„Słońce wciąż kryje się za horyzontem. Minie dobra chwila, zanim zacznie ogrzewać moje zmarznięte, osłonięte kilkoma milimetrami neoprenu ciało. Wszystko jest w ciągłym ruchu, a każda z łamiących się fal inna. Nurkuję pod nimi, żeby jak najlepiej się ustawić. Gdy zanurzam głowę w lodowatej wodzie, czuję jakby w twarz wbijano mi tysiące szpilek. Wciąż poszukuję perfekcji, której kształt ustala natura. Nadchodzą fale. Nieśmiało łamie się pierwsza z nich. Przepuszczam ją, zanurzając się głęboko. Kolejna wypiętrza się z większą energią i wdziękiem. Jest równa jak od linijki. Palce skostniałe z zimna mocno zaciskają się na obudowie aparatu. Celuję w szczyt fali i wykonuję serię zdjęć. Zachwyt nad pięknem wyzwala we mnie euforyczny okrzyk. Jestem szczęśliwy, że mogę doświadczać w Bałtyku takich momentów”
Krzysiek Jędrzejak, Baltic Surf Scapes
Surfing , Bałtyk i fotografia
Dzisiaj wciąż niewielu ludzi wie, że Bałtyk to genialny poligon przygodowy. Jednak jego zdjęcia uświadomiły światu, że w Polsce również mamy warunki do uprawiania surfingu. Wszystko za sprawą Krzysztofa Jędrzejaka, surfera, społecznika i fotografa, który w nietuzinkowy sposób połączył dwie szalenie niszowe zajawki. W rozmowie z Prestiżem opowiada o silnej więzi, która łączy go z morzem, o surferskiej braci i głęboko wpisanej symbiozie z naturą.
Mając przed oczami krystalicznie czystą wodę okolic Santa Cruz, gorące południowe słońce i pelikany krążące nisko nad oceanem… powiedz, dlaczego surfujesz na Bałtyku?
Było to zgoła inne doświadczenie (śmiech). Swoją przygodę z surfingiem rozpocząłem właśnie na oceanie. Po rocznym pływaniu wróciłem do kraju, przyjechałem nad Bałtyk, oparłem deskę o ścianę i zacząłem drapać się po głowie… Był akwen, w internecie krążyły szczątkowe informacje o bałtyckich surferach, więc postanowiłem sprawdzić to na własnej skórze. Niska temperatura, nieprzezroczysta, zimna woda, surowe krajobrazy, no i esencja, czyli same fale - surfowania na Bałtyku nie można porównać do tego na oceanie. Jednak nie sprawia to, że nie można tego sportu u nas uprawiać. Poza tym, gdzieś z tyłu głowy istnieje poczucie, że to morze jest nasze, a bałtyckie wschody i zachody słońca rekompensują absolutnie wszystko! Tak naprawdę, mamy na wyciągnięcie ręki to co trzeba, ale w innym i mniejszym wymiarze.
Co sprawiło, że tak polubiłeś nasze brunatne morze?
Lubię wyzwania. Zafascynowała mnie pokora, która przemawia przez nasz Bałtyk. Wszystko tu jest dużo bardziej ulotne niż na oceanie. Jest to wada i zaleta jednocześnie, bo przecież wiadomo, że wyczekiwana przyjemność smakuje lepiej. Jedna dobra bałtycka fala daje tyle radości, co kilka oceanicznych. Swoją drogą nasze morze jest też bardzo kapryśne. Odkąd są prognozy falowania, można się kilka dni wcześniej dowiedzieć, że będzie odpowiedni „warunek”. Tyle że pogoda jest coraz mniej przewidywalna. Każdy rok przynosi coś nowego. W środowisku surferskim również są odczuwalne zmiany klimatu. Kiedyś wszystko było regularne, i najlepsze warunki do pływania były jesienią i zimą, wówczas po orkanach zostawały naprawdę piękne fale. Teraz nawet późnym latem potrafią pojawić się fale, które są tak dobre jak te zimowe. Dla mnie od początku to zimowe oblicze jest zupełnie inną dyscypliną, w której dominują głębsze doznania i zupełnie inny odbiór otoczenia. Nie ma zatłoczonych plaż, korków, jest natomiast natura i niczym nieskalany krajobraz. Właśnie to jest nieosiągalne na innych europejskich spotach. To kolejny dowód na to, że Bałtyk jest wyjątkowy.
Zimno mi na samą myśl! Jesteście jakąś nadprzyrodzoną grupą ludzi północy, którzy celowo piszą się na ekstremalny poligon na Bałtyku?
Może to tak wyglądać (śmiech). Faktycznie, surfing na Bałtyku nie jest dla każdego. Są ludzie, którzy lubią ciepełko i pływanie w takich temperaturach mentalnie jest nie do przeskoczenia. Wbrew pozorom nie jest jednak zimno. Teraz pianki są już tak bardzo technologicznie zaawansowane, że temperatura nie sprawia większego problemu. Bariera istnieje więc tylko i wyłącznie w głowie. Co więcej, nasze morze jest idealne do nauki. Bałtyckie fale są wręcz stworzone do szkoleń.
Surfując, spotkałeś kiedyś w morzu fokę?
Na oceanach pływają z delfinami, na Bałtyku pływamy z fokami. Często zdarza nam się zobaczyć tego bałtyckiego ssaka. Niejednokrotnie siedząc na spocie na horyzoncie wynurzają się główki fok szarych. Czasem potrafią podpłynąć do nas na wyciągnięcie ręki. Daje to swoiste poczucie jedności z naturą.
