Od opisania pierwszego przypadku choroby Alzheimera minęło 115 lat. Historia badań nad chorobą Alzheimera zaczęła się od pewnego listopadowego dnia w 1901 roku, kiedy to Karl Deter przywiózł swoją żonę Auguste D. do szpitala dla osób chorych umysłowo we Frankfurcie. Budziła się w nocy, krzyczała, chowała przedmioty… nikt nie potrafił jej zdiagnozować. W końcu została zbadana przez dyrektora szpitala, doktora Aloisa Alzheimera. Przypadek Auguste wzbudził jego zainteresowanie prawdopodobnie dlatego, że jego naukowe zainteresowania dotyczyły depresji i psychoz. W szpitalu spędziła 5 lat, jednak jej kondycja stale się pogarszała. Doświadczyła obniżenia funkcji poznawczych oraz halucynacji. Zmarła 8 kwietnia 1906 roku w wieku 55 lat w wyniku zakażenia krwi.

W tym czasie Alois Alzheimer pracował już w Monachium, ale zanim Auguste umarła, poprosił aby po jej śmierci jej mózg oraz notatki dotyczącej jej choroby zostały mu przekazane. Badanie mikroskopowe mózgu wykazało rozległe zwyrodnienie komórek nerwowych. Dr Alzheimer określił przedstawianą przez siebie chorobę jako „chorobę zapominania”. 3 listopada 1906 roku dr Alzheimer przedstawił na posiedzeniu Towarzystwa Neuropsychiatrii Południowo-Zachodnich Niemiec w Tybindze wyniki autopsji i omówił przypadek „specyficznej choroby kory mózgowej”. Podczas swojej przemowy omówił dwie anomalie, tak zwane splątki neurofibrylarne oraz zbytnie nagromadzenie amyloidu. Charakterystycznym objawem jest także zmniejszenie się masy mózgu. Kilka lat później Emil Kraepelin w swoim Podręczniku psychiatrii z 1910 roku na określenie tej choroby użył nazwy „choroba Alzheimera”. Oficjalnie nazwa ta została przyjęta na kongresie lekarzy w Lozannie w 1967 roku.

Profesorze, czym leczy się dzisiaj brak pamięci?

Nie ma obecnie skutecznego leku na tę przypadłość. Próbuje się zwiększać ukrwienie mózgu, ładzić niektóre objawy, ale do tej pory nie ma leku, który działałby w ten sposób, że likwiduje przyczynę tego schorzenia.

 

Jednak istnieje duża szansa, że to właśnie w Gdańsku powstanie pierwszy i jedyny lek na chorobę Alzheimera. Nikomu do tej pory ta sztuka się nie udała, co takiego kryje się za waszym odkryciem?

 

W przypadku naszych badań podeszliśmy do problemu z innej strony. Choroba Alzheimera jest tzw. chorobą wieloczynnikową, to znaczy nie ma jednej i tylko jednej przyczyny, jak również nie ma też jednego i tylko jednego markera. Od wielu lat przyjmowało się, że jej przyczyną są złogi specyficznego białka, występującego w formie odkładających się płytek, zwanego beta-amyloidem. Tylko że obecnie wiemy, że beta-amyloid to nie jedyny problem w chorobie Alzheimera. Na przykład równie ważne są powstające złogi tzw. hiperfosforylowanej formy białka tau. Najprawdopodobniej dlatego wszystkie dotychczasowe próby leczenia choroby Alzheimara skoncentrowane na usuwaniu beta-amyloidu kończyły się niepowodzeniami. 

 

Jeżeli nie tylko beta-amyloid, to co?

Skoro za chorobę Alzheimera odpowiadają w dużej części nagromadzone, nieprawidłowe białka, które w organizmie nie mogą być degradowane, postanowiliśmy stymulować komórki do ich usuwania. Procesem odpowiedzialnym za usuwanie nieprawidłowych cząsteczek, a nawet całych uszkodzonych lub źle funkcjonujących organelii, jest autofagia. Niestety w przypadku choroby Alzheimera ten proces jest zbyt mało wydajny, aby poradził sobie ze wszystkimi złogami nieprawidłowych białek. Całą sztuką było jednak znalezienie takiego związku, który stymulowałby autofagię na tyle skutecznie, żeby pozbyć się tych złogów, ale na tyle łagodnie aby w komórce nie były degradowane prawidłowe związki i prawidłowe organella. Musimy pamiętać, że potencjalny lek na chorobę Alzheimera będzie musiał być przyjmowany przez pacjentów przez wiele lat, tak aby objawy nie powróciły. Co więcej, lek na chorobę neurodegeneracyjną musi przekraczać barierę krew-mózg, aby mógł być wygodnie (w formie tabletki) podawany i docierać do miejsca przeznaczenia. Okazało się, po kilkunastu latach naszych badań, że takim właśnie związkiem jest genisteina.

Czym jest tajemnicza genisteina?

Jest to stosunkowo prosty związek chemiczny z grupy izoflawonów. Niby prosta cząsteczka, zbudowana z trzech pierścieni i kilku grup funkcyjnych, a jednak mająca bardzo interesujące właściwości biologiczne. Co więcej, genisteina występuje naturalnie. Najwięcej znajduje się jej w nasionach roślin strączkowych. Szczególnie bogata w nią jest soja. Jednak od razu mogę powiedzieć, że obliczyliśmy, iż aby osiągnąć taką dawkę genisteiny jak tę, którą my stosujemy u zwierząt przy użyciu syntetycznej genisteiny, to dorosły człowiek musiałby zjeść dziennie około 11 kg soi albo wypić około 120 litrów mleka sojowego. Czyli nierealne ilości....

