Na spełnianie marzeń oraz odważne przedsięwzięcia nigdy nie jest za późno. Wie o tym najlepiej Katarzyna Kozłowska – gdynianka, mężatka oraz matka. Gdy tylko skończyła 50 lat postanowiła wybrać się samotnie w podróż dookoła świata. Podczas swojej 6-miesięcznej wyprawy przebyła 3 kontynenty, ponad 30 wysp, 59 tys. km, kilka stref czasowych i klimatycznych. 

Pierwszy krok nie należy do łatwych. Tym bardziej, gdy wiąże się z dużymi zmianami. Współcześnie podróżować z plecakiem może tak naprawdę każdy. Ale zaledwie część osób ma odwagę, aby wyruszyć w nieznane samemu i przekonać się, na własne oczy o wyjątkowości świata. Jak przyznaje Katarzyna Kozłowska największym wyzwaniem jest właśnie dokonanie zmiany. To założenie plecaka, pozostawienie za sobą wygodnego życia i wyruszenie przed siebie. Wiąże się to również z przekraczaniem własnych granic oraz zmaganiem ze słabościami. 

- Nie ma tu miejsca na marudzenie i fochy. To także codzienna sztuka wyboru, jak chcemy chłonąć ten świat i ile z niego zaczerpnąć - tłumaczy.

Dobry partner daje wolność

Gdy tylko kuzynka zaproponowała jej podróż do Indonezji, zgodziła się bez wahania. Jednak po uważnym zastanowieniu zauważyła, że z Indonezji jest jej blisko do wszystkich miejsc, które pragnie odwiedzić. To dlaczego w takim razie nie zrobić tego „za jednym zamachem”? Wiedziała, że kuzynka po trzech tygodniach podróży będzie chciała wrócić do domu. Z tego powodu postanowiła, że resztę podróży spędzi samotnie, aby nikt jej nie ograniczał i wyruszy na wyprawę dookoła świata. Do tych wszystkich miejsc o których marzyła. 

- Kilka miesięcy moich przygotowań, to było przede wszystkim oswajanie psychiczne rodziny z  wyprawą, zadbanie o szczepienia, głównie ze względu na Azję, wyrobienie potrzebnych wiz  i przemyślenie odpowiedniego ekwipunku. Warto w długą podróż wybrać rzeczy, które będą nam ułatwiać podróż, a nie ją ograniczać, czyli stanowić nadbagaż i powodować ból pleców. Jest wiele drobiazgów ułatwiających życie, które warto mieć ze sobą np. adapter do gniazdka w różnych krajach, powerbank, pokrowce wodoszczelne, odpowiedni aparat fotograficzny, kompaktowy i wstrząsoodporny czy nawet skompresowany ręcznik do odświeżania. No i oczywiście łóżko i szafa, czyli karimata oraz dobry plecak - wymienia podróżniczka.

Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu. Jak dzisiaj wspomina - czuła się silna, zdrowa, miała już dorosłe dzieci i przede wszystkim czas dla siebie. A także wsparcie męża.

- Dobry partner nie powinien być zaborczy, a dać wolność swojej drugiej połówce. I taki właśnie jest mój mąż. Jesteśmy małżeństwem od 30 lat i tak naprawdę ta przerwa zrobiła cudownie naszemu związkowi. Oczywiście bardzo za sobą tęskniliśmy, ale mój mąż nie mógł wyjechać ze mną, ze względu na swoje zobowiązania zawodowe. Mimo to pragnął, abym spełniała swoje marzenia. W partnerskim układzie wspaniale jest, gdy druga osoba motywuje, wspiera oraz zachęca do realizowania własnych marzeń - opowiada.

Katarzyna pożegnała się, a mąż odwiózł ją na lotnisko.

 - Odczuwałam ekscytację i jakiś dziwny smutek zarazem. Dotarło do mnie, że oto stoję  przed wielką, nieznaną przygodą. Cały dobytek w plecaku, żadnych bliskich osób w pobliżu, rozpoczynam nowy rozdział... - mówi.

Pięć tysięcy na miesiąc

Indonezja, czyli największy kraj wyspiarski na świecie, liczący sobie aż 17 tys. wysp, stał się pierwszym punktem jej podróży. 

– Jaki jest ten kraj? Fascynujący, szczególnie dla Europejczyka. W zasadzie każda wyspa stanowi odrębny i niepowtarzalny świat: pod względem kultury, tradycji, przyrody, a nawet religii. To, co jest wspólne, to gościnni i ciekawi przyjezdnych ludzie. Indonezyjczycy nie podróżują, to do nich ciągnie świat. Nie mają chodników i porządnych dróg, ale pod względem liczby samochodów i skuterów biją na głowę niejedno państwo.