No właśnie, surferom od zawsze towarzyszy przyjazny środowiskowo wizerunek. Już w latach 60. w Południowej Kalifornii surf rockowe kapele wyśpiewywały w swoich piosenkach treści proekologiczne, czy wy dzisiaj też działacie w tym kierunku?
Trzeba wyjść od tego, że surfing mimo wszystko nie jest sportem w 100% ekologicznym z tego względu, że deski czy pianki nie powstają wyłącznie z biodegradowalnych materiałów. Niemniej zaczynają pojawiać się marki, których produkty wykonane są z materiałów ulegających biodegradacji. Nie pomaga też coraz bardziej popularna, masowa turystyka surfingowa. Jednak z drugiej strony, stając w obronie surferskiej braci, to chyba nie ma środowiska, które byłoby bardziej wrażliwe na ekologię. Sam fakt, że korzystamy z tego ekosystemu i mamy ogromną świadomość jak dużo dostajemy od morza, oceanu, sprawił, że pojawiła się w nas wrażliwość i po prostu wdzięczność.
Na pierwszy rzut oka dbanie o środowisko można sprowadzić do sprzątania spotów.
Sprzątanie to absolutna podstawa, a raczej proza życia. Istnieje taka światowa inicjatywa: „Take 3 for the sea”, czyli za każdym razem kiedy jesteś na plaży zabierz ze sobą kilka znalezionych tam śmieci. Tym prostym hasłem zbudowano wśród ludzi bardzo fajny odruch. To działa, również u nas. Zawsze po skończonej sesji surfingowej zabieramy ze sobą kilka śmieci. To bardzo działa na wyobraźnię, buduje świadomość innych, którzy patrzą, a w konsekwencji biorą dobry przykład. Zresztą tu nie chodzi tylko o surferów. Gdyby każda jedna osoba korzystająca z uroków Bałtyku podniosła cokolwiek, to byłoby sterylnie czysto! Jednak nie ma co narzekać - w naszym polskim środowisku surferskim jest całkiem dobrze.
Dobry przykład idzie z góry.
Zdecydowanie, i tak naprawdę nie chodzi tylko o to żeby nie śmiecić, ale przede wszystkim o to, by angażować się w wiele spraw, które będą przyczyniały się do poprawy ekosystemu. W Trójmieście działa też wiele lokalnych ekologicznych inicjatyw. Warto wspomnieć o gdyńskiej firmie Unda, która skupuje używane pianki, często uszkodzone, i daje im drugie życie, a w sytuacji, gdy pianki są już zupełnie bezużyteczne, przerabiają je na granulat neoprenowy, a następnie wykorzystują np. jako wypełniacz do posłań dla psów. Druga rzecz to działania fundacji i organizacji pozarządowych jak chociażby Fundacja Mare, która jest stricte nastawiona na Bałtyk i w bardzo szeroki sposób edukuje i buduje świadomość ekologiczną. Innym, ważnym aspektem jest edukacja najmłodszych. Budujemy obecnie nową bazę na kempingu Chałupy 6 i od zawsze marzyłem, żeby od najmłodszych lat zaszczepiać w dzieciach odpowiedzialność za środowisko - czy to przez konkursy, czy zabawy. Teraz będzie na to wielka szansa. Na tym kempingu w tym roku będzie również realizowana akcja proekologiczna pod hasztagiem #dobrysurfer, która ma wyłonić i nagrodzić osobę świecącą przykładem i w szczególny sposób przyczyniającą się do dbania o ekologię Bałtyku.
Pogadaliśmy o Bałtyku, surfingu, a teraz trochę o tobie. Co było pierwsze, surfing czy fotografia?
Pierwszy był surfing, fotografia przyszła później.
Jak doszło to połączenia tych zajawek? W końcu masa ludzi uprawia sport, ale z reguły tego nie dokumentuje, to szalenie niszowa dziedzina.
Surfing nie był przyczyną. Zwyczajnie zacząłem się wkręcać w fotograficzne tematy. Na początku robiłem zdjęcia wszystkiemu, jednak jako, że mieszkam nad morzem, skierowałem aparat w jego kierunku. To połączenie wyszło zupełnie naturalnie. Jak już pojawiły się cykliczne, surfingowe, zimowe wypady na spot, zamarzyłem żeby je dokumentować. Założyłem fanpage, gdzie wrzucałem relacje, tylko po to, żeby pokazać ludziom, że u nas też można surfować i to przez cały rok. To była długa droga, która przeszła naprawdę mocną ewolucję.
Nie da się ukryć, dzisiaj twoje zdjęcia podbijają europejskie magazyny. Zwieńczeniem jest zresztą twój autorski album, w którym znajdziemy piękne, minimalistyczne pejzaże, i w końcu autorskie ujęcia z wody!
Udało mi się spełnić jedno z największych marzeń. Fotografia z wody to zupełnie inny temat i moja nisza, którą pokochałem. Tak jak zimowy surfing jest dla mnie oddzielną dyscypliną sportową, tak fotografowanie z wody to kompletnie inne wyzwanie. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że robienie zdjęć między falami, zanurzanie się z aparatem i wyczekiwanie na ten jeden kadr, to dla mnie ten sam poziom adrenaliny i satysfakcji, co samo pływanie na desce. Energia, którą jestem w stanie pobrać od przepływającego przed moim obiektywem surfera jest niesamowita.
Patrząc na Twoje pasje, zdaje się, że lubisz ten moment wyczekiwania - albo na dobrą falę, albo na idealny kadr.
Pewne jest to, że Bałtyk nauczył mnie cierpliwości! (śmiech)