W fabryce czekolady „BAŁTYK"
Już od niemal 100 lat dostarczają na nasze stoły czekoladowe pyszności, które dzień i noc wyrabiane są w gdańskiej Oliwie. Skorzystaliśmy z jednej z ostatnich szans, by odwiedzić linię produkcyjną „Bałtyku” przed jej przeprowadzką do Włocławka. Jak więc wygląda trójmiejska fabryka czekolady? Naszym osobistym Willy’m Wonką był prezes „Bałtyku” Konrad Mickiewicz, który otworzył nam wrota do tajemniczego słodkiego świata.
Stojąc przed wejściem do fabryki czekolady „Bałtyk” czułem się jak małe dziecko, które ma zaraz spełnić swoje największe marzenie. Moją wyobraźnię rozpalał film Tima Burtona – „Charlie i fabryka czekolady”. Byłem jak tytułowy bohater, jednak teraz to ja stałem u bram raju ze zwycięskim biletem, który miał mnie wprowadzić do krainy wiecznej słodkości. Przed oczami miałem płynące czekoladowe rzeki i stojące stawy brązowawej cieczy. Krajobrazy z cukru, lukrowe drzewa, chmury z waty cukrowej i karmelkowe deszcze. A słodki zapach, unoszący się w powietrzu, już drażnił mój węch. Nie mogłem się doczekać. Za przewodnika zamiast Willy’ego Wonki miałem prezesa „Bałtyku” - Konrada Mickiewicza – który zgodził się opowiedzieć więcej o procesie produkcji.
Nie było tu jednak wielkich kaskad płynącej czekolady, artystycznych krajobrazów z cukru, Umpalumpów ciężko pracujących i śpiewających czy tresowanych wiewiórek. Przywitała nas za to przemiła pani, która kazała przygotować się i odziać w higieniczne stroje, które umożliwiały bezpieczny wstęp. W środku zastałem współpracę maszyn i ludzi, stojących przy długich taśmociągach. Było ciepło, a w powietrzu unosił się zapach cukru. Wszyscy jak jeden organizm zmierzali do jednego celu – produkcji słodyczy. Bo mimo wszystko należy pamiętać, że fabryka czekolady to biznes jak każdy inny. Jednak jak tworzy się te słodkie cuda?
Prósz, konszowanie i kuwertura
Gdybyśmy chcieli odtworzyć w domu proces produkcji czekolady, byłoby to bardzo trudne. Tworzenie królowej słodyczy wymaga bowiem wielu etapów, odpowiednich warunków, specjalistycznych urządzeń, a nawet określonej temperatury. Potrzebna jest receptura i najwyższej jakości składniki odpowiadające za smak czy wygląd gotowego produktu.
- W „Bałtyku” mamy doświadczony zespół technologów, którzy dbają o wyjątkowość naszych receptur. Korzystamy zarówno z tradycyjnych przepisów, jak i sięgamy po nowatorskie rozwiązania. Dzięki temu odpowiadamy na oczekiwania szerokiego grona konsumentów. Tworzymy słodycze, które uwielbiane są u nas w kraju, ale także produkujemy na eksport, do krajów, w których są całkowicie odmienne gusta. Potrafimy dostosować się do rynku i oczekiwań tworząc najróżniejsze smaki – tłumaczy Konrad Mickiewicz.
Gdańska fabryka czekolady czerpie z doświadczeń kilku pokoleń pracowników, którzy tworzyli słodycze korzystając z tradycyjnych technologii. Z upływem czasu i w nowych warunkach rynkowych dostosowano je do współczesnych wymagań i kryteriów. Przekonstruowano produkcję tak, aby nie tworzyć już mas czekoladowych na miejscu tylko w specjalnych zakładach, które posiadają bardziej zaawansowane technologie. Receptura powstawania czekolady „Bałtyku” pozostaje jednak nadal niezmienna oraz wyjątkowa i jest strzeżoną tajemnicą.
- Proces tworzenia czekolady polega na tym, że mieszamy ze sobą miazgę kakaową, część tłuszczu kakaowego, a następnie dodajemy do tego cukier, ewentualnie mleko (w przypadku czek. mlecznej). Ta cała masa jest mielona na młynach pięciowalcowych i powstaje tzw. prósz. Później przychodzi proces konszowania, czyli odpowiedniego podgrzewania, schładzania oraz mieszania. Następnie powstaje kuwetura. Te wszystkie związki, które dają kwasowość itd., są z tej masy „wyrzucane”(odparowywane) i wówczas powstaje płynna „prawie czekolada”. Do niej dodaje się pozostałą część tłuszczu kakaowego, lecytynę, czasami też aromaty. Wszystko zależy od tego, co produkujemy. Taką gotową masę możemy użyć do produkcji tabliczki, oblewania cukierków lub formownia pralinki. W przypadku nadziewanych produktów tworzymy z czekolady, tzw. "skorupkę" czekoladową. W nią jest wlewane nadzienie na końcu zamykane czekoladą.– tłumaczy prezes
„Bałtyku”.
