Idles, The Last Dinner Party, Black Pumas – światowa czołówka alternatywy spotkała się w jednym miejscu, by po raz kolejny udowodnić, że listopad nie musi być miesiącem stagnacji. Druga edycja Inside Seaside przyciągnęła aż 18 tysięcy uczestników, co oznacza wzrost frekwencji o imponujące 50% względem ubiegłego roku. W odpowiedzi na ogromne zainteresowanie organizatorzy już dziś zapowiadają powiększenie przestrzeni festiwalowej na kolejną edycję, a nominacja do European Festival Awards w kategorii „Najlepszy Mały Festiwal” tylko potwierdza, że Inside Seaside nabiera tempa.

Po sukcesie pierwszej edycji wielu zastanawiało się, czy organizatorom uda się utrzymać ten unikalny koncept – prosty w założeniach, ale pełen dojrzałej, muzycznej świadomości. Pomysł na jesienny festiwal, odbywający się w zamkniętej przestrzeni, od początku budził mieszane uczucia. Tym bardziej że Inside Seaside zdecydował się pójść pod prąd – zamiast podążać za modą na hip hop, postawił na bogatą mieszankę punk rocka, indie rocka, elektroniki i alternatywy. To wydarzenie, które nie próbuje schlebiać masowym gustom, lecz celuje w bardziej wymagających słuchaczy – tych, którzy szukają autentycznych doznań muzycznych, niezależnie od wieku. A ci z pewnością w tym roku się nie zawiedli. Inside Seaside pokazał, że wie, jak podnieść poprzeczkę – i to wysoko. O ile pierwsza edycja, choć skromniejsza muzycznie, była solidną propozycją dla fanów alternatywy, o tyle tegoroczna zrobiła prawdziwe wrażenie. Na gdańskiej scenie pojawili się artyści, których nazwiska zdobią plakaty największych światowych festiwali. IDLES i Black Pumas kilka miesięcy wcześniej zachwycili publiczność na legendarnym Glastonbury, a The Last Dinner Party zadebiutowało na prestiżowej Coachelli. Tak skonstruowany line-up jasno pokazuje, że Inside Seaside zaczyna być wydarzeniem, które wymyka się lokalnym ramom, a jednocześnie z pełną konsekwencją pozostaje wierne swoim pierwotnym założeniom.

- Udało nam się zaprosić czołówkę światowej muzyki alternatywnej. IDLES, The Last Dinner Party czy Black Pumas grają na najważniejszych światowych festiwalach i bardzo nas cieszy, że pojawili się również w Gdańsku. Rozbudowaliśmy przestrzeń festiwalu, wprowadziliśmy nowe punkty programu i dostajemy mnóstwo pozytywnych komentarzy i opinii. Bilety Early Birds wyprzedane w godzinę na trzecią edycję są dla nas mocnym sygnałem, że publiczność jej wyczekuje - mówi Jakub Knera, Communications Manager z Agencji Live.

Wyspiarska dominacja

Pierwszy dzień Inside Seaside stał pod znakiem brytyjskiej dominacji – na scenie rządziły dwie formacje, które w pełni zawładnęły publicznością. Idles i The Last Dinner Party, choć totalnie różnią się stylem i energią, łączy je jedno: potężna dawka charyzmy.

Występ IDLES był jak muzyczny cios – surowy, szczery i pełen emocji. To właśnie na ten koncert wiele osób czekało najbardziej. Brytyjska post-punkowa kapela bez cienia wątpliwości dała najbardziej energetyczny koncert tegorocznego Inside Seaside, zostawiając publiczność w stanie totalnego uniesienia. Joe Talbot, wokalista i serce zespołu, to prawdziwa Etna emocji – jego gesty pełne determinacji, surowy wokal brzmiący jak manifest, a jednocześnie momenty wrażliwości tworzą wyjątkowy kontrast, rzadko spotykany w świecie punk rocka. W Gdańsku zespół promował swój piąty album „TANGK”, wydany w lutym 2024 roku, który prezentuje nowe oblicze – pełne miłości i wdzięczności. Kulminacją tej przemiany jest singiel „Dancer”, który na żywo zabrzmiał jak hymniczne podsumowanie ich ewolucji.

