Każdy ma swoje ulubione tematy kulinarne, mam i ja. Wszelakie diety to absolutnie moja ulubiona kwestia. Fascynuje mnie wsłuchiwanie się w rady ekspertów od odchudzania, bez znaczenie czy to jest ciotka, której jedynym sukcesem żywieniowym było odstawienie czekoladowych cukierków, czy żandarmów-dietetyków, dla których jedynym celem jest udowodnienie, że podróż po kalejdoskopie restrykcji żywieniowych ma sens.
Bo przecież to, czego naprawdę w życiu potrzebujemy, to kolejna dieta cud. To wspaniałe uczucie, gdy budzimy się rano i zastanawiamy, które ograniczenia żywieniowe wprowadzić dzisiaj… Czy będzie to dieta paleo, wegańska, ketogeniczna, czy może dopiero co wymyślona dieta składająca się wyłącznie z powietrza i wody. Faktycznie ta ostatnia to przyszłość, ale spokojnie nadejdzie ten dzień. Te wszystkie diety to fascynujące bogactwo tego, co daje nam matka ziemia i wyobraźnia ludzi, którzy biorą się za wymyślanie kolejnej papki, którą ubierają w piękne nazwy. Trochę czasu, doskonałego marketingu i zapewne znajdzie się grono odbiorców, którzy łykną każdy farmazon, aby chwilę poczuć się dobrze.
Tydzień jedzenia jak koala, kolejny tydzień jedzenia jak neandertalczyk, a potem wybieramy się w podróż po galaktyce, szukając składników, których jeszcze nie wyeliminowaliśmy ze swojego jadłospisu. Czyż nie jest to fascynujące? Oczywiście, te wszystkie diety są absolutnie rewelacyjne, bo kto nie chciałby śniadania składającego się z samych jajek, czy surowych warzyw, czy nasiona chia to skarb Azteków, bez którego dieta w niejednym domu traci sens. Ja już biegnę do sklepu, niczym Indianie, którzy uważali te drobne nasionka za pokarm biegaczy. Zaraz, zaraz przecież człowieka już nic gorszego nie może spotkać w ciągu dnia, niż poranny jogging. Dlatego zamiast się ruszyć zamówię sobie w sieci i dalej będę sobie czytał o kolejnych cudach medycyny dietetycznej. Te rewolucyjne teorie to miód na moje serce, odnoszę czasami wrażenie, że dołączę do grona wybrańców i będę nieśmiertelny, zatem ochoczo przeszperam kolejny wspaniały trend żywieniowy. Spalę swój tłuszczyk z boczków, będę szczęśliwy i radosny, tylko zaraz - ile można futrować sałaty i selera? No dobrze, będę jadł tego dużo, przecież cel uświęca środki, a moje życie zmieni się nie do poznania. Wyszperałem, że przeżyję na soku z cytryny i papryczkach chili, jakie to będzie życie pełne smaku!
Jak już znajdziecie dietę cud, to trzymajcie się jej kurczowo. Po miesiącu jedzenia wyłącznie owoców i warzyw, odkryjecie, że życie zmieni się nieodwracalnie. Będziecie mieli wrażenie, że każdy jogurt owocowy w lodówce gwałtownie zyskuje zdolność wabienia was ze swoją skrytą zawartością cukru, a pudełko lodów zniknie w tajemniczych okolicznościach. Uwierzcie, że te wybitne programy żywieniowe zmieniają życie. Diety cud dają tak daleko idące przemiany w waszych organizmach, jak obietnice polityka w kampanii wyborczej. Jeśli ktoś kiedykolwiek obieca ci dietę cud, która jest równie realna jak jednorożce fruwające nad tęczą, lepiej trzymaj się z daleka. Czy potrzebujecie więcej stresu w życiu próbując utrzymać diety, które są równie trwałe jak chwilowy entuzjazm po Nowym Roku?
Mam nadzieję, że poczuliście moją bezgraniczną miłość do diet i nie planujecie już kolejnej podróży po doświadczeniach kulinarnych, które z pewnością nie zmienią waszego życia. Smakujcie na całego, jedynie z umiarem, tylko tyle potrzeba do szczęścia.