Dla Włochów był to naprawdę gorący rok. I to wcale nie przez panujące owego lata upały! Cała Italia pasjonowała się pierwszymi Grand Prix Pescara 1957, które trafiły do cyklu zawodów Formuły 1, tym bardziej, że zwycięstwo w tych pierwszych zawodach przypadło Maserati. Kibice Milanu cieszyli się z szóstego mistrzostwa kraju w piłce nożnej, w kinach triumfowały filmy Felliniego i Viscontiego, a włoscy politycy wprowadzili, jeszcze niedawno izolowane ze względu na faszystowską przeszłość, państwo, do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. W tej gorącej atmosferze Włochom przestały wystarczać wszechobecne Vespy i Lambretty. Tym bardziej, że dwa lata temu Dante Giacosa podarował im genialnego Fiata 600. Był on jednak ciut za drogi. Tak powstał Fiat 500. Samochód tak samo ważny dla Włochów, jak Polaków. A przede wszystkim ważny dla Tosi.

„500”-kę, będącą idealnym ogniwem, łączącym skuter i prawdziwe samochody, zaprezentowano 2 lipca 1957 roku w Turynie. Szefem projektu był – a jakże, Dante Giacosa. Nazwa „Cinquecento”, wzięła się od pojemności skokowej. Trochę nawet naciągniętej, bo tak naprawdę, to zaledwie 476 centymetrów sześciennych, wygenerowano obłędne 13,5 KM. Pierwsze egzemplarze pojazdu wyróżniały się dużym emblematem marki zdobiącym przód nadwozia oraz kierunkowskazami w narożnikach w kształcie kropelki. Samochód z miejsca spodobał się Europejczykom i wkrótce zaczął być montowany także w Austrii, jako Steyr Puch i w Niemczech, tutaj oczywiście pod nazwą Neckar. Ponieważ zaś zaczynały się czasy wyzwolenia i szaleństwa, na punkcie autka oszaleli także Amerykanie. Kazali sobie jedynie zamontować większe… reflektory.

Z latami zwiększano moc silnika i poprawiano standard wyposażenia. Teraz pod tylną klapą hałasować mogło nawet 21,5 KM, a osoby potrzebujące więcej przestrzeni, mogli zamawiać mikro – kombi, czyli Giardinierę. Tę wersję piszący ten tekst, lubi z resztą najbardziej… Ciągle modernizowana pięćsetka wytrzymała w produkcji aż do roku 1975. Powstało jej zaś aż 3 432 226 sztuk. Ostatnie modele wyposażane były w silniki o pojemności już 600 ccm, które trafiały także pod tylne klapy następcy – bazującego na technologii 500-ki, Fiata 126. Tak, tak – dokładnie tego samochodu, który zmotoryzował Polaków. To nie koniec wątków związanych z genialnym maluchem i polsko-włoskimi akcentami. Wszak nasze klasyczne już obecnie, pudełkowate „Cinquecento” także nawiązywało do kultowego modelu. Podobnie jak produkowane na Podkarpaciu, najnowsze „500”, które stało się tak samo porządane jak swój kultowy poprzednik. W marcu ubiegłego roku FIAT obwieścił, że z wynikiem 2,5 miliona sztuk nowe 500 pobiło rekord tyskiej fabryki koncernu Stellantis, wyprzedzając w rankingu TOP 3 Fiata Pandę drugiej generacji (2,168 mln. szt.) i Fiata 126p (2,166 mln. szt.).

Jednak wróćmy do pierwszej pięćsetki, a przynajmniej jednej z nich - pięknej i białej, którą możemy oglądać w Trójmieście już od pięciu lat. Zanim nasz egzemplarz trafił do Wrzeszcza, przyjechał z Włoch do Bydgoszczy. Tam, po krótkim postoju, został wystawiony na sprzedaż. Choć wyprawa w Kujawsko-Pomorskie, wydaje się łatwiejsza, niż do słonecznej Italii, tym razem 180 kilometrowy odcinek drogi obfitował w rozliczne przygody. Łącznie z wjechaniem pewnej pani wprost pod lawetę, co sprawiło że strażacy musieli uwalniać ją z auta. Per saldo, wszystko skończyło się jednak szczęśliwie, a trud i przeciwności opłaciły się zdecydowanie. Fiacik okazał się bowiem nie tylko sprawny, ale także kompletny i dosyć dobrze utrzymany. Mimo to jego właściciel postanowił pójść na całość i wyremontować auto od podstaw. Kiedy to zrobił, urodziła się Tosia, która - gdy tylko nauczyła się chodzić – zamiast w wózku, wolała spędzać czas w białym Fiacie. Dziś już cała rodzina wie, ze biała 500-ka jest niesprzedawalna i ma nowego właściciela. A w zasadzie właścicielkę. W tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak kupić kolejną, tym razem czerwoną i przerobić ją na samochód elektryczny. Ale – to już zupełnie inna historia.