Kultowe likworki
Jednymi z najbardziej znanych słodyczy produkowanych przez „Bałtyk” są likworki z płynnym, alkoholowym nadzieniem, które należą do najbardziej wykwintnych polskich słodyczy. Historia likworków sięga początku lat 70. XX wieku. W Zakładach Przemysłu Cukierniczego „Bałtyk” opracowano wówczas recepturę i technikę produkcji, która wykorzystywana jest do dzisiaj. Bogactwo tradycji i wyjątkowość smaku sprawiły, że likworki „Bałtyku” zyskały miano kultowych.
- Jeśli gdzieś w sklepie znajdziemy likworki, to na 99% będą one z „Bałtyku” – zaznacza Mickiewicz. - Ludzie często pytają jak nalewamy płynne nadzienie do środka? Czy jest jakiś otwór? Jednak w przypadku likworków proces wypełniania ich alkoholem jest bardzo wyjątkowy. W dużym przybliżeniu polega on na tym, że wykorzystujemy tacki z mąką, w której następuje odcisk stempla. Tam jest dodawany odpowiedni roztwór, a dopiero później w odpowiednich warunkach następuje krystalizacja i powstaje cukrowa skorupka wypełniona alkoholowym nadzieniem. Na koniec produkt wraca na taśmę i tam jest oblewany czekoladą – tłumaczy.
A co się dzieje z mąką? Czy nie przyczepia się do cukierka? Otóż jest cały system, który tę mąkę zdmuchuje. Ponadto jest to mąka formierska, która posiada odpowiednie właściwości, pochłaniające wilgoć z roztworu i dodatkowo wspomagające krystalizację.
- Często też pojawia się pytanie, czy spożywanie likworków może spowodować nietrzeźwość. Nie sądzę, aby był to problem, ponieważ trzeba byłoby zjeść ok. 2,5 kg cukierków, aby osiągnąć efekt wypicia małego piwa. Nie sądzę, aby ktoś był w stanie tyle zjeść na raz – śmieje się prezes „Bałtyku”. - Warto jednak zaznaczyć, że alkohol bardzo wpływa na smak. Mieliśmy kiedyś klienta z Algierii, która jest krajem muzułmańskim, więc zabronione jest sprowadzanie produktów z alkoholem. Klient jednak stwierdził, że podobają mu się nasze słodycze, ale z alkoholu musimy zrezygnować. I tak zrobiliśmy. I proszę mi wierzyć, różnica w smaku była ogromna
– podkreśla.
Czekolada z chipsami i popcornem
„Bałtyk” to teraz kilkanaście grup produktowych i ciężko byłoby je wszystkie wymienić. Jednak można je podzielić według zakładów produkcyjnych – czekoladowego, produkującego od skomplikowanych bombonierek aż po proste tabliczki czekolady. Tutaj także tworzone są praliny i likworki, toffi czy galaretki. Drugi zakład to ten specjalizujący się w asortymencie karmelkowym – na linię trafiają lizaki, karmelki wylewane oraz landrynki. Ostatnim zakładem jest ten, zajmujący się drażetkami różnego typu i zaliczyć tu można takie produkty, jak Super Nutsy, Piksy, czy orzechy w czekoladzie. Czasami „Bałtyk” decyduje się również na migdały w cynamonie. A co w tym wszystkim jest flagowym produktem?
- Na pewno czekolady Ratuszowa i Malajska to flagowe produkty. Po wielu latach przerwy powróciliśmy do ich produkcji według tradycyjnej receptury, a nawet do opakowań, w które były pakowane w latach 70. Zostały entuzjastycznie przyjęte przez naszych fanów. Nie mamy takiego wyrobu, który byłby z nami od 1923 roku, czyli od początków istnienia, ale mamy za to produkty, które na polskim rynku należą do najstarszych i najbardziej znanych. Należą do nich np. pralinki czy czekolady nadziewane smakami zamorskich likierów, galaretki w czekoladzie i wiele innych. Najważniejsze, że idea naszych produktów pozostaje niezmienna od lat – stwierdza Konrad Mickiewicz.
Oprócz zwykłych produktów zdarzają się również swego rodzaju perełki – nietypowe zamówienia. Jedną z nich była produkcja czekolad dla Marka Kamińskiego, ze specjalną recepturą czekolady oraz indywidualnymi szatami graficznymi. „Bałtyk” tworzył batony energetyczne i cukierki z witaminami wykorzystywane podczas misji polarnych, specjalną linię czekolad proteinowych dla sportowców, a także bloki czekolady dla Liceum Plastycznego. Uczniowie robili z nich słodkie rzeźby.
Również smaki potrafią zaskoczyć. Jak wspomniał podczas spaceru Konrad Mickiewicz – zdarzyło im się tworzyć czekolady z… chipsami i z popcornem! Wszystko jednak sprowadza się do kwestii przyzwyczajenia i upodobań smakowych. Co kraj, to obyczaj.
