Twarze pomorskiej gastronomii: Marek Babiarczyk
Marek Babiarczyk to kulinarny pasjonat i kreator gastronomicznego oblicza Pomorza. Właściciel gdyńskiej restauracji Barracuda, Karczmy Zagroda Polska w Sopocie oraz restauracji Barramundi w Juracie opowiada o pasji do tego co robi, bezgranicznej miłości do rodziny i o tym „jak się robi dobry biznes”.
Trzy restauracje, trzy różne miejsca, ale wszystkie już zdążyły wpisać się w kulinarną mapę Polski…
MB: Rzeczywiście. Barracuda, której nazwa pochodzi od tropikalnej ryby, ma w swojej ofercie nie tylko wspaniałe ryby, ale także mięsa, sałatki. Podobnie zresztą jak Barramundi, której oferta jest podobna. Za to Karczma Zagroda Polska pochwalić się może wspaniałym staropolskim menu, łączącym różne regiony. Każde z tych miejsc jest inne, ale znajdują się one w samym centrum turystycznych miejscowości. Cieszymy się, bo wszystkie okazały się być sukcesem, a dosłownie kilka dni temu odebrałem Certyfikat Jakości Trip Advisor, który przyznał nam pierwsze miejsce pośród 114 gdyńskich restauracji. To cieszy.
Jaki jest więc przepis na biznes, a tym samym na sukces?
MB: Przede wszystkim ciężka praca. Może brzmi to banalnie, ale tak właśnie jest. Ja mam wrażenie, że w restauracjach spędzam 90% swojego czasu. Liczy się praca oraz ludzie i ich zaangażowanie, wówczas zyski z czasem się pojawią. Ważne jest, by każdy znał swoje miejsce oraz, by mieć zaufanych ludzi wokół siebie. W sezonie zdarza się, że zatrudniam nawet 120 osób. Nie sposób byłoby zarządzać nimi bez niczyjej pomocy. Wiem jednak, że razem stanowimy naprawdę zgraną drużynę.
Miejsce tworzy także klimat…
MB: To prawda. Karczma Polska Zagroda przyciąga ciepłym wnętrzem, przywodzącym na myśl staropolską karczmę właśnie. Barramundi, której nazwa wywodzi się od australijskiej ryby, została opatrzona aborygeńskimi freskami, zaś w Barracudzie postawiliśmy na bardzo prosty, klasyczny wystrój. To ważne, by nasi klienci dobrze się u nas czuli. I tu znowu muszę wspomnieć o ludziach, bo przecież to oni nadają klimat. Poza tym smutna kelnerka nie dostaje napiwków (śmiech).
A czy pan jeszcze czasem gotuje?
MB: Choć podobnie, jak brat i żona oraz córka ukończyłem szkołę gastronomiczną, to jednak teraz szkoda mi już czasu na gotowanie. Gdy tylko mogę to każdą chwilę staram się spędzać też z moim niepełnosprawnym synem. Kuba nie chodzi, nie mówi, ale wspólnie z żoną wypracowaliśmy system komunikacji. W weekendy poświęcam się już tylko mojej rodzinie. Często tez odwiedzamy nasze restauracje. Mamy tam już nasze ulubione dania, a przy okazji, zawsze możemy sprawdzić, czy wszystko nadal jest takie smaczne…