Kochamy modę, chętnie się nią bawimy, zaś wydarzenia związane z trendami przyciągają tłumy odbiorców. Jednak od kilku lat nasze podejście do mody drastycznie się zmienia. Przyglądamy się światowym wybiegom i zastanawiamy się nad ich celowością oraz wymyślnością. Czy projektantom nadal chodzi o to co dawniej, czyli tworzenie ubrań, których pięknem będą zachwycać się tłumy fanów? Postanowiliśmy o to zapytać duet słynnych polskich projektantów Paprocki&Brzozowski, którzy podczas Fashion Forum Gdańsk, przedstawili w Trójmieście swoją kolekcję "The Paradiso Club".
Jak możecie opisać Waszą kolekcję „The Paradiso Club”, którą zaprezentowaliście dzisiejszego wieczoru podczas pokazu mody w Forum Gdańsk?
Marcin Paprocki: To nasza najnowsza kolekcja, która tak naprawdę wciąż ewoluuje. Pokazaliśmy ją premierowo jakiś czas temu w Warszawie, a teraz dodaliśmy kilka nowych sylwetek i udoskonaleń. Pokazując nasze projekty w kolejnych miastach, za każdym razem, staramy się zaskoczyć publiczność czymś nowym.
Mariusz Brzozowski: Postawiliśmy tutaj na kolekcję, która jest całoroczna. Nie jest skierowana typowo na jeden sezon, czyli jesień – zimę bądź wiosnę – lato. Chcieliśmy zadedykować naszą kolekcję kobietom, dlatego suknie są mocno ozdobne, błyszczące, zaś motywem przewodnim są lata 70 – te XX wieku, czyli Club Paradiso. Cieszymy się, że w trendach jest dużo błysku, my kochamy błysk. I w tym sezonie obowiązuje przez cały dzień, nie musimy z nim czekać do wieczora. Kolekcja jest kolorowa, zmysłowa i przede wszystkim naprawdę kobieca.
Uważacie, że Trójmiasto to dobry wybór na rewolucje modowe? Czy projektanci mogą się inspirować trójmiejskim stylem?
Marcin Paprocki: Jak najbardziej! Po raz kolejny czujemy się zachwyceni Trójmiastem! Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżamy, zazdrościmy mieszkańcom życia nad morzem i bardzo się cieszymy, że tak ciepło nas przyjmują. Niestety, nie można pogodzić stałe mieszkanie w dwóch miejscach, ale mówiąc szczerze bardzo chętnie byśmy się tutaj przeprowadzili. Z tego powodu wielokrotnie pokazywaliśmy swoje kolekcje w Trójmieście. Jest to dla nas naprawdę fajna przygoda!
A w jakim kierunku, Waszym zdaniem, zmierza polska moda? Biorąc pod uwagę, że tzw. sieciówki są w stanie wyprodukować miliony sztuk podobnych ubrań rocznie, czy moda nie zatraciła pewnego indywidualizmu? Kiedyś poprzez modę wyrażaliśmy siebie, czy tak jest nadal?
Marcin Paprocki: To prawda. Dla niektórych moda stała się tzw. przysłowiową zupą, do której mogą wrzucić prawie wszystko. Bardzo popularny stał się zwrot, że coś jest „modne” i nagle okazuje się, że tak naprawdę wszystko jest „modne”. Jednak warto pamiętać, że moda jest tylko modą, a tak naprawdę to ten indywidualny styl powinien odzwierciedlać charakter danego człowieka. Ubiór kobiety to tylko szata, którą ją okrywa.
Obserwując światowe wybiegi trudno się nie oprzeć wrażeniu, że zaczyna brakować w tym wszystkim pewnej estetyki, stylu oraz swoistego piękna? Jak łączyć high fashion z tym szaleństwem, które pokazał przykładowo Gucci w swojej ostatniej kolekcji? Czy jest to faktycznie ubieranie kogoś, czy powinniśmy to raczej nazywać przebierankami?
Mariusz Brzozowski: Na pewno nie brakuje w tym przebieranek. Nie jesteśmy zwolennikami przesadnego teatralizmu i form artystycznych, jednak trudno nie przyznać, że ciekawie się to ogląda. Jest to interesujące zjawisko, które zmienia podejście do mody. Myślę, że marka Gucci znacząco inspiruje inne marki, które starają się podążać jej śladem. To również ciekawa alternatywa dla tych, którzy starają się wyłuskać z propozycji światowych wybiegów, to co jest najbardziej dla nich interesujące i przełożyć to na ulicę.
