dr hab. Tomasz Smiatacz

Żyjemy w najbezpieczniejszym infekcjologicznie okresie w historii

Karol Kacperski
Sezon infekcyjny trwa, a doniesienia o rosnącej liczbie zachorowań na grypę i krztusiec znów przyciągają uwagę. W tle pojawia się jednak znacznie większe wyzwanie – nowy wariant wirusa grypy, który coraz skuteczniej pokonuje kolejne bariery międzygatunkowe. Jakie znaczenie w tej sytuacji mają szczepienia i dlaczego coraz więcej osób ich odmawia? Jak odróżnić rzetelne informacje od dezinformacji, która podważa zaufanie do nauki? O faktach, ryzyku i mechanizmach obronnych, którymi dysponujemy, mówi dr hab. Tomasz Smiatacz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych GUMed i wojewódzki konsultant ds. chorób zakaźnych.

Choroby zakaźne to ostatnio bardzo modny temat. Jednak, czy chorujemy częściej niż kiedyś?

Obecnie weszliśmy w okres typowych jesienno-zimowych zakażeń, głównie układu oddechowego. COVID-19 wciąż krąży, jednak w łagodnej postaci zakażeń górnych dróg oddechowych, a nie ciężkich, zagrażających życiu zapaleń płuc, choć nadal jest ryzykowny dla seniorów i osób z niedoborami odporności. Medialnie duże zainteresowanie wzbudza krztusiec – i nie bez powodu.

Bez większej przesady można powiedzieć, że krztusiec wrócił po latach. Dlaczego akurat teraz notujemy więcej przypadków?

Liczba przypadków rzeczywiście dramatycznie wzrosła, jednak na szczęście są to zachorowania raczej łagodne, poza tym wciąż dysponujemy antybiotykoterapią w leczeniu cięższych przypadków. Powodów jest kilka, skumulowana fala zakażeń „nadrabia” zaległości z okresu obowiązkowego noszenia maseczek, ale także problemem jest tu wygasanie odporności po szczepieniu przeciwko krztuścowi, obserwowane nieco częściej po szczepieniu nowoczesną szczepionką bezkomórkową.

To, co niepokoi, to informacje o zgonach.

To prawda. W ciągu dwudziestu lat w Polsce z powodu krztuśca zmarły jedynie cztery osoby. Tymczasem teraz, tylko w minionym 2024 roku było to już osiem osób, w tym jeden noworodek w okresie, zanim zdążył otrzymać pierwszą dawkę szczepionki. Mogłoby to sugerować, że jego mama prawdopodobnie nigdy nie otrzymała podstawowych szczepień przeciwko krztuścowi i nie przekazała mu w trakcie ciąży ochronnych przeciwciał. Pozostałe siedem zgonów dotyczyło seniorów w wieku 60+, co z kolei sugeruje wygaśnięcie odporności po szczepieniach przeprowadzonych przed wieloma dekadami. Można więc wyraźnie wskazać dwie grupy osób, które najpewniej wymagają rozważenia przeprowadzenia przypominającego szczepienia przeciwko krztuścowi: kobiety w ciąży (również dla zabezpieczenia noworodka) oraz seniorzy.

Wraz z wybuchem wojny w Ukrainie, napłynęło do nas kilka milionów uchodźców. Jednym z problemów, z którym musimy się zmierzyć, jest ich słaba wyszczepialność. Czy to ma realny wpływ na epidemiologię chorób zakaźnych w naszym kraju?

W bardzo niewielkim stopniu. Nieznaczny wpływ był widoczny już przed wybuchem wojny. Znaczącym przykładem może być mała epidemia odry w Ostródzie w latach 2018—2019, niemal wyłącznie wśród obywateli Ukrainy, ale nie u obywateli Polski.

Dlaczego Polacy pozostali wówczas odporni na epidemię?

Na tym polega dobrodziejstwo obowiązkowych, czyli darmowych szczepień - raz przeprowadzone szczepienia podstawowe działają całodobowo przez siedem dni w tygodniu, zwykle do końca życia. Przykładem na taki efekt jest właśnie odra. Inne szczepienia należy odnawiać co ok. 10 lat (tężec, krztusiec), a na grypę - corocznie.

