Wzgórza Malvern Hills oddzielają Anglię o słynnej Cymerii – tak lokalni mieszkańcy nazywają Walię

Przez dziesięciolecia dumą Zjednoczonego Królestwa były niewielkie firmy, często wywodzące się ze stajni wyścigowych, budujące w małej liczbie ekskluzywne samochody sportowe. W XX wieku większość fanów motoryzacji trzęsła się z emocji na wieść o możliwości przejażdżki takimi samochodami jak na przykład: Bristol, Cooper, Lotus, czy TVR. Wymieniłem tylko nieliczne, a firm, które produkowały ręcznie dobrze jeżdżące auta było, rzecz jasna, znacznie więcej. Od tamtego czasu minęło kilkadziesiąt lat. Niewielkie zakłady zostały wchłonięte przez fundusze inwestycyjne i motoryzacyjnych gigantów. Większość już nie istnieje. O ciągłości działalności możemy mówić jedynie w przypadku przejętego przez Chińczyków Lotusa, całkowicie niezależnego Coswortha i Caterhama oraz należącego częściowo do Włochów, ale ciągle najwierniejszego konserwatywnej brytyjskiej szkole budowy samochodów, Morgana.

Morgan to bardzo specyficzne zjawisko. Auta tej marki powstają u podnóża wzgórz Malvern od 1909 roku. Wiele zasad przyświecających ich konstruowaniu nie zmieniło się od czasu, kiedy zostały sformułowane przez twórcę marki, Henrego Fredericka Stanley’a Morgana. H.F.S. Morgan swoją życiową przygodę motoryzacyjną zaczynał, podobnie jak opisywany kiedyś w cyklu „Trójmiejski Klasyk”, Cecil Kimber – założyciel będącej ostatnio na topie w Polsce, firmy MG, od dealerstwa takich marek jak Darracq, Wolseley, Siddeley czy Rover. Z czasem, tak jak Kimberowi, przestało mu to wystarczać. We wspomnianym 1909 roku zbudował swój pierwszy trójkołowiec – tak zwany „cyclecar”. W przedwojennej Polsce takie wehikuły zwano czasami „cyklonetkami”. Pojazd posiadał autorskie, innowacyjne przednie zawieszenie oraz bardzo lekką konstrukcję, która sprawiała, że zamontowany z przodu motocyklowy silnik V2, dawał mu bardzo dużo dynamiki. Do 1939 roku zakłady Morgana opuściło ponad 1000 produkowanych ręcznie, lekkich trójkołowców.

Lecz nawet w konserwatywnej Wielkiej Brytanii rynek się zmieniał. Z czasem trójkołowe Morgany, coraz bardziej przypominały dorosłe samochody aż w 1936 roku nastąpił przełom. Wtedy na salonie w Londynie i Paryżu firma z Malvern Hills zaprezentowała nowy model. Morgan 4/4 miał cztery koła, cztery cylindry, stalową ramę i klasyczne nadwozie, awansując nareszcie z cyklonetki do prawdziwego samochodu. Po wojnie kontynuowano jego produkcję. W 1954 roku miejsce miała bardzo poważna zmiana. Zmodernizowano przedwojenną konstrukcję, aby poprawić aerodynamikę i schować pod maskę staromodnie wyglądającą chłodnicę. Po zabiegu, przód Morgana nabrał kształtów, które znamy do dziś. Przeskakiwały dekady. Morgan zmieniał producentów silników. W ofercie pojawiła się odmiana czteroosobowa, mocny silnik V8, a nawet odmiana coupé.

Konserwatywny w kształcie i rozwiązaniach technicznych, ręcznie robiony Morgan powoli stawał się ekskluzywną, szybko jeżdżącą skamieliną, przywodzącą odeszłe w przeszłość, romantyczne czasy motoryzacji. W takiej formie przetrwał do dziś. Całkiem niedawno wydarzyła się co prawda, jak na tą markę, prawdziwa rewolucja - stalową ramę zastąpiono całkiem niedawno nowoczesną, aluminiową płytą, mimo to wygląd auta niewiele się nie zmienił. I bardzo dobrze.

Wspomnieliśmy, że Morgany to samochody ekskluzywne. W istocie. Przemawia za tym nie tylko ich cena, ale przede wszystkim ręczna robota i liczba produkowanych egzemplarzy. Dla przykładu – wielkość produkcji w 2003 roku wyniosła 516 samochodów. Współcześnie to około 850 egzemplarzy. Nowy Morgan kosztuje w Wielkiej Brytanii około 76 000 funtów. Ceny używanych – tu ciekawostka – mniejszą rolę gra rocznik, zaczynają się od około 25 000 Euro. Większość używek ma kierownicę z prawej strony. Tych z kierownicą po lewej jest mniej i przeważnie są droższe.

Ile Morganów jeździ po polskich drogach? Na markowych zlotach pojawia się kilkanaście aut. W Trójmieście są 3 – 4. Dlaczego tak mało? Bo trzeba być prawdziwym pasjonatem, aby zafundować sobie za niemałe pieniądze piekielnie szybki, lecz niezbyt bezpieczny samochód, pozbawiony wielu wygód, w tym często nawet ogrzewania. Z drugiej strony prowadzenie tego auta to prawdziwa przyjemność – mówią to wszyscy, którzy mieli okazję wsiąść za kierownicę.

Biały Morgan ze zdjęć to pochodzący z 1957 roku model Plus 4. Napędza go bardzo nowoczesny wówczas motor o pojemności 2,1 l i mocy 105 KM produkowany przez Triumpha. Nowa jednostka napędowa, w połączeniu z niską masą nadwozia pozwoliła marce odnosić kolejne sukcesy sportowe. Potencjał ten wykorzystywał na przykład Lew Spencer, który wielokrotnie triumfował w zawodach organizowanych w USA przez Sports Car Club of America (SCCA). Morgany stały się także regularnymi uczestnikami Rajdu Monte Carlo.

Wróćmy do białego auta, które zostało sprzedane do USA, aby tam większość życia spędzić w ciepłym garażu, pokonując rocznie bardzo niewiele kilometrów. Stąd oryginalny stan, pierwszy lakier i oryginalne wnętrze. Na początku nowego wieku samochód wrócił do Wielkiej Brytanii, aby po kilku latach zaparkować w garażu niezwykle sympatycznego northuberyjczyka o imieniu Paul, który postanowił zamieszkać na stałe wśród Celtów. Wskutek wielu zbiegów okoliczności, jego ukryty za urokliwym kamiennym murem, biały garaż, odwiedził młody oficer polskiej marynarki. Konsekwencją tej wizyty była kolejna podróż białego Morgana – tym razem do Trójmiasta. Jako że powoli kończy się sezon, nasz klasyk pojawi się na trójmiejskich drogach dopiero na przyszłą wiosnę. Do tego czasu będzie sobie zapewne po cichu nucił melodyjne, celtyckie piosenki.