Szczególnie Bali jest popularnym kierunkiem turystycznym w tym rejonie. Przyciąga swoją unikatowością oraz wielokulturowością. Sławę wyspy nagłośniła znana powieść "Jedz, módl się, kochaj". Mimo, że Indonezja jest krajem muzułmańskim, Bali pozostaje hinduistyczne. Z tego powodu rytuały, celebracje, posągi Wisznu i Szivy, uroczyste tańce są na porządku dziennym. Ponadto jest to idealne miejsce do nurkowania. 

Autorka „50tki dookoła świata” przemieszczając się pomiędzy wyspami, najczęściej korzystała z samolotów, z uwagi na duże odległości między wyspami i oszczędność czasu. Wybrała się także łodzią na Borneo i  popłynęła w tygodniowy rejs na Komodo, Flores i inne mniej turystyczne wyspy. Podczas podróży korzystała również z autostopu i lokalnych autobusów. Zaplanowana przez nią wyprawa miała być z założenia niskobudżetowa, dlatego musiała dobrze obmyślić plan wyjazdu: 

- Postanowiłam, że miesięcznie nie wydam więcej niż pięć tysięcy złotych i to założenie z grubsza mi się udało. Przed wyjazdem  miałam  kupiony tylko bilet do Dżakarty, a resztę organizowałam na miejscu, co  było dużo tańszym rozwiązaniem, chociaż logistycznie bardziej wymagającym. W ostatnim miesiącu podróży zatrudniłam się w hotelu na Jukatanie jako instruktor jogi, więc jeszcze nawet zarobiłam na resztę pobytu - opowiada Katarzyna Kozłowska.

Z tego powodu podczas swojej  podróży po Indonezji mieszkała na łodzi, w pensjonatach i hotelach, które w porze deszczowej są w niższych cenach. W Australii, Nowej Zelandii i Stanach korzystała zaś z sieci hosteli YHA, które są niskobudżetowymi formami zakwaterowania i pozwalają na poznanie ciekawych ludzi oraz udział w różnych wycieczkach organizowanych przez hostele. 

- Parę razy  gościłam także  u rodzin:  polskiej  i nowozelandzkiej , czyli to był tzw. couchsurfing. Jeśli chodzi o posiłki, to stara zasada mówi, że należy jadać tam gdzie lokalni ludzie, a nie turyści. W Indonezji oznaczało to najczęściej warungi, czyli uliczne bary, gdzie serwowano, proste, tanie i bezpieczne potrawy. W hostelach  często sama przygotowywałam sobie posiłki, bo tam wspólne gotowanie i jadalnia służą do integracji. 

Pobudzające i aromatyczne odchody

Zapytana o to, co było dla niej największą trudnością w podróży po Indonezji – od razu odpowiada, że dzikie zwierzęta. Po czym dodaje, że nawet zdarzyło się jej spędzić noc ze szczurem. 

- O 2 w nocy usłyszałam dziwny hałas wydobywający się z łazienki. Gdy do niej weszłam, zauważyłam, że z muszli klozetowej wyłazi wielki, mokry szczur! Są rzeczy, do których Europejki nie nawykły i reagują panicznie. Ja również spanikowałam. Jakimś cudem udało mi się wyrzucić szczura na balkon, po czym pobiegłam zdenerwowana do recepcji tłumacząc, że w mojej łazience było to nieprzyjemne zwierzę. Jednak pani recepcjonistka, ze stoickim spokojem, odpowiedziała: No tak, pada, to gdzie miał się schować? Przyszedł do pokoju. To mnie naprawdę zaskoczyło – śmieje się podróżniczka.

Do Indonezji warto przyjechać ze względu na unikatową naturę i liczne wulkany. W tym azjatyckim kraju jest ich ponad 500, w tym 125 pozostaje aktywnych. Są one rzeczywistym zagrożeniem, ponieważ nikt nie wie, kiedy się przebudzą. 

– Wejście na wulkan, to wyjątkowe doznania: Słychać głośny łomot dochodzący z głębi Ziemi. Gryzie w nozdrza zapach siarki oraz wszechobecny dym. To robi wrażenie. Indonezyjczycy czczą wulkany. Są one dla nich błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Przekleństwem, dlatego że mogą wybuchnąć. Zaś błogosławieństwem, ponieważ wydobywający się popiół, bogaty w minerały, bardzo użyźnia okoliczne ziemie, przeznaczone pod uprawy - tłumaczy Katarzyna.

Ciekawostką Indonezji jest najdroższa kawa na świecie - ,,kopi luwak’’, robiona z odchodów luwaka. Luwak, nazywany również łaskunem, zjada tylko najlepsze owoce kakaowca, ponieważ nie trawi nasion, a jedynie miąższ owocu. Ziarna, przechodząc przez przewód pokarmowy zwierzęcia, tracą swój gorzki posmak. Odchody luwaka zostają oczyszczone, prażone, zaś później są zmielone. I tak właśnie powstaje najdroższa kawa na świecie, która kosztuje prawie 500 zł za kilogram. Napój ma bogaty, gesty smak i jest przesycony aromatem orzechów oraz czekolady. 

