 2 m.