MAREK ŁUCYK.
"GDYNIA SPORT” TO UZNANA MARKA  W KRAJU I NA ŚWIECIE

Red Bull Air Race, Volvo Gdynia Sailing Days, Zlot Żaglowców, czy Enea IRONMAN 70.3 Gdynia powered by Herbalife, cykl biegów PKO Grand Prix Gdyni – to tylko niektóre z wielkich imprez, które stały się wizytówką Gdyni, i które przyciągają do miasta rzesze kibiców, sportowców i turystów ze wszystkich zakątków świata. Za ich organizację odpowiada Marek Łucyk, dyrektor Gdyńskiego Centrum Sportu, z którym rozmawiamy o tym jak się buduje markę miasta poprzez sport, jaki jest klucz do sukcesu w walce o prestiżowe imprezy sportowe i jak udało się zachęcić gdynian do tego, aby masowo uprawiali sport. 

Gdynia sportem stoi – to wiadomo nie od dziś. Ty zaś za ten sport w Gdyni odpowiadasz, zarówno za ten duży, jak i mały. Gdybyś miał jednak wybrać trzy wielkie imprezy rangi światowej, które mogłyby odbyć się w Gdyni, to co by to było i dlaczego?

Już kilka lat temu udowodniliśmy, że w Gdyni nie ma rzeczy niemożliwych. A więc również imprez, których organizacji nie bylibyśmy w stanie podołać. W 2014 roku gościliśmy potężne wydarzenie Red Bull Air Race. Byliśmy jednym z siedmiu miast na mapie świata, obok m.in. Las Vegas i Abu Dhabi, w których odbyły się wówczas zawody i pokazy tej legendarnej serii. Chętnie przeżyłbym te nieprawdopodobne emocje raz jeszcze. A skoro już jesteśmy przy wyścigach i zawrotnej prędkości, to rzucę: Formuła 1. Zobaczyć bolidy mknące ulicami Gdyni to byłoby coś! Trzecia impreza? Hmm… Może mistrzostwa świata w MTB? Niby jesteśmy miastem nadmorskim, ale nie brakuje u nas górek, na które można wspinać się rowerem. 

Nie da się ukryć, że sport jest dla miasta doskonałą promocyjną trampoliną, a ile mogą dać wielkie imprezy, pokazało Euro 2012. Daleko szukać nie trzeba, Gdańsk po Euro 2012 przeżywa turystyczny boom.

To prawda. Podczas Euro 2012 polskie miasta, w tym Gdańsk, udowodniły, że są niezawodne w kwestiach organizacyjnych, a kibice i jednocześnie turyści z całego kontynentu na własne oczy przekonali się o ich uroku. Co ważne, wszyscy oni traktowali Trójmiasto jak jeden kompletny i atrakcyjny organizm, a więc byli obecni nie tylko na ulicach Gdańska, ale i Sopotu oraz Gdyni. Dzięki temu również odczuwaliśmy wyjątkową atmosferę tego turnieju. Także pod względem sportowym, ponieważ na Stadionie Miejskim w Gdyni trenowała reprezentacja Irlandii. Euro 2012 bez wątpienia jest dobrym przykładem na to, jak można czerpać długofalowe korzyści z organizacji wielkich imprez sportowych. 

W tym roku mija siedem lat od kiedy stoisz na czele Gdyńskiego Centrum Sportu. Jaki był wtedy stan sportu w Gdyni, jakie miałeś plany, założenia i co z tych planów udało się zrealizować?

Do tej misji podchodziłem z dwoma podstawowymi celami: maksymalnego upowszechnienia dostępu do sportu, poprzez rozbudowę infrastruktury w całym mieście oraz organizowanie darmowych zajęć sportowych dla mieszkańców. Dodatkowo chciałem, aby Gdynia stała się areną dla wielkich wydarzeń rangi mistrzowskiej. Za każdym razem, gdy zabieramy się za organizację jakiejś imprezy, już przed pierwszą jej edycją mamy na horyzoncie śmiałe plany rozwoju. Dobrym przykładem jest gdyński półmaraton, z którym w zaledwie trzy lata „dobiegliśmy” do mistrzostw świata. Startowaliśmy w 2016 roku, a kilka miesięcy temu okazało się, że w 2020 roku ze Skweru Kościuszki na trasę wyruszą najlepsi biegacze z całego globu. I nie skłamię, jeśli powiem, że od samego początku był to nasz cel.