Gdy na scenie pojawiło się pięć charyzmatycznych kobiet w koronkowych gorsetach, falbaniastych koszulach i kaskadowych sukniach, grając energetyczny glam rock, wiadomo było, że zapowiada się coś innego. The Last Dinner Party z łatwością porwało publiczność. Nie ma się zresztą co dziwić – to mieszanka kabaretowego popu i ekscentrycznej estetyki z nutką feministycznego przekazu. Magnetyczna Abigail Morris, wokalistka, oczarowała potężnym głosem, który momentami przypominał wczesne koncerty Florence + The Machine. Singiel „Nothing Matters” wybrzmiał tu jak prawdziwy manifest pokolenia, i pokazał, że młody zespół ma nie tylko talent, ale i odwagę, by eksperymentować z formą i stylem.

Wytchnieniem w intensywnym line-upie pierwszego dnia były występy Kevina Morby i RY X. Ten pierwszy, to mistrz narracyjnej melancholii, który oczarował publiczność muzyką pełną literackich odniesień i refleksyjnych tonów. Jego koncert był jak głęboki oddech, który pozwolił na chwilę wytchnienia. Z kolei występ RY X, który miał być creme de la creme wieczoru, nie do końca spełnił pokładane w nim oczekiwania. Choć jego minimalistyczna forma i delikatne brzmienia wprowadziły intymny nastrój, momentami brakowało w tym prawdziwego zaangażowania. Eteryczny wokal i subtelne aranżacje, które na płytach brzmią jak magia, na żywo nie zawsze znajdowały swoją pełną siłę.

„Colors”

Drugi dzień Inside Seaside przyniósł dwa koncerty, które zdefiniowały całą tegoroczną edycję Inside Seaside. Są zespoły, które na scenie wznoszą się na wyżyny swoich możliwości, eksplodując energią i charyzmą – Warhaus to właśnie ten kaliber. Solowy projekt Maartena Devoldere'a z zespołu Balthazar, to czarny koń festiwalu - melancholia, elegancja, orkiestrowa obfitość, perkusyjne rytmy, soulowe falsetowe chóry, przeplatające się na zmianę z mocnym, wyrazistym brzmieniem - prawdziwa muzyczna uczta! To wszystko stanowiło doskonały przedsmak nowego albumu „Karaoke Moon”, który ukazał się 22 listopada. Jeśli koncert w Gdańsku jest jakimkolwiek wyznacznikiem, nowa płyta zapowiada się na krążek pełen zaskakujących momentów.

Wrodzone wyrafinowanie – to określenie, które najlepiej oddaje charakter Black Pumas, zespołu czerpiącego pełnymi garściami z brzmienia lat 60. i 70., ale nadającego mu współczesny sznyt. Na żywo Eric Burton zaprezentował prawdziwy kunszt – dosłownie, bo pot kapał mu z twarzy, a każda nuta była wyśpiewana z autentycznym zaangażowaniem. Chórki, perfekcyjnie współbrzmiące z jego wokalem, tworzyły atmosferę niemal sakralną. Kulminacją wieczoru było monumentalne wykonanie „Colors” – utworu, który scalił publiczność w jeden wielki, śpiewający organizm. Utwór, będący manifestem jedności i różnorodności, zabrzmiał z jeszcze większą siłą na żywo, zamieniając festiwal w prawdziwe święto muzyki. To właśnie takie momenty potwierdzają, dlaczego występy Black Pumas na prestiżowych festiwalach, takich jak Glastonbury, budzą tyle emocji. Zresztą siedem nominacji do Grammy to nie przypadek…

Serce bije tuaj

Polska scena na Inside Seaside zaprezentowała pełnię swoich możliwości. W swoim rodzinnym mieście, po światowej trasie promującej najnowszy album „Ghost”, wystąpiła Hania Rani – artystka, która zdobyła status jednej z najjaśniejszych gwiazd polskiej muzyki na scenie międzynarodowej. Tego wieczoru sala wypełniła się po brzegi – tłum był tak gęsty, że trudno było znaleźć miejsce, by w pełni chłonąć delikatne brzmienia jej muzyki. A ci, którym udało się dostać pod samą scenę, z pewnością nie żałowali.