Na czym polega jej działanie w przypadku Alzheimera?

Genisteina stymuluje proces degradacji nieprawidłowych związków (w tym przypadku białek,
m.in. beta-amlyloidu i P-tau), zwany autofagią. Likwidując złogi nieprawidłowych białek, niszczymy główną przyczynę choroby Alzheimera. Co więcej, genisteina jest także łagodnym związkiem działającym przeciwzapalnie oraz antyoksydantem, a wiadomo, że stres oksydacyjny i stany zapalne w mózgu to kolejne procesy przyczyniające się do rozwoju choroby Alzheimera. Mamy zatem w ręku związek działający kompleksowo.

Póki co, mamy same plusy. Zapytam więc o wady - istnieją? 

Paradoksalnie, z punktu widzenia potencjalnego leku, jest to, że występuje naturalnie. Dlaczego? Ponieważ substancji pochodzenia naturalnego nie można opatentować. Czyli nie możemy opatentować genisteiny jako związku chemicznego. Dla firmy farmaceutycznej to jest duże ryzyko. Musimy zdawać sobie sprawę, że szacuje się, iż wprowadzenie jakiegokolwiek leku na rynek to dla firmy farmaceutycznej koszt rzędu 2 miliardów dolarów. W przypadku, gdy badania wstępne są już wykonane (tak jak w przypadku genisteiny w chorobie Alzheimera) to koszty są nieco niższe, ale i tak ogromne. Jeśli zatem firma zainwestuje w badania kliniczne wielkie środki, a nie ma patentu na związek chemiczny jako lek, to ryzykuje, że inna firma, która nie poniosła takich kosztów, może sama produkować dany związek i go sprzedawać.

Niedawno wraz z zespołem uzyskał Pan polski patent na wynalazek pt. „Genisteina do zastosowania do leczenia choroby Alzheimera”. To nie wyklucza właśnie sprzedaży przez innych?

Dzięki patentowi mamy wyłączność na stosowanie genisteiny w leczeniu choroby Alzheimera. Ponieważ genisteina była wcześniej znanym związkiem chemicznym, nie można było opatentować jej jako cząsteczki. Można było jedynie zastrzec jej specyficzne użycie. Czyli w praktyce, jeśli jakakolwiek firma farmaceutyczna będzie chciała produkować i sprzedawać genisteinę jako lek na chorobę Alzheimera to musi albo wykupić patent albo podpisać umowę na taką możliwość, z twórcami oraz z uczelnią, oczywiście na określonych zasadach. Jednak można to obejść. Wystarczy, że firma nie będzie sprzedawać genisteiny jako leku na chorobę Alzheimera, ale jako preparat na cokolwiek - niech będzie, że na katar albo na pryszcze na nosie. I tutaj wchodzi ekonomia. Jeśli ten preparat tej drugiej firmy będzie tańszy od wyprodukowanego przez firmę, która przeprowadziła kosztowne badania kliniczne, to ludzie i tak będą wiedzieli, co on zawiera i jest duże prawdopodobieństwo, że będą kupować tańszy preparat. Ekonomia ma bardzo istotne znaczenie w testowaniu, produkowaniu i sprzedawaniu leków i musimy o tym pamiętać. Nikt nie zainwestuje dużych środków, jeśli nie będzie widział w perspektywie zysków, nawet jeśli miałby to być lek ratujący życie wielu ludzi. 

Trochę to smutne…

…niestety tak to działa.

Póki co wiadomo, że lek obiecująco działa na modelu zwierzęcym. Jakie są dalsze etapy prac?

Na razie mamy wyniki badań na jednym modelu zwierzęcym - szczurzy model sporadycznej formy choroby Alzheimera. Potrzebne są dalsze, dokładniejsze badania na modelach zwierzęcych i komórkowych, aby zrozumieć szczegóły molekularne działania genisteiny. Tylko wtedy będziemy mogli odpowiednio interpretować wyniki badań na pacjentach, dobierać dawki leku, właściwie reagować jeśli u danego pacjenta efekty nie będą w pełni zadawalające. Następnie konieczny jest eksperyment medyczny na niewielkiej grupie pacjentów, aby stwierdzić czy w przypadku ludzi genisteina działa równie dobrze jak na modelach zwierzęcych. Konieczne są zawsze także testy bezpieczeństwa, ale w tym przypadku mamy je już za sobą - genisteina była już testowana pod tym względem w próbach klinicznych i okazała się bezpieczna w stosowaniu. Ostatnim etapem są próby kliniczne testujące efektywność
terapii.

Zakładając, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, kiedy możemy się spodziewać pierwszego pacjenta, który przyjmie lek? 

Jeśli uzyskamy grant, to pierwszy eksperyment medyczny, z udziałem niewielkiej grupy pacjentów, mógłby się rozpocząć za około dwa lata. Jeśli wszystkie wyniki eksperymentu a następnie prób klinicznych byłyby pozytywne, to możliwość rejestracji leku to perspektywa co najmniej kilku lat.

Czy odbyliście już jakieś rozmowy z potencjalnymi firmami mogącymi wprowadzić wasz wynalazek na rynek? 

Tak, wstępnie rozmawialiśmy z kilkoma dużymi firmami, ale póki co ostrożnie - głównie z tych powodów ekonomicznych. Obecnie przygotowujemy wniosek grantowy o środki na badania na kolejnych modelach zwierzęcych oraz eksperyment medyczny. Jeśli uzyskamy finansowanie i jeśli badania zakończą się pozytywnymi wynikami, to wtedy będzie czas na rozmowy z firmami farmaceutycznymi w zakresie badań klinicznych.