Dwór Dawidy. Widok z balkonu z książęcą kruszonką
Bywali tutaj czołowi arystokraci Prus, a nawet cesarz Wilhelm II z rodziną. Był miejscem spotkań towarzyskich, pikników i odpoczynku myśliwych. Dzisiaj dwór w Dawidach, położony pośród zabytkowego parku znów tętni życiem i błyszczy pełnym blaskiem.
Mało uczęszczana droga z Pasłęka do Młynar na skraju Wysoczyzny Elbląskiej. Naokoło piękne lasy, uprawne pola, no i mały ruch. Po kilku kilometrach od Pasłęka z okien samochodu ukazuje się niezwykły park. Już z dala widać wielkie, imponujące drzewa. To stare dęby, modrzewie, buki. Niektóre osiągające grubo ponad 3 metry obwodu, są też ponad 40 metrowe giganty. Wiele z nich ma status pomników przyrody. Pomiędzy drzewami niewielkie stawy, gdzieniegdzie lilie wodne. Tuż za parkiem, a w zasadzie jego wnętrzu, na niewielkim wzniesieniu ukazuje się dwukondygnacyjny budynek z masandrowym dachem. Wszystko tworzy obrazek filmowy. Oto dwór w Dawidach. Dom mieszkalny, miejsce zabaw i pałacyk myśliwski w jednym. Przez kilka wieków jedno z ulubionych miejsc wielkiego pruskiego rodu Dohnów.
Na polowania i pikniki
By poczuć klimat dworu warto cofnąć się do początków historii Dohnów. Ten jeden z najważniejszych rodów pruskich został założony przez krzyżackiego najemnika Stanisława. W 1525 roku jego syn otrzymał od zakonu wieś Słobity, która stała się siedzibą rodu. Tam też – już w XVII wieku powstał pierwszy pałac rodowy, który z czasem stał się jednym z największych i najbardziej spektakularnych zespołów pałacowo – parkowych we wschodnich Prusach. Wielka rezydencja miała salę balową, apartamenty królewskie. Ród rósł w siłę i stale powiększał swoje włości. Tak też w 1663 roku Dohnowie kupili od polskiej rodziny Drzewieckich znajdujące się zaledwie kilka kilometów dalej Dawidy. Tam w 1773 roku postawili istniejący do dzisiaj dwór. Budynek z cechami baroku holenderskiego został zaprojektowany przez Johanna Caspara, rodzinnego architekta. Dohnowie używali go jako pałacyku myśliwskiego. Obsługiwano tutaj polowania, odbywały się spotkania towarzyskie i pikniki. W środku były dwie wędzarnie oraz wielka kuchnia, które mogły zająć się upolowaną zwierzyną.
Dwór był w rękach Dohnów aż do 1945 roku. W międzyczasie pruscy ziemianie stale pięli się po drabinie arystokratycznej. Rosnący majątek szedł w parze z kolejnymi tytułami. Urodzony w 1843 roku w Turynie Ryszard Wilhelm von Dohna był w prostej linii jedenastym potomkiem Stanisława zu Dohna, a synem hrabiego Ryszarda Fryderyka von Dohna. Robił karierę polityczną, pełnił funkcje na dworze cesarskim i gościł w swoim majątku cesarza. To wszystko wpłynęło na to, że w 1900 roku – właśnie dzięki decyzji cesarza Wilhelma II – został pierwszym księciem z rodu Dohnów. Ostatnim właścicielem Dawidów był jego syn książe Aleksander zu Dohna. Wyjechał stąd wraz z wielkim konwojem 50 wozów i 200 koni w styczniu 1945 roku. Wiosną dotarł w okolice Bremen. Zmarł w 1997 roku. W ciągu życia odwiedzał Polskę, w tym Dawidy. Wydał tez książkę ze wspomnieniami.
Dąb jakich mało
Wspomnienia ostatniego księcia z Dawid przytoczył niedawno Dziennik Elbląski. Książe Aleksander opisywał w nich park koło dworu, który zachował się do dzisiaj. Nie tylko sam dwór, ale cała wieś i okolica otoczona jest niezwykłymi lasami, słynącymi z wielkich buków, modrzewi i dębów. Wiele osiągnęło ogromne rozmiary, wśród nich dąb szypułkowy z obwodem 6 metrów! O tym dębie wspomina książe Aleksander.