Odporność poszczepienna stanowi najważniejszy element obronności kraju i powoduje nasz brak podatności na hipotetyczne zagrożenia powstające wskutek fal migracyjnych. W wyniku wojny realnym zagrożeniem stały się lekooporne szczepy gruźlicy (nadal niemal wyłącznie wśród obywateli Ukrainy). Ukraina rzeczywiście miała kłopot z odmowami szczepień w trudnych dla nich latach 2013-2015, później jednak szybko wyrównała zaległości. A przypomnę, że zgodnie z obowiązującym prawem każda osoba przebywająca na terenie Polski przez ponad trzy miesiące, ma obowiązek poddania się wymaganym szczepieniom obowiązkowym.

Czy istnieją inne czynniki, które realnie uchronią nas przed epidemiami?

Oprócz szczepień, drugim kluczowym elementem naszej zbiorowej odporności – tym razem na patogeny przenoszone „drugim końcem” naszego układu pokarmowego - są dobrej jakości ujęcia wody i oczyszczalnie ścieków. Tak się stało, że przy wejściu do Unii Europejskiej zainwestowaliśmy duże środki w jakość wody i żywności, co dziś procentuje brakiem obaw w tym zakresie. Nawet jeśli przyjadą do Polski ludzie z odległych zakątków świata, będący nosicielami np. przecinkowców cholery czy pałeczek duru brzusznego, nie będą one stanowiły dla nas wielkiego wyzwania przy zachowaniu podstawowych zasad higieny. A ta w zaszczepionym społeczeństwie wystarczy, aby nie obawiać się epidemii tych chorób w Polsce. Warto to zauważyć i docenić. Poza tym choroby te można dziś leczyć przy użyciu prostych antybiotyków, pod warunkiem, że są one dostępne w aptece. To kolejny ważny aspekt naszego bezpieczeństwa publicznego i osobistego.

Zatem nie mam co do tego wątpliwości, że będziemy po bezpiecznej stronie tak długo, jak długo będziemy mieć dostęp do szczepionek, bezpiecznej wody, żywności i antybiotyków - i gdy będziemy chcieli i mogli korzystać z tych dobrodziejstw. Proszę zauważyć, że w czasach, gdy żaden z tych elementów nie był dostępny (czyli około sto lat temu) średnia długość życia ludności na ziemiach polskich wynosiła około 25 lat - trzykrotnie mniej niż dzisiaj.

Czy zasady te odnoszą się również do chorób sezonowych, takich jak szalejąca ostatnio grypa?

Zdecydowanie, jednak muszę zaznaczyć, że grypa nie jest największym naszym zmartwieniem. Oczywiście obserwujemy wzrost liczby zachorowań na grypę, także przypadków zapalenia płuc w przebiegu grypy, szczególnie u seniorów. Jednak mamy większe zmartwienia. Na horyzoncie widać już kolejny wariant wirusa grypy, dziś jeszcze określanego jako ptasia grypa, który konsekwentnie od kilku lat pokonuje kolejne etapy ku populacji ludzi. W ubiegłym roku w USA raportowano zakażenia wśród krów i wtórnie łagodne zakażenia u ludzi. Jednak w obecnej postaci wirus ten nie przenosi się jeszcze z człowieka na człowieka. Niestety są już doniesienia o zakażeniach w stadach świń, a to świnie właśnie stanowią ostatni etap przed pojawieniem się wariantu groźnego dla ludzi, że przypomnę tu poprzednią trudną pandemię “świńskiej” grypy, z łatwością szerzącej się wśród ludzi.

Chce Pan powiedzieć, że przed nami kolejne epidemiologiczne wyzwanie?

Nie umiemy jeszcze przewidzieć jak bardzo trudne dla nas będzie to wyzwanie, jednak stanie się to zapewne w perspektywie 1-2 lat. Służby epidemiologiczne na świecie powoli podejmują już wstępne przygotowania np. zasobów w zakresie możliwości testowania pacjentów i zapewnienia dostępności do maseczek i znanych nam leków przeciwgrypowych. Na prace nad szczepionką jest jeszcze za wcześnie. Żyjemy w czasach, gdzie naprawdę dużo się dzieje.

