Poloneza czas zacząć! - wodzirej w Gmachu Głównym Politechniki Gdańskiej daje sygnał do rozpoczęcia Czarnej Kawy, prowadząc za sobą długi ogon, zadających szyku tancerzy we frakach oraz smokingach i ich partnerek w wytwornych sukniach. Rytuał rozpoczęcia i następnie przebieg balu w stylu retro powtarza się na tej szacownej trójmiejskiej uczelni już piąty rok z rzędu. 

Bale nawiązują do przedwojennych tradycji, które zostały reaktywowane przez najstarszą polską korporację akademicką (rok zał. 1828 rok) – Konwent Polonia. Zaczęło się w 1911 roku, kiedy to w warszawskiej Resursie Obywatelskiej Konwent zorganizował pierwszy bal – inaugurowany polonezem, a kończony białym mazurem gdzieś w okolicach „bladego świtu”.

SZACUNEK DLA TRADYCJI

Kolejne bale przeniesiono już do Wilna, gdzie w Hotelu Georges albo Klubie Szlacheckim bawiono się w elitarnym towarzystwie. Utrwalił się też zwyczaj witania pań bukiecikiem mimozy i srebrnym karnetem. Z tych ekstrawagancji zrezygnowano pod koniec lat 20., w dobie kryzysu. Dlatego właśnie, chcąc zaakcentować ograniczenie wystawności, bal przemianowano na Czarną Kawę.

– Bal jest żywą tradycją. Przed wojną bale Konwentu gromadziły elitę – przedstawicieli ziemiaństwa, kultury, nauki, finansów; dla panien z dobrych domów stanowiły doskonałą okazję do promocji, bo należały wówczas do największych atrakcji karnawału. Nasi poprzednicy poprzeczkę ustawili wysoko, ale chcemy im dorównać – mówi odpowiedzialny za organizację Marcin Wiszowaty, prywatnie wykładowca prawa na Uniwersytecie Gdańskim.

FUKS NA BALU

Reaktywacja tradycji balowej nieprzypadkowo nastąpiła właśnie przed sześcioma laty. W ten sposób uświetniono jubileusz 180-lecia Konwentu. Czarną Kawę zorganizowano w salach ówczesnego Centralnego Muzeum Morskiego (niedawno przemianowanego na Narodowe). Jak się okazało – wobec sporej liczby gości – zbyt ciasnych. Kolejne odbywają się już w murach Politechniki Gdańskiej. Właściwie – należałoby rzec – Czarną Kawę Fuksów Konwentu Polonia – tak bowiem brzmi pełna, historyczna nazwa balu.

Dlaczego fuksów? Zawsze im przypadała do wykonania najczarniejsza robota; dbali o wygodę gości, dopinali organizacyjne detale; ba – jeśli któraś z pań pojawiła się bez partnera, musieli dopilnować, by nie narzekała na nudę. Organizacja balu była dla nich testem sprawności organizacyjnej i swego rodzaju – jako dla kandydatów na pełnoprawnych członków Konwentu – wiarygodności. Ich operatywności podczas Czarnej Kawy, zachowaniu, zaangażowaniu w okresie „kandydackim” bacznie przyglądali się starsi stażem barwiarze, comilitoni i filistrzy. Do Konwentu nie można było ot tak, zwyczajnie wstąpić, zapisać się. Nic z tych rzeczy! Trzeba było zostać poleconym i wprowadzonym przez dwóch konwentowiczów, a później udowadniać swoją wartość w czasie „fuksowania”.

Tak było od zarania, czyli od początku istnienia K!Polonia, założonego w Dorpacie (dzisiejsze Tartu w Estonii) w 1828 roku. Czemu właśnie tam? Z prostego powodu: wileńscy studenci, poddawani represjom przez władze carskie, liberalniejszą atmosferę – zarówno do nauki, jak i działania – znaleźli w mieście, nazywanym Atenami Północy. W Dorpacie, wzorem m.in. dominujących na tych terenach niemieckich burschenschaftów, zrzeszyli się, tworząc polską korporację.

PATRIOTYZM I WARTOŚCI

W korporacji, której szeregi na przestrzeni dziejów zasilali Polacy, Litwini, Tatarzy, Rusini, Niemcy i Żydzi – pochodzenie etniczne i wyznanie religijne nie miało żadnego znaczenia. Liczyły się za to inne wartości: poczucie przynależności do Rzeczypospolitej i bycia kontynuatorami tradycji przedrozbiorowej, patriotyzm, dążenie do samodoskonalenia.