„Droga do Dawid prowadziła przez zmieniający się pagórkowaty krajobraz. Najpierw przejeżdżano obok Mikołajek, należących do dóbr w Słobitach, a stąd przez Górski Las. Nadjeżdżające z przeciwka pojazdy konne robiły należyty przejazd; mężczyźni ściągali czapki z głów, kobiety i dziewki przyklękały. W Górskim Lesie znajdowało się znane miejsce, gdzie nawet w pełni lata znajdowała się woda i by w nim nie utknąć trzeba było jechać tylko galopem. Następnie droga stawała się lepsza. Gdy docierano do wsi Sąpy i znajdującego się tu dworu o takiej samej nazwie, wjeżdżano na utwardzaną drogę przecinającą Las Dawidy i osiągano folwark Dawidy” – cytuje wspomnienia księcia Dziennik Elbląski w artykule Lecha Słodownika.
Po wojnie dwór został przejęty przez PGR i był stopniowo dewastowany. Nawet wyrosło w nim drzewo. W 1976 roku został kupiony przez Elżbietę i Stanisława Matusewiczów, którzy mozolnie go odbudowali przywracając pierwotny wygląd. Dawidy stały się pensjonatem gdzie znów wróciło życie i spotkania towarzyskie. W 2009 roku folwark kupił Jan Kozłowski, który poddał go kolejnej, żmudnej i bardzo udanej renowacji.
Balkon z widokiem i kruszonką
Dzisiaj dwór Dawidach otwarty jest na gości. Apartamenty ulokowane na I piętrze i poddaszu wyposażone są we wszystkie współczesne wygody, zachowując jednak w stu procentach klimat i charakter dworskiego wnętrza. Surowe ściany i mało ozdobników, drewniane podłogi, stare obrazy i zdjęcia, oryginalne, wzorowane na dawnych – kabiny prysznicowe, wreszcie wolno stojące wanny – to wszystko sprawia, że wchodząc do środka można poczuć się jak w wehikule czasu, który cofa nas 100 lat wstecz. Królem piętra jest salon, surowy, z wielkim, otwartym kominkiem, imponującym żyrandolem, skrzypiącą podłogą i balkonem wychodzącym wprost na park. To z niego ukazuje się piękny widokiem na dawne włości rodu Dohnów.
Na parterze ton życia – jak dawniej - nadaje kuchnia. Pełna świeżych wyrobów prostu z folwarku – warzyw, serów z mleka koziego, pieczonego na miejscu chleba i innych smakołyków. Wśród nich krząta się pani Halina. „Czy będzie jajecznica? Tak, ale zależy ile jajek będzie rano” - odpowiada z uśmiechem. Na jajka trzeba poczekać, częstuje za to deserem – są pieczone jabłka, wypieki, a do nich powidła zrobione z przydworskich owoców – o smaku maliny, róży. To jeden z najlepszych dowodów, ze Dawidy - nie tylko wyglądem, ale i smakiem nawiązały do przeszłości. A jaka była? Oddajmy głos księciu Aleksandrowi zu Dohna:
„Architektem był krajowy mistrz budowlany Hindersin, który nad stosunkowo niskim parterem zbudował obszerne piętro z wysokimi oknami. Niestety, wnętrze zostało zmienione w wyniku całego szeregu niezbyt upiększających przebudów. (…). My - dzieci nie zwracaliśmy oczywiście uwagi na takie powierzchowności, lecz szturmowaliśmy bez żadnego zatrzymywania się schody prowadzące do górnego pokoju i dużego balkonu, na którego środku stał już wcześniej postawiony przez służbę i nakryty na biało, okrągły stół z górą owoców i ciastem z kruszonką.
Z balkonu rozciągał się wspaniały widok na ukształtowany w półokręgu krajobraz; z przodu różnokolorowa szachownica uprawianych pól, pomiędzy nimi wsie z czerwonymi dachami, gdzie pośrodku wystawały wieże kościelne; z lewej strony ciemno-zielony las liściasty należący do Słobit, w środku Pasłęk, miasto powiatowe z wysoko położonym zamkiem zakonnym; w tle odległego horyzontu błękit lasów należących do majątku Dönhoffów w Kwitajnach. Przy dobrej pogodzie i widoczności można było zauważyć w oddali na zachodzie wysoką wieżę Zamku w Malborku. Nad wszystkim szaro-niebieskie sklepienie wschodniopruskiego nieba. Łagodne, delikatne powiewy bryzy, typowe dla obszarów położonych niedaleko morza i cienie starych drzew, powiększały wspaniałość urządzenia tego miejsca (…). Po podanej pysznej kawie, całe towarzystwo liczące często nawet dwadzieścia osób, udawało się w okolicę
Wąwozu Dawidy”.