W Afryce Środkowej szybko wzrasta liczba przypadków Mpox (poprzednia nazwa małpia ospa). To daleko od Polski i sama choroba nie jest szczególnie groźna dla życia, ponadto dotąd z trudnością szerzyła się pomiędzy ludźmi. Jednak wirus z jakichś względów nabrał ostatnio dynamiki, wyraźnie zwiększył swoją transmisyjność, a co jeszcze bardziej zaskakujące również patogenność, ryzyko zgonu ponownie wzrosło. Dla uspokojenia dodam, że na szczęście ludzkość dysponuje tu zarówno dobrą szczepionką, jak i lekiem przeciwwirusowym.

Ile czasu potrzebuje teraz wirus, żeby przenieść się z jednego kontynentu na drugi? Podróżujemy często, a wirus chyba przenosi się z nami…

Tak, patogeny podróżujące w naszych organizmach i przenoszące się pomiędzy ludźmi (grypa, COVID-19, gorączki krwotoczne) potrafią zmienić wraz z nami kontynent z dnia na dzień. Patogeny odzwierzęce wymagają nieco więcej czasu, potrzebują migracji ich zwierzęcych rezerwuarów (np. komarów w odniesieniu do Dengi, czy ptaków w przypadku ptasiej grypy czy wirusa Zachodniego Nilu), zajmuje im to zwykle więcej czasu. Poruszającym przykładem jest epidemia zakażeń wirusem Zika w Brazylii po igrzyskach olimpijskich w Rio – wirus zapewne dotarł do Brazylii w organizmach kibiców, jednak znalazł na miejscu nowy rezerwuar zwierzęcy, co doprowadziło do fali zachorowań wśród ludzi, z ciężkimi konsekwencjami dla ciężarnych kobiet.

Słowo „szczepionka” wzbudza od pewnego czasu skrajne emocje. I zdaje się, że liczba osób uchylających się od szczepienia wciąż rośnie, w tym także dzieci. Co Pana zdaniem poszło nie tak?

Wszystko, co powiedziałem do tej pory, jest dowodem na to, że musimy poważnie traktować choroby zakaźne i szczepienia. Staram się zrozumieć tę sytuację od wielu lat i nadal nie potrafię rozgryźć, dlaczego ludzie świadomie nie chcą skorzystać z profilaktyki, która jest tak bardzo skuteczna i jeszcze bardziej bezpieczna, nawet jeśli dotyczy to ochrony przed licznymi nowotworami (HPV). Deklarowane powody odmowy są bardzo różne, często niezwykle emocjonalne i spekulatywne, jednak żadnego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Najdelikatniej mówiąc, odbieram to jako efekt uboczny rewolucji cyfrowej i informacyjnej, powstania świata, w którym każdy może głosić dowolne poglądy na każdy temat, gdzie autorytet wynika z formy, a nie z treści przekazu, a kłamstwo jest legalne i akceptowalne, i stało się „elementem wolności”.

Takie czasy - bardziej liczy się sposób przekazu niż jego prawdziwość.

Nadal nie umiem zrozumieć, dlaczego dorośli narażają zdrowie i życie własnych dzieci opierając się na opiniach najłatwiej dostępnych, a nie na tych wiarygodnych. Czymś diametralnie odmiennym są cenzura i recenzja. Pierwsza zabrania publikowania jakichś treści (a więc odwodzi nas od prawdy), druga pozwala opublikować wszystko, jednak stara się wskazać miejsca, w których przekaz znacząco różni się od danych naukowych i faktów, a przez to przybliża nas ku prawdzie.

Niezwykłe są przypadki działań celowych, metodami przypominającymi kradzież „na wnuczka”, gdy ofiarę z premedytacją doprowadza się do stanu paniki o wartości w jej życiu najważniejsze (na przykład strach o płodność), tak że w rezultacie dobrowolnie sama sobie (lub dziecku) robi krzywdę, pół biedy, jeśli tylko finansową. W tym kontekście rodzice rezygnujący ze szczepień nierzadko paradoksalnie sądzą, że robią to właśnie dla dobra dziecka i żadne racjonalne argumenty lekarzy nie są w stanie ich przekonać, że jest dokładnie odwrotnie. Tak jak seniorzy, którzy dopiero po czasie i po rzeczowej interwencji bliskich orientują się, że ulegli manipulacji emocjonalnej, konfrontując przekaz telefoniczny z realną sytuacją wnuczka, tak w kwestii szczepień konfrontacja nie następuje od razu…

Czy to oznacza, że ostatecznie selekcję przetrwania wygrają ci, którzy nauczą się odróżniać prawdę od manipulacji?

