Niedawno odbyłem trzy wyjazdy poświęcone projektowaniu, co więcej każdy z nich był inny: inny był cel, inne są finalne refleksje. Holandia, Włochy i Niemcy. Doprecyzuję - ostatni wyjazd do Hamburga jeszcze trwa, gdy piszę te słowa z samolotu, lecąc wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego.
HAMBURG
To hanzeatyckie miasto, które pod wieloma względami podobne jest do Gdańska: wszechobecna cegła, szarości i czernie, liczne kanały, bliskość portu oraz to, że przez ostatnie lata wiele się tam zmieniło pod kątem architektury. Powstała na przykład wyjątkowa i imponująca filharmonia. Architektonicznie to budynek nieoczywisty - na przykład wjeżdża się do niego schodami w tunelu podobnym do konstrukcji spotykanych w metrze. Natomiast na tarasie widokowym ma się wrażenie, jakby stało się na wielkim statku wycieczkowym szykującym się do odpłynięcia. W Hamburgu kultura i tradycja portowa ma swoje odbicie w detalach architektury oraz w turystycznych gadżetach: torbach z rysowanymi rybakami, elementach przypominających nasz żuraw, dźwigach zachowanych w różnych miejscach czy żółtych przeciwdeszczowych i ikonicznych kurtkach z kapturem. Styl industrialny jest bardzo popularny - sąsiedztwo ciężkiego sprzętu, maszyn i statków odbiło piętno na estetyce. Hotel „25 hours”, w którym się zatrzymałem jest tego najlepszym przykładem. Był tam też jeden fajny gadżet: radio z guzikami OSLO, TOKYO, NEW YORK. Naciskasz i słuchasz tego, co dzieje się w danej chwili w wybranym kraju. Fajne i proste.
Pierwsze i ogólne wrażenie było więc takie: wszystko świetnie zorganizowane, czysto, sprawnie i profesjonalnie, ale z dość przeciętną kawą. Bez zbędnego przepychu, chaosu, bez brudu na ulicach. Za to nowopowstałe budynki stwarzają wrażenie bardziej solidnych od tych nowych w Gdańsku - może to detal, może proporcje, a może jakość materiałów i myśli projektowej…
AMSTERDAM
Odwiedziłem biuro jednego z klientów i wiedziony legendą pojechałem zwiedzać to słynne miasto. Niby podobnie jak w Hamburgu: cegła, gęsta zabudowa, kanały i „kamieniczki”, ale jakże byłem zdziwiony, gdy piewcami wolności i postępu okazały się tabuny pijanych i naćpanych turystów i prostytutki w oknach na ulicach. Do tego dużo brudu i szarości w odcieniach architektury. Dużo sklepików z gadżetami, mocno turystycznie - tego nie ma aż tyle w Hamburgu, gdzie czułem się swobodniej, a prostytutki w oknach były wyłącznie za zamkniętą i niedostępną na przykład dla dzieci metalową bramą. Nie jestem przekonany czy warto sprzedać przestrzeń miasta dla takiego stylu życia jak w Amsterdamie, choć niektórzy znajomi mówią, że źle trafiłem i Amsterdam ma też inne i bardziej pozytywne oblicze. Zobaczymy, dam mu kiedyś drugą szansę.
Jednak dobrze jest, gdy taki styl życia ma swoje określone miejsce, jak np. Camden Town w Londynie. To powinno być memento dla naszych władz, by nie przesadzić z komercjalizacją miasta pod mało wyszukanego odbiorcę.
BOLONIA
Pojechałem tam, gdyż zostałem zaproszony, by przedstawić swój wykład na jednych z największych targów ceramiki na świecie: Cersaie. Te legendarne targi skupiają najważniejsze marki produkujące ceramikę. Opowiedziałem na wykładzie o tym, czym jest podstawowy budulec naszego świata, czyli płaszczyzna - podsumuję to dla Was w osobnym felietonie. Jest w tym coś niezwykłego, że czujemy się dobrze w tym, co pionowe lub poziome, równe i płaskie, a co rzadko występuje w naturze. Same targi to zdecydowanie nie miejsce dla mnie: dziesiątki wielkich hangarów, w których są dziesiątki stoisk, w których są dziesiątki panów w garniturach, którzy sprzedają dziesiątki takich samych kafli. Jednym z niewielu miłych akcentów były piękne kobiety, które zachęcały do wejścia, ale sprowadzenie ich do roli wabika w „męskim i poważnym świecie” jest dla mnie mocno uwłaczające. Mocno branżowo, poważnie i biznesowo. Odreagowałem nad jeziorem Garda - włoski temperament i nieznośna lekkość życia szybko pozwoliły mi zatrzeć złe wrażenie. Jeśli chodzi o same targi to zdecydowanie lepiej jechać na iSaloni do Mediolanu: bardziej kolorowo, ciekawie, a i więcej wyjątkowego designu jak chociażby meble czy dodatki. No może poza meblami na rynek rosyjski pełnymi złota i przepychu - to nie moja estetyka.