W ostatnich latach w Gdyni coraz częściej odbywają się imprezy rangi mistrzostw świata i Europy, choćby mistrzostwa świat żeglarskiej klasy 505, mistrzostwa Europy klasy 49er, ale prawdziwy wysyp imprez rangi mistrzowskiej czeka nas w najbliższych dwóch latach.

Mistrzostwa świata w półmaratonie są jedną z nich. Do nich dochodzą młodzieżowe mistrzostwa świata FIFA U20. W Gdyni zagrają piłkarze, którzy już dziś są gwiazdami futbolu!
W przyszłym roku czekają nas także mistrzostwa świata juniorów w żeglarstwie oraz mistrzostwa Europy OCR, czyli zawody w bardzo widowiskowych biegach przez przeszkody. A to tylko kilka z najważniejszych, zbliżających się wydarzeń.

Jak od kulis wygląda walka o organizację tych najważniejszych imprez?

Kluczowe jest doświadczenie, które działa trochę na zasadzie kuli śniegowej: z każdą zorganizowaną imprezą jesteśmy nie tylko bogatsi o nowe umiejętności, ale i silniejsi jako kandydaci w walce o kolejne. Nie każdy wie, że zanim staniemy w szranki z miastami całego świata, musimy udowodnić, że jesteśmy najlepszym wyborem wśród polskich miast. Znów przytoczę przykład mistrzostw świata w półmaratonie. Zanim pojechaliśmy do Monako, by przekonać władze światowej federacji lekkoatletycznej, konkurowaliśmy na argumenty z Warszawą i Sopotem, które również miały ochotę na zorganizowanie tej imprezy. Dopiero później rywalizowaliśmy z Kijowem oraz Bogotą. Zawsze pieczołowicie przygotowujemy się do zaprezentowania swoich atutów przed komisją, która decyduje o przyznaniu organizacji danej imprezy. Nieskromnie powiem, że za każdym razem udaje nam się zrobić bardzo dobre wrażenie. Nie inaczej było w przypadku półmaratonu. Kiedy Ukraińcy i Kolumbijczycy zobaczyli, co mamy do zaoferowania, byli pod wrażeniem, gratulowali nam. A to przecież miasta o wiele większe od Gdyni, stolice państw. Tak więc na arenie międzynarodowej nie mamy najmniejszych kompleksów. 

Gdynia – żeglarska stolica Polski. Tak realnie, ile w tym haśle jest pr-u, a na ile jest to prawda?

Mówisz „Gdynia”, myślisz „żeglarstwo” - tu nie potrzeba ani grama pr-u. W cieplejsze miesiące wystarczy zajrzeć do gdyńskiej mariny lub przejść się bulwarem nadmorskim i zerknąć na horyzont, by zobaczyć dziesiątki żagli. To naturalny element naszego krajobrazu, o czym wiedzą nawet gdyńskie przedszkolaki, które przygodę z żeglarstwem rozpoczynają w ramach programu „Gdynia na fali”. Już od najmłodszych lat mają okazję przekonać się, jak piękna to dyscyplina.

Aby gościć największe imprezy żeglarskie konieczna jest inwestycja w infrastrukturę żeglarską, która i tak w Gdyni jest przecież znakomita. Powiedzmy jednak jakie zmiany się szykują w tym zakresie w najbliższych latach? 

Niebawem w Gdyni będziemy mieć dwie mariny: miejską oraz prywatną, która powstanie po drugiej stronie Skweru Kościuszki. Do dużej inwestycji w samym centrum przymierza się również Polski Związek Żeglarski. Szczegóły powinniśmy przedstawić już wkrótce.

Inną sportową wizytówką Gdyni są biegi. Na imprezy biegowe przyjeżdżają do Gdyni tysiące ludzi z całej Polski i z zagranicy, mieszkańcy Gdyni biegają masowo. Program Gdyńskie Poruszenie, którego byłeś współautorem, przynosi efekty? 

Jestem bardzo dumny z tego programu, ale przede wszystkim z mieszkańców Gdyni. Mieć do dyspozycji darmowe, ogólnodostępne zajęcia sportowe to jedno, a regularnie z nich korzystać - drugie. Tymczasem praktycznie każdego dnia sale treningowe pękają w szwach od gdynian w różnym wieku, od dzieci do seniorów, napakowanych pozytywną energią i spragnionych aktywności fizycznej w każdej postaci. Gdynianie są niesamowici! Dlatego uruchamiamy właśnie Gdyńskie Poruszenie w dzielnicach, by mieszkańcy mogli korzystać z jeszcze większej dawki zajęć i to bliżej swoich domów. Ogromna popularność Gdyńskiego Poruszenia przekłada się na wysoką frekwencję podczas naszych imprez sportowych. Za nazwą PKO Grand Prix Gdyni kryje się cykl czterech biegów, które każdorazowo przyciągają tłumy
w każdym wieku.

