Morze Egejskie nie może się zdecydować, czy woli turkus, granat, czy zieleń. Na ogół jest spokojne, rzadko niepokojąc przyjezdnych wzburzonymi falami. Z brzegu widać fasady domów o ciepłych barwach ziemi. Wyglądają niczym z bajki o odległych krainach, w których wieki temu zatrzymał się czas.  

Ślady przeszłości, nawet te najdrobniejsze, są dumą mieszkańców Krety. Można się tu poczuć niczym Kolumb odkrywający nieznane ziemie, świeżym okiem wyławiać różne osobliwości. Pod stopami znaleźć skrawki wypalonej gliny będącej kawałkiem historii sprzed kilku tysięcy lat albo skryć się w cieniu drzewa oliwnego, świadka historii wyspy na przestrzeni setek lat. W jednym rzędzie z wielką tajemnicą kroczy gościnność tutejszych gospodarzy i jakiś bliżej nieopisany czar.  

Zagubieni za zakrętem 

Przyjmując ponad 3 mln turystów rocznie, Kreta – mająca zaledwie ok. 600 tys. mieszkańców – w zadziwiający sposób pozostaje odporna na pojawiające się z przybyszami zmiany zanurzających się w wypełnionych upałem uliczkach miasteczek, skupiając się na podziwianiu i relaksie. Nasyceni słońcem i lokalnym winem ruszają w drogę, odkrywać największą wyspę Grecji.  Miejscowi podpowiadają, iż najlepszym sposobem na poznanie Krety jest opłynięcie jej jachtem. Zapewne mają rację. Kiedy sprzyjający wiatr pcha łódź do przodu, a żagle napinają się z łoskotem, można w spokoju podziwiać naturalne piękno wyspy, zanurzyć się w wodzie, odkrywać wraki pełne skarbów albo obserwować wodę przecinaną przez pojedyncze kutry rybackie, znaczące ją białymi lub niebieskimi plamami.  Samochód daje tu jeszcze więcej możliwości. Nikt nie ma wątpliwości, iż w głębi lądu jest tu co odkrywać. Miejscowe "hity" są rozrzucone praktycznie na całej powierzchni Krety, długiej i wąskiej - ma 260 km długości i od 12 do 60 km szerokości. Drogi są tak kręte, że czas przejazdu zaplanowanego odcinka wydłuża wielokrotnie. Ma to swoje zalety – widoki za oknem są wspaniałe. Południowa część wyspy, mniej zabudowana i bardziej kameralna, pozwala odkryć miejsca, do których poza miejscowymi mało kto dociera, jak chociażby malutka miejscowość Simi, w której znajduje się źródło z najlepszą na całej wyspie wodą.  Po przemierzeniu ulic Heraklionu lub Chanii, miast pełnych turystów, skupionych na codziennych sprawach, wyprawa na południową część Krety lub w jej centralne rejony przenosi nas momentalnie w inną rzeczywistość. Aż trudno uwierzyć, że można jeszcze odkryć miejsca, których czas zatrzymał się dziesiątki lat temu, gdzie nikt się nie spieszy, podąża przez życie własnym rytmem. Za enklawę tradycyjnego życia uchodzi trójkąt pomiędzy górskimi wioskami: Anogia, Zoniana i Aimonas. Prowadzące do nich kręte drogi biegną pomiędzy dorodnymi kasztanowcami i platanami. Niemal za każdym zakrętem wyłaniają się gaje oliwne, z drzewami mającymi dobrych kilkaset lat. Oliwki są długowieczne, zdarza się, że drzewo rośnie nawet tysiąc lat. Wiekowe drzewa otaczają klasztor Arkadi niedaleko Retimno na północnym wybrzeżu – grecki symbol bohaterstwa i poświęcenia. Znaleźć je można gdzieś po drodze do opuszczonych klasztorów i wykutych w skale grobowców w Matalii.   

Nieokiełznana przyroda 

U stóp gór rozciągają się żyzne niziny z winnicami i polami kukurydzianymi. Górskie rejony Krety od zawsze stanowiły punkt zbrojnego oporu przed najeźdźcami. Dziś chronią przed wścibskimi turystami. Docierają tu tylko ci, którzy chcą odetchnąć od gwaru.   W kreteńskiej palecie barw dominują wszelkie odcienie natury. Całą ich paletę serwuje Wąwóz Samaria, najdłuższy w Europie (18 km). Przyciąga swoim majestatem, dziką i nieokiełznaną przyrodą. Okalające go szczyty, z kołującymi wokół sokołami i orłami, wspinają się przeszło 1000 m wyżej. Kiedyś był schronieniem dla rebeliantów i uciekinierów, dzisiaj jest jedną z najbardziej obleganych atrakcji Krety. Reklamowany jako jedna z największych atrakcji pobytu na wyspie, piętrzy przeszkody. Trzeba mieć kondycję, by go pokonać. Ale też być przygotowanym na wędrówkę stromymi i wyślizganymi, kamiennymi schodami, na których cierpią kolana i mięśnie nieprzyzwyczajone do wysiłku. Nagrodą za wysiłek może być porcja miejscowego owczego sera, zagryziona zanurzonym w miejscowej oliwie chlebem lagana i soczystymi oliwkami. Samaria bez wątpienia jest miejscem imponującym, podobnie jak wielkość ruin pałacu w Fajstos oraz Gortyny, dawnej stolicy Krety. Nie znajdziecie tu rekonstrukcji podobnych do tych w Knossos, gdzie był więziony potwór Minotaur. Pozostałości tych dawnych budowli są takie, jakie wykopali archeolodzy.  

