#Millenium Docs Against Gravity
Czułość zamiast strachu
#Millenium Docs Against Gravity
Czułość zamiast strachu
Ponad 180 filmów z całego świata można było zobaczyć podczas jubileuszowej, 20. edycji Millenium Docs Againts Gravity, największego festiwalu filmów dokumentalnych w Polsce. Pokazy odbywały się w siedmiu miastach, a wśród nich tradycyjnie znalazła się Gdynia. O potrzebie zrozumienia świata, poszukiwaniu prawdy o sobie i drugim człowieku i o tym, czym dla współczesnego widza jest dziś kino dokumentalne opowiada Przemysław Rydzewski, koordynator trójmiejskiej odsłony festiwalu.
Festiwal Millenium Docs kończy w tym roku 20 lat. Piękny wiek.
Zgadza się. Dużo zmian, dużo ważnych i ponadczasowych treści.
Czym festiwal był na początku, czym jest dziś, po dwóch dekadach od swojej premierowej edycji?
Właściwie od początku chodzi nam o to samo, czyli o pokazywanie najlepszego kina dokumentalnego z całego świata. Nie mamy obowiązku zapraszania filmów premierowo, jest to więc prawdziwy przegląd tego, co wydarzyło się w kinie dokumentalnym w ostanim roku i zostało docenione zarówno przez jury najważniejszych światowych festiwali filmowych, jak i przez naszą grupę programerów: Artura Liebharta, twórcę festiwalu, Karola Piekarczyka i Wojtka Diduszkę. 20 lat temu, kiedy festiwal startował po raz pierwszy, jego uruchomienie wymagało dużej odwagi.
Dlaczego?
W tamtych latach film dokumentalny kojarzył się wyłącznie z telewizyjną nudą, gadającymi głowami, ewentualnie z filmami przyrodniczymi...
...obowiązkowo z głosem Krystyny Czubówny!
Tak, na szczęście Krystyna Czubówna i filmy o zwierzętach wcale nie są nudne (śmiech), ale dla przeciętnego widza dokument to był i pewnie wciąż jest nieciekawy pan, który monotonnym głosem objaśnia nam to, co widzimy na ekranie. Tymczasem pełnometrażowe filmy dokumentalne to wspaniałe opowieści! Odważne i bardzo różnorodne zarówno w formie jak i tematyce. Myślę, że program festiwalu doskonale to odzwierciedla. W ciągu ostatnich lat poważnie zmieniła się skala naszego działania – festiwal okazał się po prostu bardzo...zaraźliwy. 20 lat temu zaczynaliśmy w jednej sali kinowej w Warszawie, dziś pokazy odbywają się w ośmiu miastach w Polsce, uczestniczą w nim setki tysięcy ludzi. Organizujemy największe wydarzenie filmowe w Polsce. To skala makro. W skali mikro – wystarczy na tym festiwalu być raz, a na pewno będziemy wracać po raz kolejny, gwarantuję to każdemu widzowi. Jeśli ktoś raz zetknie się ze światem tak pokazanym na ekranie, nigdy już nie zechce stracić perspektywy, którą daje tylko i wyłącznie pełnometrażowy film dokumentalny.
Festiwal rozwija się też w samej Gdyni.
Rzeczywiście, 8 lat temu zaczęliśmy od kilku dni pokazów na dwóch salach kinowych. W tej chwili mamy tysiące widzów z całego Trójmiasta, a pewnie i Pomorza, którym pokazujemy nasze dokumenty przez 10 dni i wszystkie sale Gdyńskiego Centrum Filmowego zarezerwowane są w tym czasie dla naszych projekcji. Z roku na rok widzów jest coraz więcej – jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu mieliśmy już ponad 3000 sprzedanych biletów! Popularność tych seansów absolutnie mnie nie dziwi – przez te czas spędzony w kinie mamy niepowtarzalną szansę, żeby sprawdzić, zobaczyć na własne oczy, jaka jest kondycja świata i jakie jest jego prawdziwe oblicze. Ludzie są tego naprawdę ciekawi.
Słowo PRAWDA jest tutaj wielowymiarowe i szczególnie istotne w kontekście filmów prezentowanych na festiwalu.