Marcin Paprocki: Dodam, że dzisiaj, gdy tych trendów jest bardzo dużo, cel projektanta marki Gucci został osiągnięty, gdyż rozmawiamy o jego kolekcji i na tle wielu innych pokazów, zauważamy właśnie tę estetykę i to o niej dyskutujemy. W tym szaleństwie jest jakaś metoda.
W takim razie powinniśmy traktować światową modę trochę jak dzieło sztuki, które można oprawić i oglądać w muzeum?
Marcin Paprocki: Na pewno tak, przecież moda dzisiaj rozwija się wielokierunkowo. Z jednej strony jest wielką sztuką, która może spokojnie wylądować na ścianie w muzeum, a z drugiej strony powinna się sprzedawać, więc musi mieć namiastkę komercjalizmu. Pogodzić te dwie skrajności jest bardzo trudno, ale wielu projektantom się to udaje.
Na światowych wybiegach coraz częściej widujemy modeli odznaczających się androgenicznym typem urody. Skąd taki wybór projektantów?
Mariusz Brzozowski: Androgeniczność mężczyzn w świecie mody jest bardzo popularna, ponieważ sprawdza się na wybiegu. Można tworzyć kolekcje mieszane męsko-damskie, które będą się świetnie prezentować podczas pokazów. Jednak nie powinniśmy generalizować. Przykładowo - my - w dalszym ciągu jesteśmy wyznawcami podejścia, że mężczyzna powinien być mężczyzną.
Marcin Paprocki: I oczywiście wiele marek wciąż hołduje temu trendowi. Proszę zwrócić uwagę na estetykę Gucciego, czy Yves Saint Laurenta. Na ich pokazach wyróżnieni zostają bardzo androgeniczni panowie. Ale jest na przykład wiele marek funkcjonujących równolegle, jak Dolce&Gabana, które preferują archetypowy typ mężczyzny, czyli umięśnionego, klasycznego pana. Jest tyle możliwych form prezentacji, że tak naprawdę nic się nie wyklucza.
Mariusz Brzozowski: Świetne wrażenie zrobiła Vivienne Westwood podczas swojego ostatniego pokazu, kiedy zaprezentowała facetów w dwóch wymiarach: z jednej strony bardzo męscy panowie, wręcz przerysowani kulturyści, zaś po drugiej stronie mężczyźni odznaczający się androgenicznym typem urody. Naprawdę ciekawie się na to patrzyło.
Z jakiego powodu projektanci tak chętnie stawiają na kontrasty? Nie myślę wyłącznie o androgeniczności modeli, ale również o rozmiarach. Z jednej strony na pokazach widzimy naprawdę szczupłe modelki, zaś z drugiej strony prezentowane są modelki plus size. Czy nie ma w tym miejsca dla typowych kobiecych numerów jak 36 bądź 38?
Marcin Paprocki: Właśnie ten kontrast między modelkami jest najbardziej zauważalny oraz interesujący. W momencie, gdy mamy obraz modelki w rozmiarze 34 i 36, to przy niej bardziej zauważalna stanie się modelka „plus size” niż modelka z rozmiarem 38. Sami tworząc kolekcję najczęściej bazujemy na kontrastach, ponieważ zderzenie dwóch tak bardzo odmiennych elementów, powoduje, iż ta rzecz, którą tworzymy, wydaje się jeszcze ciekawsza.
Mariusz Brzozowski: Ale jeśli chodzi o proporcje modelek, które wybieramy do swoich pokazów, to zdecydowanie preferujemy rozmiary 36 i 38. Nie lubimy skrajności, czyli mega szczupłych pań, na których wszystko wisi. To jest cechą bardzo indywidualną każdego projektanta oraz estetyki danej marki. Niektóre marki wolą szokować bardzo szczupłymi modelkami, drugie chcą skandalizować i pokazywać mocno wytatuowane twory, a niektóre pragną hołdować kobiecości i pokazywać zdrową kobietę. My utożsamiamy się z tą ostatnią.
Czy gdzieś w Trójmieście można kupić ubrania marki Paprocki & Brzozowski?
Niestety, na ten moment nie. Butik flagowy znajduje się w Warszawie przy ul. Wiejskiej 17. Mamy również kilkanaście butików w Polsce, w których można nabyć wybrane elementy naszej kolekcji. Mamy nadzieję że w niedługim czasie – również na mapie Gdańska – pojawi się takie miejsce.