Festiwalowa publiczność miała okazję posłuchać również Skubasa, którego ciepły, kojący wokal niósł się jak balsam dla duszy, oraz Artura Rojka, który po raz kolejny udowodnił, że jego twórczość wciąż rezonuje z kolejnymi pokoleniami. Obok nich na scenie pojawili się Spięty, Vito Bambino, Kasia Lins i Daria ze Śląska – każdy wniósł unikalny klimat, od lirycznej melancholii po energetyczne eksplozje.

Prawdziwym diamentem festiwalu okazała się jednak trójmiejska scena – od dekad kuźnia alternatywnych talentów. Nene Heroine, Klawo i JAD wspólnie stworzyli niezłą muzyczną mozaikę. Kulminacją tej podróży był koncert Homosapiens – występ, który pokazał, że Trójmiasto to nie tylko geograficzny punkt na mapie, ale także przestrzeń, gdzie kreatywność wciąż przekracza granice. To scena, która zaskakuje świeżością, odwagą i niegasnącą energią. Jeśli polska muzyka ma swoje serce, to bije ono właśnie tutaj, nad Bałtykiem.

Inside Seaside rośnie

Druga edycja Inside Seaside nie pozostawiła wątpliwości – festiwal rośnie w siłę. W tym roku przez przestrzenie AmberExpo przewinęło się aż 18 tysięcy uczestników, co oznacza wzrost frekwencji o imponujące 50% w porównaniu z poprzednią edycją. To cichy dowód na to, że publiczność tęskni za wydarzeniami, które nie idą na skróty i muzyką, która broni się sama, podskórnie przywołując ducha pierwszych edycji Open’era.

W tym roku organizatorzy – Agencja Live oraz Radio 357 – zadbali o jeszcze większe wrażenia, poszerzając przestrzenie festiwalowe. Do znanych już scen Gdańsk Stage, Ergo Hestia Theatre Stage i Upstage dołączyły nowe elementy, takie jak namiot partnerów przy AmberExpo oraz wystawa sunrise_sunset, która zajęła pierwsze piętro budynku. Po raz pierwszy na festiwalu odbył się także wernisaż wystawy Artystyczna Podróż, zorganizowanej przez sponsora tytularnego festiwalu, ERGO Hestię. Co więcej, w planach jest dalsze rozwijanie przestrzeni festiwalowych.

- Na pewno będziemy powiększać przestrzeń. AmberExpo przed trzecią edycją festiwalu odda do użytku nową halę pomiędzy dotychczasowym kompleksem a torami kolejowymi - na pewno zagospodarujemy ją na festiwal w 2025 roku, żeby mógł pomieścić jeszcze więcej osób i atrakcji – mówi Jakub Knera z agencji Live.

Nominacja do nagrody European Music Festivals w kategorii „Najlepszy Mały Festiwal” to kolejny, niezależny dowód na to, że Inside Seaside rozwija się w dobrym kierunku i zaczyna być zauważany na europejskiej mapie wydarzeń muzycznych. Plany na najbliższe pięć lat są ambitne, lecz konsekwentne: dalsze budowanie tożsamości festiwalu, który jest wierny swojemu miastu i publiczności, a jednocześnie otwarty na światowe trendy.

- Chcemy bezpiecznie budować i rozwijać festiwal, dostosowując go do miasta, ale też trendów i zjawisk kulturowych na całym świecie. Obecność wśród nominowanych do European Music Festivals traktujemy jako uznanie, ale też wyzwanie i motywację do rozwijania naszego wydarzenia – podsumowuje Jakub Knera.