Ogólnopolski portal branżowy BiegiMasowe.pl umieścił Cię w pierwszej dziesiątce rankingu najbardziej wpływowych ludzi polskich biegów. Czym się tak zasłużyłeś?

To było w roku, w którym PKO Grand Prix Gdyni przyciągnęło 30 tysięcy zawodniczek i zawodników. Niebywała liczba, która sympatyków biegania nie mogła pozostawiać obojętnymi. Jednak bardziej od indywidualnych wyróżnień cenię te, którymi nagradzane są miasto i Gdyńskie Centrum Sportu. Na przykład kilka miesięcy temu zostaliśmy wybrani Sportowym Miastem Roku. W ten sposób doceniono uczestników naszych imprez, a także setki osób, które codziennie budują sportową markę Gdyni. 

Osobiście, pod kątem aktywności fizycznej wolisz żeglarstwo czy bieganie?

Znacznie częściej biegam niż żegluję, więc bez wahania wskażę właśnie na bieganie. Z żeglarstwa przede wszystkim windsurfing. Do dziś wspominam nastoletnie wycieczki na Półwysep Helski w poszukiwaniu wiatru. Wciąż zdarza mi się wypłynąć na „desce”, choć już nie tak często jak przed laty. Ale niedawno próbowaliśmy z żoną sił w kitesurfingu. Tragedii nie było! Wracając jednak do biegania, a jednocześnie pozostając jedną nogą w wodzie i dokładając rower, muszę wspomnieć o triathlonie - to także moja mała miłość. Korzystam z faktu, że w Gdyni odbywają się zawody IRONMAN 70.3 i co roku startuję w nich w różnych konfiguracjach.

Gdzie w Gdyni w przyjemny sposób można pobiegać? Jakie trasy, plenery polecasz?

Oczywiście znany i lubiany przez biegaczy Bulwar Nadmorski. To taki „pewniak”. Ale już nie wszyscy wiedzą, że równie przyjemnie pobiegać można na bulwarze w Oksywiu. To wciąż nie do końca odkryte miejsce, a zapewniam: równie urokliwe. No i rzecz jasna lasy, których w Gdyni nie brakuje. Mnie, z racji miejsca zamieszkania, najczęściej można spotkać na wiczlińskich ścieżkach.

Jesteś mężem, ojcem trójki dzieci, masz pracę, która jest odpowiedzialna, na rzecz samorządu aktywnie działasz od wielu lat – jak Ci się to wszystko udaje pogodzić, jaka jest recepta na to by być dobrym managerem, dobrym samorządowcem, dobrym mężem i ojcem jednocześnie?

Nie byłbym tym, kim jestem, gdyby nie wspaniała żona i najbliżsi. Bez Asi niczego bym nie osiągnął zawodowo. Czasami trudno pogodzić te dwa światy, jednak to rodzina zawsze będzie dla mnie priorytetem, tak zostałem wychowany. Staram się realizować wartości przekazane mi przez rodziców i podawać je dalej, naszym dzieciom. Najważniejszą z tych wartości jest właśnie rodzina. Jeśli masz kochającą żonę, wspaniałe dzieci; jeśli wykorzystujecie każdą wspólną chwilę i potraficie się nimi cieszyć, to wszystko inne się ułoży.

Wciągasz rodzinę w sport? Spędzacie razem aktywnie czas?

Jasne! Asia jest bardzo aktywną osobą, regularnie uprawia sport w różnej formie. Podobnie jak synowie, którzy trenują piłkę nożną i judo. Najmłodsza z nas, Tosia, ma jeszcze trochę czasu zanim sama zdecyduje, na co ma ochotę. Póki co z wielkim entuzjazmem kibicuje braciom. Jak na przykład podczas weekendu, w którym odbywały się kolarskie zawody MTB. Skoro świt najstarszy syn poszedł na trening piłkarski, później wsiadł na rower, a gdy dojechał do mety, ruszył na pływalnię. To wszystko jednego dnia! Oczywiście, całą ekipą wspieraliśmy go dopingiem, a ja jednocześnie pełniłem obowiązki dyrektora Gdyńskiego Centrum Sportu. To jeden z tych momentów, gdy udaje mi się połączyć pracę z życiem rodzinnym. 