Czekolady gdańskie
Gdańsk zawsze będzie bliski fabryce czekolady „Bałtyk”, ponieważ to właśnie tutaj rozpoczynała ona swoje słodyczowe podboje. Swego czasu nawiązana została współpraca między miastem Gdańsk, a fabryką, czego wynikiem było powstanie całej linii czekolad i czekoladek – „Czekolada Gdańska” i „Praliny Gdańskie” – ze specjalną szatą graficzną stworzoną przez gdańską artystkę malarkę i graficzkę Magdę Benedę. Obrazy tej artystki „Popatrz na Gdańsk” i „Zachwyć się Trójmiastem” trafiły także na opakowania pralinek „Bałtyku” tworząc wyjątkową linię słodyczy.
- Produkujemy takie słodycze, aby nawiązywać do tradycji. Historia jest dla nas inspiracją co ma odzwierciedlenie w wielu smakach „Bałtyku”. Chociażby nasze czekolady marcepanowe czy kawowe nawiązują do kulinarnych tradycji Gdańska, podobnie jak smaki zamorskich likierów, które przed wiekami trafiały do gdańskiego portu – podsumowuje Mickiewicz.
W ostatnich latach pojawiały się pogłoski o przenosinach zakładów produkcyjnych do Włocławka. I tak też się stanie w przeciągu półtora roku, kiedy to produkcja będzie odbywać się właśnie tam, a cała administracja i zarząd pozostaną w Gdańsku, aby podkreślić, że tutaj powstała marka i tutaj są jej korzenie.
- Musimy się stad wyprowadzić w przeciągu półtora roku, dlatego konsolidujemy nasze zakłady produkcyjne we Włocławku. W Gdańsku natomiast pozostanie część administracyjna i sklep firmowy. Niestety w dotychczasowym miejscu nie mamy już szans na rozbudowę, czy modernizację linii produkcyjnych. Dzielnica, w której się znajdujemy nastawiona jest na zabudowę mieszkaniową i usługi. Prawda jest taka, że nie ma tu już miejsca na dużą fabrykę. Pracujemy dzień i noc, transporty TIR-ów muszą wjechać w wąskie uliczki Oliwy i Przymorza, a ewentualna przebudowa fabryki w jej dotychczasowym miejscu byłaby niezwykle trudna i bardzo uciążliwa dla mieszkańców – mówi Konrad Mickiewicz.
Retro niespodzianka
Jednak cała historia nie mogłaby być napisana i zrealizowana, gdyby nie jeden człowiek, który w 1923 roku stworzył markę „Anglas”.
- Wszystko zaczyna się w Wolnym Mieście w 1923 roku. Powstaje Anglas - spółka pana Urlicha i „białych ruskich” czy też Żydów, którzy uciekli z Rosji do Anglii i zaczęli handlować w Gdańsku herbatą. „Bałtyk” na początku sprowadzał herbatę, kawę, importował też kakao. I to były pierwsze kroki ku produkcji słodyczy. W tym samym miejscu, w którym dziś jest administracja, wcześniej znajdował się dom pana Urlicha. Była część mieszkalna i część biurowa – wspomina prezes.
Z perspektywy czasu można zauważyć, że dzieje „Bałtyku” są odzwierciedleniem historii Polski ostatniego stulecia. Początki firmy to czasy wolnego miasta, a potem tragicznych wydarzeń wojny i okupacji. W kolejnych latach „Bałtyk” doświadczył procesów nacjonalizacji i stał się częścią systemu gospodarczego Polski Ludowej. Po odzyskaniu wolności i nastaniu ery gospodarki rynkowej gdańska fabryka czekolady trafiła w ręce skandynawskiego inwestora tracąc na pewien czas swoją historyczną nazwę i tradycyjną tożsamość. W 2005 roku firma ponownie trafiła w polskie ręce.
- W latach 90. „Bałtyk” został wykupiony przez Fazera, ale w 2005 roku firma ogłosiła, że wycofuje się z Polski zupełnie. Nie tylko produkcyjnie, ale także handlowo. Dlatego, jako polscy inwestorzy postanowiliśmy odkupić „Bałtyk”. Nie tylko odkupiliśmy, ale przede wszystkim odbudowaliśmy markę „Bałtyk” w oparciu o nasz własny kapitał, przywróciliśmy tradycyjną nazwę, połączyliśmy wszystkie zakłady produkcyjne w jeden organizm wzmacniając potencjał rynkowy firmy. – dodaje Mickiewicz.
Za rok zakłady produkcyjne będą obchodzić stulecie swojego istnienia i z zapowiedzi można wywnioskować, że klienci będą mogli cieszyć się pewnymi smaczkami ze strony producenta.
- Nie chciałbym za wiele zdradzać, ale pracujemy nad jubileuszową linią. Nasi fani mogą spodziewać się „retro niespodzianki” nawiązującej do historii. To będzie powrót do przeszłości, ale też skrzyżowanie z czymś nowoczesnym. Może coś wegańskiego, albo słynny baton krymski w wersji fit? Zobaczymy – żartuje Konrad Mickiewicz.