Za nami kolejna edycja Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Tegoroczna odsłona budziła emocje na długo przed galą otwarcia, i to z wielu względów. Po pierwsze, największe nad Wisłą filmowe wydarzenie w tym roku świętowało swój pięćdziesiąty jubileusz, w festiwalowej przestrzeni nie zabrakło więc ważnych podsumowań, rozważań na temat zmieniającej się kondycji polskiego kina oraz planów na przyszłość i związanych z nimi obietnic (vide wiceminister kultury Maciej Wróbel, który w trakcie finałowej gali w sobotę 27 września ze sceny obiecywał filmowcom wsparcie i więcej pieniędzy na realizację projektów). Po drugie, w kinowych korytarzach, na scenach i przy konferencyjnych stołach dużo rozmawiano o Wielkim Nieobecnym – tym razem na Festiwalu zabrakło jego wieloletniego dyrektora, zmarłego kilka miesięcy temu Leszka Kopcia. Z pewnością była to nieobecność fizyczna, mnóstwo było jednak wspomnień i ciepłych słów pod jego adresem, podkreślano jego pasję do kina oraz wrażliwość na drugiego człowieka. Piękną „laurką” wystawioną zmarłemu dyrektorowi Festiwalu będzie nadanie Gdyńskiemu Centrum Filmowemu jego imienia – trudno chyba o lepsze upamiętnienie postaci Leszka Kopcia.
Po trzecie (i najważniejsze) – tegoroczna edycja FPFF to świadectwo przemiany, w jakiej znajduje się obecnie polskie kino. To przejście, na które od lat czekało wielu widzów, choć tym razem nie każdy opuszczał kinowe sale usatysfakcjonowany. Widoczna zmiana pokoleniowa w szeregach twórców, ich nowe poczucie humoru, wrażliwość i spojrzenie, także na formę – wszystko to stworzyło w repertuarze ciekawą, choć w istocie mało „wybuchową” mieszankę.