Siadasz czasami jeszcze do pianina? 

Owszem, szczególnie z dzieciakami. Wierzę, że zarażę je nie tylko pasją sportową, ale i muzyczną. Przez dziesięć lat chodziłem do schroniska muzycznego, więc można powiedzieć, że nuty rozpoznaję. Ostatnio chłopaki przyszli z propozycją, abyśmy kupili… perkusję. Póki co zastanawiamy się nad tym z żoną. W ciszy. Chyba jednak gitara, na której też grałem, byłaby rozsądniejszą opcją.

Jakie jest pozazawodowe oblicze Marka Łucyka?

Odpowiedź zawarta jest w tym, co mówiłem przed chwilą: to oblicze rodzinne. Każdą wolną od pracy chwilę staram się spędzić z żoną i dziećmi. Doceniam najdrobniejsze rzeczy, na pozór prozaiczne momenty. Lubię wrócić do domu i skosić trawę albo pograć z chłopcami w piłkę. Całą piątką uwielbiamy wspólne wycieczki, na przykład na Półwysep Helski czy do Karwieńskich Błot - to chyba nasze ulubione miejsce, oczywiście poza Gdynią.

A ulubione miejsca w Gdyni?

Lubię miejsca nieoczywiste. Jednym z nich jest kładka nad Estakadą Kwiatkowskiego. Aby do niej dotrzeć, trzeba pokonać spory dystans - i to nie samochodem, a pieszo lub na rowerze. Gwarantuję, że widok wynagradza wysiłek. A z miejsc o wiele popularniejszych, to gdyńska lodziarnia „Mariolka” - to stały punkt odwiedzin podczas naszych rodzinnych weekendów.

W samorządzie gdyńskim działasz od 20 lat. Jakbyś podsumował ten okres swojej działalności.

Podzieliłbym go na trzy etapy. Pierwszy: od 1998 roku, gdy wybrano mnie radnym miasta. Podczas debiutanckiej kadencji wiele nauczyłem się w praktyce - teorię przyswajałem podczas studiów. Uczęszczałem na politologię, specjalność samorządowa. Etap drugi: kiedy zostałem przewodniczącym komisji rewizyjnej, bardzo ważnego organu, dzięki czemu miałem możliwość poznania od podszewki procesu funkcjonowania miasta, a także zarządzania budżetem. I w końcu etap trzeci, a więc ten obecny, w którym pełnię funkcje dyrektora Gdyńskiego Centrum Sportu czy pełnomocnika prezydenta ds. zarządzania projektami strategicznymi. Jestem też członkiem kolegium prezydenta Wojciecha Szczurka, dzięki czemu otwiera się przede mną dużo szersza perspektywa, niż tylko ta sportowa. Lubię duże wyzwania, a prezydent mi ich nie szczędzi.

Radny, dyrektor, pełnomocnik, członek kolegium - mnóstwo różnorodnych funkcji. Gdzie widzisz się w przyszłości? 

Wiem, że się powtarzam, ale kiedy myślę o przyszłości, przed oczami mam rodzinę - wspólne wychowywanie dzieci, wspólne radości i marzenia. Skoro jednak pytanie dotyczy kariery zawodowej, to dużo zależy od prezydenta, który ma klarowną wizję rozwoju miasta. Przyjmuję od niego coraz więcej ważnych zadań do realizacji. Również tych strategicznych, a więc niezwykle odpowiedzialnych, ale dobrze się z tym czuję. Kocham Gdynię i chcę dla niej pracować. W jakiej formie będę najbardziej pożyteczny? Czas pokaże.

 

MAREK ŁUCYK

Ma 41 lat. Gdynianin, pasjonat, lider. Z wykształcenia politolog, z wyboru menedżer sportu. Jest dyrektorem Gdyńskiego Centrum Sportu i członkiem Kolegium Prezydenta, dzięki czemu bierze udział w kreowaniu harmonijnego rozwoju miasta. Wcześniej dyrektor sportowego klubu Vistal Gdynia i wieloletni radny miasta Gdyni, najskuteczniejszy radny aglomeracji trójmiejskiej w rankingu Dziennika Bałtyckiego (2005). Szczęśliwy mąż i ojciec trójki dzieci. W wolnych chwilach biega, trenuje triathlon, pływa na windsurfingu i gra na pianinie.