Studia w Dorpacie kończyły tak tęgie umysły jak badacze Syberii, Aleksander Czekanowski i Benedykt Dybowski, Tytus Chałubiński – „odkrywca” Zakopanego czy wybitni profesorowie Marian Zdziechowski i Stanisław Thugutt. Polonuskie szlify otrzymał też – co ciekawe – Piotr Jan Komorowski, w prostej linii prapradziad prezydenta Polski!

KONWENT REAKTYWACJA

Konwent współczesny, po latach komunizmu i uchodźstwa w Londynie, reaktywowany w Trójmieście przed szesnastoma laty, kultywuje pamięć o poprzednikach, stara się pielęgnować wartości, które legły u jego podstaw, ale funkcjonując w diametralnie odmiennych uwarunkowaniach społecznych – nie jest to łatwe zadanie, choć wykonalne.

– Przez 10 lat mojej przygody z Konwentem wciąż odkrywam go na nowo, a świadomość, że przede mną byli w nim ludzie wybitni i wspaniali jest dla mnie (i dla innych Konwentowiczów) stałą motywacją do pracy nad sobą i lekcją pokory – przyznaje Marcin Wiszowaty.

Reaktywację najstarsza polska korporacja akademicka zawdzięcza uporowi Bolesława Skawińskiego, który jeszcze przed II wojną światową stał się jej członkiem. Z Niemcami walczył jako kawalerzysta w IV Pułku Ułanów Zaniemeńskich, a po jej zakończeniu – już z komunistami jako żołnierz organizacji Wolność i Niezawisłość (WiN).

INNY ŚWIAT

Pierwsze spotkania odrodzonego Konwentu, na przełomie lat 90. i 2000, odbywały się w mieszkaniu Bolesława Skawińskiego w Gdańsku – Oliwie.

– Dzięki śp. filistrowi Skawińskiemu spotkania te były jak wstęp do innego świata. Chłonęło się jego opowieści o dawnym Konwencie i jego osobistych przeżyciach przed- i powojennych. Jego otwartość, serdeczność wzbudzała we mnie fascynację i ciekawość – wspomina Rafał Rogacewicz (coetus 2001), wówczas student, dziś przedsiębiorca. – Kolejnym etapem był Instytut Sikorskiego w Londynie, gdzie trafiłem na archiwum Konwentu i spędziłem pół roku porządkując i indeksując zawartość. Wyłaniał się z tego obraz świetnie zorganizowanej społeczności, opartej na wspólnych  wartościach – dodaje.

Obecny K!Polonia okrzepł. Przede wszystkim organizacyjnie, czego wyrazem są m.in. coroczne bale, wykłady otwarte w mieszczącej się w Sopocie kwaterze, zajęcia z szermierki, kurs tańca, wreszcie spotkania z wybitnymi postaciami, jak ostatnio z Kazimierzem Piechowskim, który w przebraniu esesmana, wraz z trójką współwięźniów, uciekł w 1942 roku z obozu w Auschwitz – Birkenau.

W marcu sopocką kwaterę Polonii odwiedził sam prezydent Estonii, Toomas Hendrik Ilves. Mało tego – zrobił to z własnej inicjatywy! W jego kraju Konwent cieszy się niesłabnącą estymą, inaczej niż w Polsce, gdzie cały ruch korporacyjny wciąż zmaga się z przyprawianą przez komunistów przez dziesiątki lat gębą nacjonalistów albo faszystów.

WYCHOWYWAĆ LUDZI HONORU

– Korporacje estońskie, łotewskie i polskie odrodziły się po roku 1990 w sznycie przedwojennym. To nasz ogromny kapitał w czasach upadku idei i wartości, w świecie desperacko poszukującym zgubionej tożsamości. Konwent, który przetrwał tyle zawirowań historycznych chce dzisiaj służyć Polsce, zagospodarowując swoje małe poletko – wychowywać ludzi honoru, zacnych, uczciwych, wykształconych obywateli w kulcie służby krajowi i poczuciu obowiązku wobec ojczyzny jako alternatywy dla roszczeniowych kosmopolitów – mówi Marcin Wiszowaty.

Wszystko, co opisano powyżej, nie jest żadną tajemnicą. Jednakże wilderzy, czyli osoby spoza korporacji, nie mają dostępu do obowiązującego w Konwencie comment (tj. zbioru praw) i wewnętrznego ceremoniału. Stąd aura tajemniczości, która spowija cały ruch korporacyjny w Polsce. K!Polonia jednakowoż posiada jeszcze jedną cechę, odróżniającą go od reszty: jego członkowie muszą trzymać się trzech zasad, rządzących polonuskimi spotkaniami: nie wolno dyskutować o polityce, religii i o… dziewczętach.