Dalsze rozważania musiałyby nas zaprowadzić w sferę zasad użycia czynników biologicznych na polu walki oraz do konstatacji, że rewolucję cyfrową w dłuższej perspektywie przeżyją jedynie ci, którzy chcą i potrafią dotrzeć do wiarygodnych, a nie przypadkowych, źródeł informacji. Ale to już nie jest zakres moich kompetencji.

Wróćmy do twardych danych. Jak Pomorze radzi sobie z tymi wyzwaniami, o których rozmawiamy?

Dane o liczbie osób deklarujących odmowę szczepień dzieci, jakimi dysponuje Inspekcja Sanitarno-Epidemiologiczna, wskazują, że Pomorze znajduje się w dolnej strefie stanów średnich pod względem zaszczepienia, jeszcze na poziomie dobrze chroniącym nas przed epidemiami. Jednak dane te będą weryfikowane w najbliższych miesiącach, gdyż nie wiemy jak wielka jest liczba osób, które wprawdzie nie odmówiły wprost szczepienia obowiązkowego własnych dzieci, jednak żyją poza systemem ubezpieczeń, nie deklarują się do żadnego lekarza rodzinnego i nie dostarczają karty szczepień po porodzie.

Czyli faktyczna liczba niezaszczepionych dzieci może być znacznie większa, niż wynika z oficjalnych statystyk?

Liczby takich przypadków nie da się określić na podstawie papierowych kart szczepień. Poza tym proces egzekucji obowiązku szczepień trwa wiele lat. Często dzieci osiągają pełnoletniość i nie podlegają już obowiązkowi szczepień. Dla porównania obowiązek szkolny nie budzi takich kontrowersji, a egzekucja np. mandatów drogowych czy braku ubezpieczenia OC pojazdu jest natychmiastowa. Dlatego obawiamy się, że statystyki nie oddają w pełni kłopotu, jaki narasta w związku z odmowami.

Czy na tym etapie możemy w jakiś sposób zapobiec czyhającym zagrożeniom?

W zakażeniach, wobec których dysponujemy szczepieniem zawsze warto je rozważyć. To niezwykle skuteczna i bardzo bezpieczna forma zapobiegania. W pozostałych przypadkach typowo należy zachować dystans, różnie rozumiany, zależnie od rodzaju drogi zakażenia i stosować metody dezynfekcji oraz obróbki termicznej pokarmów. Zdrowy styl życia zawsze poprawia naszą odporność, jednak w zderzeniu z profesjonalnymi zabójcami, takimi jak meningokoki, pneumokoki, grypa, czy HIV, to niestety nie wystarczy. Oprócz kluczowych szczepionek trzeba używać innych dostępnych nam narzędzi: testowania, wczesnego leczenia, izolacji, edukacji, dystansu, dezynfekcji, śledzenia kontaktów, etc. Generalnie radzę słuchać sugestii profesjonalistów w tym zakresie, a nie przygodnych komentatorów choćby byli święcie przekonani o słuszności swoich racji.

Tych nigdy nie brakuje.

Powoli zagrożeniem staje się rewolucja medialna, łatwość generowania szumu informacyjnego przez samozwańczych ekspertów, a nawet przez programy komputerowe, które przecież także doświadczają swoich własnych przekonań i cyfrowych “halucynacji”. Nie bez powodu w informatyce szkodliwe oprogramowanie określa się nazwą wirusa…

Zabrzmiało to tak, jakby była groźniejsza niż same zakażenia.

Trochę tak jest, ponieważ żyjemy w najbezpieczniejszym infekcjologicznie okresie w historii, jedynie okresowo nękają nas fale epidemiczne całkiem nowych lub całkiem już zapomnianych zakażeń. Dysponujemy technologiami wczesnego rozpoznawania nadchodzących zagrożeń i szybkiego opracowywania leków i szczepionek, istnieją także regulacje prawne chroniące nas przed takimi zagrożeniami. Narzędzia mamy, tylko musimy z nich korzystać.