- Różnice w smaku są znaczące, jeśli zwierzęta żyją na wolności, a nie są trzymane w klatkach. Oczywiście marketing czyni cuda, bo choć w większości hodowli luwaki są niestety zniewolone, kawa wciąż uznawana jest za najlepszą na świecie - tłumaczy podróżniczka. 

Kraj tysiąca podróżników

Nowa Zelandia i Australia to kolejne miejsca, które odwiedziła pisarka podczas podróży dookoła świata. 

- Tutaj jak nigdzie indziej pojęcie „no worries” nie jest pustym sloganem, ale stylem bycia i pozytywnym podejściem do życia. Szczególnie Nowozelandczycy są bardzo otwarci, ufni oraz gościnni. Proporcja 4 milionów ludzi do 40 milionów owiec sprawia, że każdy przybysz ze świata jest witany serdecznie jak przyjaciel. Pokochałam Nową Zelandię za to, że jest inna od wszystkiego, co widziałam do tej pory, że rządzi się swoim prawem – prawem szacunku do natury. Wolniejsze tempo życia, życzliwość i uśmiech – to, czego tak brakuje w Europie i świecie zachodnim. Wyspy na końcu świata niespecjalnie obchodzi moda ani problemy polityczne reszty świata. Mają inne priorytety. Oni w prasie opisują, kto wygrał zawody w łowieniu ryb albo czyja owca uciekła z zagrody.

W swojej kolejnych podróżach, już po zakończeniu wyprawy dookoła świata, odwiedziła Nepal i Królestwo Mustang. Podróżniczka podkreśla, że przyjeżdżając tam czuła się, jakby przeniosła się z powrotem w epokę średniowiecza. Do Mustangu, otwartego dla obcych dopiero w 1992 r., rocznie może wjechać ze specjalną wizą około 1000 osób! Mieszkańcy Mustangu to jedna z najbardziej wyizolowanych społeczności na świecie, to Tybetańczycy żyjący według starych tradycji oraz wierzeń. Niezwykle piękne miejsce. Himalaje zamieszkuje także lud tybetański zwany Szerpami. Istnieje przekonanie, że Szerpowie, mimo górskich terenów, w których przyszło im żyć, cały rok chodzą w japonkach. 

-  Szerpowie znani są ze swojej wytrzymałości i odporności na panujące w wysokich Himalajach warunki. Poruszają się w japonkach lub wytartych tenisówkach sprawniej od ubranych w trekingowe buty turystów, ale musimy pamiętać że ich ubiór wynika z biedy. Dlatego tak ważne jest wynajmowanie usług tragarzy i przewodników podczas wypraw, bo chociaż w ten sposób możemy pomóc mieszkańcom Nepalu – zauważa autorka.      

Wyjść poza strefę komfortu

Pani Katarzyna prowadzi zajęcia na Uniwersytetach III wieku, ma także prelekcje oraz wystąpienia dotyczące napisanych książek oraz wypraw. Zauważa, że coraz starsze osoby interesują się wycieczkami, pragną jeździć, poznawać świat i przełamywać stereotypy.

- Wyzwaniem nie jest sama podróż. Wyczynem jest dokonać zmiany w swoim życiu, wyjść poza strefę komfortu, zrobić pierwszy krok. Przebyłam trzy kontynenty, ponad trzydzieści wysp, pięćdziesiąt dziewięć tysięcy kilometrów, kilka stref czasowych i klimatycznych. I choć wróciłam zmęczona, łza kręciła mi się w oku na myśl, że to koniec pięknej przygody. Wolność, której pozornie w naszym życiu nie brakuje, na takiej wyprawie nabiera innego, szerszego wymiaru. To szansa spojrzenia na  nasze dotychczasowe życie z innej perspektywy, z dystansu  na wszystkie mniejsze i większe sprawy. Nauczyłam się, że człowiek na co dzień doskonale obywa się bez wielu rzeczy i wygód. Podróż na koniec świata uczy, że trzeba odrzucić nieuzasadnione strachy i stereotypy, które mamy w głowie. Wierzę w to, że trzeba realizować swoje marzenia, a człowiek nigdy nie jest za stary, by za nimi podążać, bo to najpiękniejsza rzecz jaką mamy. 

 

Katarzyna Kozłowska

Z wykształcenia anglistka, gerontolog, a także trener motywacyjny. Założyła w Sopocie stowarzyszenie Zdrowi i Aktywni, poprzez które motywuje do zdrowego i aktywnego stylu życia. Jej pasja to podróże, którymi przełamuje stereotypy wieku i udowadnia, że metryka nie jest przeszkodą w realizacji marzeń. Samotnie zwiedziła wiele miejsc na świecie, wspina się po górach, pisze i wydaje książki oraz prowadzi bloga podróżniczego: 
www.goanywhere.to 

Do tej pory ukazały się jej następujące powieści: ,,Trzymałam anioła za rękę", ,,Bo warto", Gniew motyla" i ,,50 tka dookoła świata''.