Na początku była wielka klęska. Potem wielki sukces, do którego przyczynił się prawdziwy „Święty”. Tym sukcesem było dla Szwedów Volvo P 1800 - jeden z najbardziej znanych i najpiękniejszych samochodów sportowych szalonej dekady lat 60. w Europie. Piękny egzemplarz, należący do sopocianina, Sławka Bonika, jest efektem inspiracji innym sławnym aktorem. Ale o tym za chwilę…

Harmonijna linia, idealny, srebrny lakier i błyszczące chromy sprawiają, że z miejsca, gdziekolwiek się pojawi, przykuwa uwagę całej ulicy. Całości dopełniają właściciele – Sławek Bonik z małżonką. Wyglądający jakby wyjęto ich z dawnej reklamy, zamieszczonej gdzieś na przełomie minionych dekad, w wydanym na pachnącym farbą, kredowym papierze, czasopiśmie dla wyższych sfer. Ta idealna synergia maszyny i jej właścicieli, to właściwie sugestywne przypomnienie czasów, kiedy szwedzki koncern wynalazł szybkie i niezbędne antidotum na porażkę, jaką był sportowy kabriolet P 1900. Ten nieco pokraczny wózek, zdradzający inspiracje niszowymi kreacjami upadającego wtedy Studebakera, sprzedał się w liczbie jedynie 68 sztuk, będąc prawdziwym rynkowym upokorzeniem. 

Kolejny sportowy model marki, znanej dotąd w zasadzie tylko z konserwatywnych modeli dla klasy średniej, nie mógł zawieść pokładanych w nim oczekiwań. Już po pierwszych rysunkach wiadomo było, że będzie znacznie lepiej. Nowoczesne jak na swoje czasy nadwozie, skrzydła bagażnika, linię dachu i uśmiechnięty przód, wyraźnie inspirowany awiacją, zaprojektował Pelle Petterson, syn odpowiadającego za cały projekt Helmera Pettersona. Młody designer stworzył dzieło od początku do końca autorskie, nie upodabniające się do żadnych znanych dotąd kreacji. 

Ponieważ P 1800 w zamyśle skierowany był do klienteli z krajów anglojęzycznych, długo szukano pomysłu na właściwy marketing. Okazją stał się serial „Święty”, kręcony w latach 1962 – 1969. Tytułowy „The Saint”, czyli Simon Templar był estetyczną reinkarnacją Robin Hooda, okradał ludzi jeszcze gorszych od siebie, przy okazji prowadząc ich za kratki. Popularność serii przesądziła o sukcesie odtwórcy głównej roli – Rogera Moora, któremu „The Saint” utorował drogę do bycia Agentem 007. Pomogła też P 1800. Samochód zdobył tak wyczekiwaną przez Szwedów przychylność klientów, sprzedając się do 1973 roku w liczbie 47 492 sztuk. Pod koniec produkcji na rynku pojawił się jeszcze model P 1800 ES, czyli pierwsze sportowe kombi, a raczej shooting brake. Ten idealnie wstrzelił się zwłaszcza w oczekiwania odbiorców w USA, zyskując tam pieszczotliwą nazwę „trumny Królewny Śnieżki”. P 1800 krył pod maską rzędowy czterocylindrowy silnik B18 o pojemności 1,8 l (1778 cm³) i mocy 100KM, czyli znane nic nowego, montowane jeszcze w PV544 i Amazonie. Podobnie było z zawieszeniami i kolejnym silnikiem z innych cywilnych Volvo – B20. To uproszczenie to dziś zaleta, pozwalająca nie martwić się specjalnie o części. Najwyższą moc, bo aż 130 KM, osiągał silnik B20E o pojemności 2000cm³. 

Większość P 1800 rdzewiało. Zwłaszcza tych, pochodzących z wczesnych serii produkcyjnych, które powstawały w fabryce Jensena. Potem jakość zdecydowanie się poprawiła. Jak bardzo? Do tego stopnia, że rekordzista, Irv Gordon przejechał swoim P 1800 od 1966 roku, do śmierci w 2018 roku, 5,15 miliona kilometrów. Sporo – prawda?

Volvo P 1800 na polskim rynku samochodów zabytkowych ma mocną i ugruntowaną markę. Niekompletne egzemplarze do kapitalnego remontu kosztują od 40 tysięcy złotych. Ładne samochody, które od razu pozwolą się nam nimi cieszyć – około 90 tysięcy, a takie jak sopockie P 1800 – 30 tysięcy, ale… euro. Właścicielem trójmiejskiego klasycznego Volvo jest Sławek Bonik. Jego miłość do P 1800 była nie tylko wypadkową skłonności do szwedzkiej marki. Ważniejszą inspiracją była postać jednego z najbardziej znanych sopocian – Zbigniewa Cybulskiego i jego słabość do tego modelu. Było to już cztery lata po tym, jak po hucznym ślubie Zbigniew Cybulski, mieszkający kilka lat właśnie w Sopocie i jego żona Elżbieta Chwalibóg, opuścili Trójmiasto i przenieśli się do stolicy. Za połowę honorarium, które otrzymał za grę w szwedzkim dramacie „Kochać”, Cybulski kupił białe Volvo P 1800S z czerwoną tapicerką, dokładnie takie samo, jakim  w kultowym serialu jeździł Roger Moore. W szarej i biednej wówczas polskiej rzeczywistości, szwedzkie coupé wyglądało jak egzotyczny sen. Był to wtedy jedyny taki samochód w Polsce. Jeździła nim głównie żona Cybluskiego, Elżbieta Chwalibóg-Cybulska. Po śmierci Zbyszka Volvo trafiło na Mazury. 

- Bardzo dawno temu śledziłem losy tego samochodu, aż zniknął mi z oczu – mówi Sławek Bonik. - Pozostał jednak w sercu i stąd pomysł, aby wskrzesić legendę właśnie tutaj, na sopockim gruncie. Tak samo bliskim mnie, jak i Cybulskiemu – podsumowuje.