Raj fanek Instagrama 

Plaże bywają zatłoczone, a ciąg hoteli oraz miejscowości pogrążone w jarmarcznej rozrywce sprawiają nieco przygnębiające wrażenie. Na szczęście nie trzeba być skazanym na obrazek powielany w niemal wszystkich miejscowościach pełnych turystów. Wystarczy wyjechać poza centrum, by rzeczywistość zmieniła się diametralnie.  Odnaleźć można nawet miejsca rajskie, obsypane delikatnym, białym piaskiem, oblane krystalicznie czystą wodą o barwie turkusowo -szafirowej. Charakterystyczny krajobraz laguny Balos często pojawia się w różnego rodzaju folderach i publikacjach jako jedna ze sztandarowych plaż Krety jeśli nie całej Grecji. Nie budzi to jednak większego zdziwienia, bowiem usytuowana przy północno-zachodnim wybrzeżu wyspy Balos to miejsce magiczne, cyklicznie zajmujące wysokie pozycje w różnego rodzaju rankingach plaż europejskich i światowych. Reklamy przekonują, że to miejsce dla osób marzących o tym, by szybko i tanio znaleźć się na Karaibach. Coś w tym jest. Zaledwie 75 km od Chanii jest też bajkowa Elafonisi zawdzięczająca swą sławę różowemu piaskowi, oblana krystalicznie czystą wodą, kuszącą wszystkimi odcieniami turkusu. Plaża wzięła swą nazwę od niewielkiej wyspy Elafonisi otoczonej tak płytką laguną, że można ją przejść brodząc w krystalicznej wodzie. Wysepka była kiedyś azylem hippisów i marzycieli, dziś jest rajem fanek Instagrama. Każdego dnia w sezonie różowy piasek przyciąga bardzo dużą liczbę osób. Na szczęście bywa tu też kameralnie. Wystarczy przyjechać o poranku lub poczekać do późnego popołudnia, by znikły tłumy.   

Odrobina długowieczności 

Kreteńczycy żywią się tym, co daje im ich ziemia. Wystarczy jednak wizyta w miejscowej tawernie, by przekonać się, że nie mają na co narzekać. Na talerzu pojawiają się wszystkie kolory świata reprezentowane przez soczyste pomidory, bakłażany, kruchą cebulę, cukinie, ogórki - wszystko obficie polane oliwą extra vergine. Grecy wiedzą, jak docenić mnogość świeżych warzyw i owoców. W prostocie tkwi wielka siła, a w tutejszej kuchni kryje się sekret długowieczności. Na Krecie raczej nie jada się śniadań, stawiając na obfity lunch i jeszcze większą kolację. I choć sposób żywienia się mieszkańców wyspy odbiega od ogólnie przyjętego pięcioposiłkowego modelu, badania archeologiczne wskazują, że na wyspie jada się tak od 4 tys. lat. Efekty są zaś zadziwiające – mieszkańcy Krety cieszą się wyjątkowo długim życiem, a choroby układu krążenia i nowotwory omijają ich szerokim łukiem. Trudno nie zazdrościć miejscowym witalności i siły, którą czerpią z jedzenia. Podczas jednego krótkiego pobytu uzdrowić się tu trudno, można za to do woli chłonąć atmosferę tutejszych tawern, cieszyć się towarzystwem gościnnych, wiecznie uśmiechniętych mieszkańców i podpatrywać, co ląduje u nich na talerzu. Są grillowane ryby i owoce morza prosto z pokładu kutra, dolmades - niewielkie gołąbki zawijane w liście winogron, kalitsounia - smażone pierożki wypchane szpinakiem lub mieszanką serów. Leje się oliwa i lokalne wino robione ze szczepów kotsifali i mandilari. Obie odmiany były tu uprawiane już 5 tys. lat temu. Ich styl jest zupełnie niepowtarzalny. Na stole pojawia się też ouzo.

Alkohol jest mocny, ale nie pali w gardle. Pachnie delikatnie i przyjemnie. Przednio rozwesela. Po takim posiłku można już tylko liczyć na to, że załapaliśmy nieco długowieczności.