Tak, choć ono zawsze może być podważane. Powiedziałbym raczej, że filmy pozostawiają widzki i widzów z refleksją na temat prawdy, zmuszają do odpowiedzi na pytanie: czym ta prawda jest dla nas, ale też, co istotniejsze: czym jest dla drugiego człowieka. Z całego serca polecam film „Prawy chłopak”, który pokazuje właśnie takie poszukiwanie prawdy o sobie. To film o nas, Polakach i myślę, że jego największą zaletą jest właśnie fakt, że zaprasza do dialogu i pokazuje, że nasza prawda wcale nie musi być tożsama z prawdą drugiej osoby i nie ma w tym nic złego. Myślę, że ogromnie trudno znaleźć miernik, który jednoznacznie wskazałby, że to, co robimy na festiwalu, jest dla innych ważne. To generalnie przypadłość pracy w kulturze. Jeśli jednak sale na seansach są pełne, a po nich publiczność zostaje na spotkaniach z twórcami oraz bohaterami filmu, bo chce rozmawiać o tym, co przed chwilą widziała, chce zadawać pytania, to to jest dla nas znak, że MDAG wnosi w życie ludzi wartość i służy właśnie pokazywaniu wielowymiarowej prawdy o świecie.
„Nie bądź obojętny” – to słowa Mariana Turskiego, które stały się hasłem przewodnim dla tegorocznego festiwalu. Jak to hasło realizowane jest w kontekście prezentowanych na ekranie treści?
Myślę, że zarówno twórcom, jak i nam, organizatorom, zależało na tym, abyśmy nie byli obojętni wobec, najogólniej mówiąc, zła. Kino dokumentalne ma szeroki zasięg, jest pokazywane na najważniejszych festiwalach filmowych, które, co ciekawe, często wygrywa. Pierwsze przykłady z tegorocznego programu: „Adamant" i Złoty Niedźwiedź na Berlinale, „Niewinność” i festiwal w Wenecji: nagroda dla najlepszego filmu śródziemnomorskiego czy „Siostrzeństwa świętej sauny” – Sundance: nagroda dla najlepszego reżysera. Okazuje się, że opowieść dokumentalisty może być ważniejsza i szerzej komentowana niż klasyczna fabuła, po którą jeszcze do niedawna chodziliśmy do kina. Wenecja, Locarno, Sundance to już marki same w sobie – i to dobitnie pokazuje, czego ludzie - widzowie tak naprawdę potrzebują. A film dokumentalny ma przede wszystkim pokazać nam, jak wygląda świat i jego problemy z innej, niekoniecznie naszej własnej perspektywy, ma uwrażliwić nas na drugiego człowieka i pomóc nam go zrozumieć. W tym roku ważnym tematem dla reżyserów była tocząca się za naszą wschodnią granicą wojna – w sumie na festiwalu mieliśmy aż 7 tytułów poświęconych temu tematowi, choć nie wszystkie udało się włączyć do programu w Gdyni.
Jaki jest obraz wojny w Ukrainie widziany oczyma dokumentalistów?
W Gdyni pokazaliśmy 4 filmy skoncentrowane wokół tego tematu, między innymi „Wschodni front” Vitalya Manskyego i Yevhena Titarenko, opowiadający historię wolontariuszy pracujących w najniebezpieczniejszym w tej chwili regionie Ukrainy. Jest też poruszający „Skąd dokąd” Maćka Hameli, relacja z samochodu, którym reżyser filmu podróżował przez Ukrainę, oferując transport wojennym uciekinierom. To niezwykły zapis trudnej i emocjonalnej podróży ludzi, którym z dnia na dzień odebrano wszystko, co rozumiemy w życiu jako normalność. Do tego „W Ukrainie” i „Nie znikniemy” – nagrodzony potrójną owacją na stojąco na tegorocznym Berlinale.
Od kilku lat filmy dokumentalne coraz częściej pojawiają się w regularnej dystrybucji – chodzimy do kina już nie tylko dla fabularnej rozrywki czy animacji. Chcemy czegoś więcej niż prosty eskapizm, sensacja czy bajka – potrzebujemy innego spojrzenia, wyjścia ze swojej strefy komfortu i zrozumienia tego, co nas otacza.
Zgadza się. W tym miejscu jeszcze raz chciałbym polecić wszystkim seans wspomnianego już filmu „Prawy chłopak” czy opowieść z zupełnie innego miejsca, bo z Ugandy: „W teatrze przemocy”. Szczególnym zainteresowaniem widzów cieszy się także „Pianoforte”, którego bohaterowie, pianiści przygotowujący się do Konkursu Chopinowskiego, są z jednej strony zupełnie różni, pochodzą z różnych krajów i kręgów kulturowych, z drugiej strony okazuje się, że muzyka i miłość do niej łączy ich oraz widzów we wspólnotę, w której przeżywamy podobne emocje, lęki i nadzieje absolutnie ponad podziałami. I to jest nam, ludziom, bardzo potrzebne – musimy przypomnieć sobie, że tak naprawdę więcej nas łączy niż dzieli. Wspaniale uświadomić to sobie na sali kinowej, kiedy po seansie wszyscy płaczą i chcą spotkać się z bohaterami filmów, dosłownie ich przytulić. Poza tym, mamy filmy o uniwersalnym przekazie, poruszające tematy związane z ochroną przyrody, seksualnością, ale też filmy o relacjach w rodzinie, prawach człowieka i tym, jak świat widzą dzieci.
