Co weekend lwowska starówka zapełnia się turystami. Uliczki, restauracje i bary pobrzmiewają językiem polskim. To oczywiste – Polacy odwiedzają niegdysiejsze polskie miasto. Ale Lwów to dużo więcej. Ta najbardziej na zachód położona metropolia naszych wschodnich sąsiadów może okazać się początkiem fascynujących podróży po Ukrainie.
Dotarcie do Lwowa jest proste, o ile wcześniej zadbamy o paszport. Samoloty z Gdańska kursują tam codziennie. Do wyboru mamy dwie niskokosztowe linie lotnicze. Samochody stoją w korkach na granicy. Pociągiem z naturalnych przyczyn jest znacznie dłużej, choć niektórzy twierdzą, że to świetna przygoda. Ale jeszcze lepiej jest podróżować pociągiem po samej Ukrainie. Do samego Lwowa z Polski północnej najszybciej więc przemieścić się samolotem. Z lotniska zabierze nas taksówka albo Bolt, choć komunikacja miejska będzie tańsza, a pasażerowie chętni do pomocy w odnalezieniu naszego przystanku. Panuje tu zasada uśmiech za uśmiech. Mieszkańcy są ciepli i warto z tego skorzystać zamiast wyszukiwać wszystkiego samodzielnie z nosem w telefonie. W końcu nikt tak nie zna miasta, jak sami lwowianie.
W kolejce po wódkę
Jedną z rzeczy, z której można zdać sobie sprawę już po chwili pobytu na Ukrainie, jest to, że egzotyka napisów w cyrylicy to tylko pierwsze wrażenie. Tak naprawdę język ukraiński jest bardzo podobny do polskiego i nawet, jeśli nie liznęliśmy ani ukraińskiego, ani podobnego rosyjskiego, to dogadać się jest bardzo łatwo. Fakt, że warto przyswoić sobie kilka podstawowych słów, jak „dzień dobry”, „dziękuję” czy „dworzec”. Sam alfabet można zgłębić w podstawowym zakresie w czasie wyjazdu. A to, trzeba przyznać, ułatwia sprawę, jeśli chcemy ruszyć się gdzieś poza ścisłą starówkę.
Ale najpierw trafiamy tam, gdzie każdy turysta trafić powinien, czyli na rynek. Na powitanie warto spróbować lokalnej specjalności, wiśniówki serwowanej w specjalnym barze tuż przy ratuszu. Nie jest bardzo alkoholowa, a raczej słodka. Sam lokal jest ozdobiony ciekawymi wiśniowymi motywami. Kolejnym punktem obowiązkowym jest wspięcie się na wieżę ratuszową i podziwianie z niej panoramy Lwowa. Na dole, w obrębie rynku znajdziemy kilkanaście restauracji, pubów i kawiarni, od tradycyjnych, nawiązujących do kuchni galicyjskiej i polskiej, po gruzińskie, ukraińskie, indyjskie i nowoczesne, hipsterskie lokale o dizajnerskich wnętrzach. Na całej starówce zjemy i tradycyjnie, i wegańsko – oferta kulinarna jest naprawdę szeroka. Co więcej, lwowianie ewidentnie przykładają wagę do dobrej kawy, bo nagromadzenie klimatycznych kawiarni rzuca się w oczy, a kawa nęci aromatem już z ulicy. Jeśli lubimy celebrować śniadania (a gdzie jak nie na urlopie można sobie na to pozwolić), ciekawą opcją może się okazać legendarna Restauracja Baczewskich, w której do śniadania w formie szwedzkiego bufetu serwowana jest lampka szampana albo kieliszek wódki. Wszystko za niewielką opłatą, więc niejako prawdziwą cenę płacimy, czekając w kolejce, która ustawia się przed wejściem już od 8 rano. Dla niecierpliwych w kilku miejscach w mieście otwarte są lwowskie croissanty (Lviv Croissant) – duży wybór, szybko i smacznie.
