Kiedy pod koniec lat 70. XX wieku Mazda zaprezentowała nowy, sportowy model RX 7, cały świat pukał się w głowę. Pod kształtnym, opływowym nadwoziem krył się bowiem silnik Wankla, o który dekadę wcześniej przewróciło się NSU, i o mało nie wykoleił Citroen.

Wprowadzając RX 7 Mazda postanowiła udowodnić światu, że coś takiego może jednak działać. W konsekwencji Wankla odnajdujemy choćby w najnowszej Maździe CX30. Pierwsza RX 7, mimo niepozornego wyglądu, uważana jest obecnie za bardzo ciekawego, rzadkiego i wymagającego klasyka.

Dokładnie 100 lat temu niemiecki księgarz i zarazem inżynier, Felix Wankel, porzucił ostatecznie druk i obrót książkami naukowymi dla uniwersytetu w Heidelbergu i otworzył zakład mechaniczny. Naprawiając samochody starał się systematycznie ulepszać stosowane w nich rozwiązania. Swój pierwszy patent zarejestrował już pięć lat po rozpoczęciu nowej działalności – w 1929 roku. Dwa lata wcześniej rozpoczął prace nad swoim projektem silnika rotorowego, który zgłosił do urzędu patentowego w 1936 roku. W czasie II wojny światowej dostarczał uszczelki i silniki z wirującym tłokiem dla niemieckiej Luftwaffe i Kriegsmarine. Po zakończeniu wojny, mimo wcześniejszych sporów z Hitlerem, wciągnięto go na aliancką „czarną listę”. Sprzymierzeni zamknęli mu fabrykę zabierając Wankla do niewoli. Powrócił do pracy w latach 50. XX wieku, kiedy owocami jego wieloletnich prac zainteresowało się między innymi NSU. W tamtym czasie prawie każdy producent chciał mieć w swojej ofercie silnik z wirującym tłokiem. Mniejszy, prostszy w konstrukcji i generujący równomierną moc niezależnie od obrotów. Rychło okazało się także, że takie rozwiązanie ma spore wady. Większe zużycie paliwa w porównaniu do silników tłokowych, problemy ze szczelnością i trudności z kontrolą emisji spalin. Najbardziej spektakularną porażką, która de facto zakończyła krótką erę silnika Wankla, było bankructwo i przejęcie przez Volkswagena zakładów NSU, które uprzednio przeinwestowały w nowoczesny model RO 80, napędzany właśnie taką jednostką.

Wróćmy w tym miejscu do Mazdy RX 7 pierwszej generacji. Auto charakteryzowało się bardzo niskim współczynnikiem oporów powietrza, wynoszącym: Cx=0,36. Zamontowany pod maską silnik Wankla miał pojemność 1146 cm³, co odpowiadało klasycznej jednostce tłokowej o pojemności 2292 cm³. Pierwsza mazda rozwijała moc 95 KM lub 105 KM. W 1983 roku dołożono mu turbo i wtrysk paliwa. Co ciekawe, mimo złej sławy i kłopotliwej obsługi, pierwsza RX7 znalazła aż 471 000 klientów, co można nazwać ogromnym sukcesem. Do Polski Mazda z Wanklem zawitała na chwilę, lecz w całkiem sporej liczbie, po transformacji ustrojowej. Żywot sportowych samochodzików w realiach rodzącego się krajowego kapitalizmu był jednak bardzo krótki. Nikt nie potrafił tego naprawiać.

Czterdzieści lat po zakończeniu produkcji pierwszej generacji tego modelu zachowane w dobrym stanie egzemplarze stają się cenionymi klasykami. Ich właścicieli zaś otacza nimb mistrzów mechaniki, właścicieli grubego portfela, lub szanowanych ekscentryków. Jedno jest pewne - RX7 to klasyk dla osoby, która ma pojęcie o co chodzi w tej zabawie. Kimś takim jest z pewnością inżynier Sebastian Czapiewski, który oprócz bohaterki tego artykułu skrywa w garażu m.in. także bardzo wymagające Volvo P 1800. Szwedzkie coupé to jednak bardzo klasyczna konstrukcja. Skąd zatem pomysł na awangardowego Japończyka?

- To był przypadek – mówi Sebastian Czapiewski. - Podczas przeglądania ogłoszeń natrafiłem na Mazdę. Auto od razu przyciągnęło moją uwagę ze względu na bardzo dobry stan blacharski oraz oryginalne, czyste wnętrze. Nieznana historia serwisowa oraz silnik z rotorem skutecznie odstraszyły potencjalnych nabywców, dzięki czemu kilka miesięcy później udało się sfinalizować transakcję. Niemieckojęzyczna instrukcja obsługi oraz naklejka wewnątrz schowka zawierająca numer telefonu do służb ratunkowych w Monachium sugerują, że auto spędziło młodość u naszych zachodnich sąsiadów. Do Polski auto trafiło z Węgier w ubiegłym roku. Niestety próba kontaktu z poprzednim właścicielem zakończyła się niepowodzeniem, więc całej historii pojazdu raczej już nie poznamy – opowiada.

Trójmiejska RX 7 to pierwsza generacja i druga seria, określana jako FB. Według numeru VIN auto wyprodukowano w Hiroszimie w roku 1982. Oznacza to najsłabszy silnik 12A zasilany gaźnikiem, co przekłada się na umiarkowane osiągi oraz brak niektórych części zamiennych. Układ wydechowy to prawdziwa ciekawostka z katalizatorem i dodatkowymi rurkami doprowadzającymi powietrze niezbędne do jego działania. Całość umieszczona jest w misternie wykonanej osłonie termicznej i jest absolutnie niemożliwa do zakupienia. To są uroki posiadania naprawdę nietypowego auta i dowód na to, że te trudno naprawialne wcale nie muszą mieć 100 lat. Według właściciela, atutem pojazdu jest precyzja układu kierowniczego oraz bardzo dobre zawieszenie, które pozwala określić go jako prawdziwego pogromcę zakrętów. Jako że mamy tutaj do czynienia z dawnym produktem „Made in Japan”, nie dziwi fakt, że linia dachu poprowadzona jest bardzo nisko, co może sprawić problem dla osób o wzroście powyżej 185 cm, które mogą mieć problem ze znalezieniem komfortowej pozycji za kierownicą. Jednak sympatyczne coupé niezmiennie wywołuje bardzo pozytywne reakcje przechodniów i innych zmotoryzowanych.

- Trochę się zdziwiłem, że Mazda wzbudza więcej entuzjazmu niż starsze pojazdy z mojej kolekcji – mówi Sebastian. - Przymierzając się jednak do zakupu tego samochodu, trzeba mieć świadomość, że rynek części zamiennych w Polsce i krajach ościennych prawie nie istnieje, podobnie jak oferta sensownych egzemplarzy nie wymagających odbudowy.