W repertuarze festiwalu jest również miejsce na szeroko rozumiana tematykę kobiecą.
Kobiety to zarówno twórczynie, jak i bohaterki naszych filmów. Bez problemu utrzymujemy parytet w konkursie głównym: sześć reżyserek i sześciu reżyserów. To są fascynujące opowieści filmowe, od tragicznej codzienności kobiet żyjących w Syrii – film „Pod niebiem Damaszku”, przez historię artystki z uporem walczącej o swoje miejsce w zdominowanym przez mężczyzn świecie sztuki: „Apolonia, Apolonia”, po przyjęte ze szczególnym aplauzem publiczności „Dziewczyńskie historie” – wspaniały, ciepły obraz debiutującej reżyserki Agi Borzym, opowiadający o szkolnych przyjaciółkach i ich doświadczeniach z dojrzewaniem i cielesnością. Film porusza m.in. temat pierwszej miesiączki, która dla każdej młodej kobiety jest przecież wyczekiwanym i, jak mogę się domyślać, często trudnym momentem.
W naszym kraju w dalszym ciągu to temat tabu – z jednej strony nie przeszkadza nam, że bohaterowie filmów emitowanych o dowolnej porze dnia mordują się za pomocą rozmaitych narzędzi i dosłownie ociekają krwią (najczęściej wyglądającą bardzo naturalnie), z drugiej zaś uparcie blokujemy kampanie i spoty reklamowe, w których przez ułamek sekundy na bieliźnie miesiączkującej dziewczynki widać krew menstruacyjną. Czerwoną .
Tym bardziej cieszymy się, że możemy na festiwalu pokazać „Dziewczyńskie historie” szerszej publiczności. To film, który powinna zobaczyć każda nastolatka. Powiem więcej – każdy brat, ojciec i kolega tej nastolatki również. Świat byłby dużo lepszym miejscem, gdybyśmy chcieli się wzajemnie zrozumieć. Czułość zamiast strachu i osądzania – tak właśnie widzę misję naszego festiwalu.
Wspomniałeś o ogromnym sukcesie frekwencyjnym tegorocznej edycji festiwalu w Gdyni – blisko 7 tysięcy sprzedanych biletów, 10 dni w całości poświęconych filmom dokumentalnym z całego świata. Ale to tylko częściowy zasięg MDAG – co z widzami z mniejszych kin, w miastach oddalonych od dużych metropolii?
W czasie pandemii koronawirusa postanowiliśmy uruchomić festiwal w formie zdalnej – oczywiście taka forma była wtedy podyktowana koniecznością, ale szybko okazało się, że to otwiera dostęp do naszych filmów widzom spoza dużych miast, bo tylko w nich festiwal odbywa się przecież stacjonarnie. Po powrocie do normalności zastanawialiśmy się, czy widzowie, przez 2 lata przyzwyczajeni już trochę do oglądania filmów w serwisach streamingowych, zechcą wrócić do kin. Dziś wiemy już, że atmosfera spotkania i wspólnego przeżywania okazała się doświadczeniem na tyle cennym, że sale kinowe na naszych seansach znów są pełne, zdecydowaliśmy się jednak utrzymać także formę online i po zakończeniu edycji stacjonarnej startujemy także z pokazami w sieci – to szansa na nadrobienie zaległości również dla tych, którzy z różnych przyczyn nie zdążyli przyjść do kina w połowie maja.
Czy można powiedzieć, że w Polsce zapanowała moda na dokument?
Można, o ile rozumiemy przez to modę na poznawanie świata, uczenie się go i na stawanie się po prostu lepszym człowiekiem. Nie mam żadnych wątpliwości, że po obejrzeniu każdego z prezentowanych w ramach festiwalu filmów opuszczamy salę kinową jako inni, bardziej wrażliwi ludzie. Niech to będzie moda na czułość i zrozumienie dla tego, co jest w nas i obok z nas.