40 kościołów
Jest coś dla ciała, ale i dla duszy. Miasto skrywa w sobie ponad czterdzieści zabytkowych kościołów, w większości czynnych świątyń grekokatolickich funkcjonujących w dawnych kościołach obrządku rzymskiego. Do najpiękniejszych należy kompleks Kościoła Bożego Ciała i klasztor Dominikanów przy placu Muzealnym. To jeden z najbardziej okazałych przykładów sakralnej architektury baroku. Innym urokliwym kościołem jest Katedra Ormiańska, która ukryta jest nieco w głębi głównego turystycznego szlaku. Warto ją odszukać, bo, niepozorna z zewnątrz, zachwyca zdobieniami i grą świateł wewnątrz. Tuż przy rynku mieści się jedna z najsłynniejszych budowli Lwowa, Opera Lwowska, którą można zwiedzić także od wewnątrz, najlepiej wybierając się na operę. Dla tych, którzy od sztuki wysokiej wolą sztukę ulicy, na wychodzącym od Opery prospekcie Swobody wieczorami grają uliczni muzycy. Tam rozpiętość poziomu artystycznego jest naprawdę szeroka, od rzępolącego każdego wieczoru tę samą piosenkę „Dobry wieczer Ukraino” grajka po młodych, ciekawych artystów, być może wschodzące gwiazdy ukraińskiego rocka.
Choć lwowska starówka czaruje atrakcjami, warto się z niej ruszyć, bo nieco dalej jest jeszcze mnóstwo do oglądania. Na przykład rozbuchana Katedra Św. Jura na wzgórzu, z którego możemy podziwiać fragment Lwowa. Spacerując w kierunku katedry, po drodze miniemy główny gmach Uniwersytetu Lwowskiego i Politechnikę Lwowską. Po drodze warto zwrócić uwagę na architekturę kamienic – od secesji po, miejscami przyrdzewiały, modernizm. Daleko poza starówką znajdziemy świetnie zachowane, piękne budynki.
Ze Lwowa można też wyruszyć na wycieczki do pobliskich miejscowości turystycznych. Drohobycz, urokliwe miasteczko Brunona Schulza, Truskawiec, lokalne spa, czy położony ciut dalej Kamieniec Podolski, to tylko niektóre z nich. Właśnie w drodze na dworzec mijamy kolejną budowlę, przy której warto się zatrzymać. To pochodzący z początków XX wieku kościół św. Elżbiety. Z neogotyckich wież również możemy podziwiać panoramę miasta.
Kolejnym wartym polecenia punktem widokowym jest Wzgórze Zamkowe. Zamkowe jest tylko z nazwy, bo zabytek nie przetrwał zawirowań historycznych i ze stojącego tam kiedyś zamku pozostały tylko niewielkich rozmiarów ruiny. To, co przetrwało na wzgórzu i jest widoczne z wielu miejsc we Lwowie, to wieża radiowo-telewizyjna, przykład radzieckiej myśli technicznej. Niezbyt ładne, ale stoi. Kilkaset niestromych schodków dzieli nas od widoku na, tym razem, cały Lwów. Ze wzgórza widać bowiem i ten historyczny, pokazywany turystom, i ten zwyczajny, mniej reprezentacyjny, w którym toczy się codzienne życie. Warto zobaczyć ten kontrast.
Sławna nekropolia
Wycieczka do innej dzielnicy czeka nas też, jeśli chcemy zobaczyć Cmentarz Łyczakowski. A warto, bo poza walorami architektonicznymi będziemy mieli okazję odwiedzić groby sławnych, bogatych i zasłużonych, nie tylko Polaków. Ze słynnych Polaków spoczęli tam Maria Konopnicka, K. J. Ordon czy Tadeusz Barącz , autor pomnika Jana III Sobieskiego, przeniesionego po II wojnie światowej ze Lwowa do Gdańska (rondo nieopodal Teatru Wybrzeże). Na cmentarzu są pochowani powstańcy styczniowi, a osobną część stanowi Cmentarz Obrońców Lwowa. Nie trzeba wielkiej wnikliwości, by zauważyć, że na tej samej nekropolii leżą żołnierze walczący po przeciwnych stronach barykady. Co ciekawe, żyjący Ukraińcy, chcąc zapewnić sobie pochówek w tym pięknym i prestiżowym miejscu, nie tylko, jak w Polsce, mają wykupione miejsce, ale często ich imiona i nazwiska wraz z podobiznami, są już umieszczone na rodzinnych grobach.
Przechadzając się ulicami Lwowa, nie można nie dojrzeć rozwieszonych w wielu miejscach flag Ukrainy. Może to dziwić, tych przywiązanych do polskości Lwowa może złościć, ale ci, którzy obserwują Ukrainę już od dawna, jak choćby polski publicysta Ziemowit Szczerek, twierdzą, że tak wygląda budząca się do życia nowa państwowość. Ukraina to kraj, który przez lata po upadku „Sajuzu” był pod wpływem Rosji, a od kilku lat jest w stanie wojny. Co z tego wyjdzie dla naszych sąsiadów, pokaże czas. Ale to właśnie Lwów może być naszym pierwszym kontaktem z Ukrainą. Dalej na Wschód jest jeszcze wiele fascynujących miejsc.