Stylistka, wizażystka i kostiumografka pochodząca z Trójmiasta, która przebojem wdarła się w warszawską krainę show biznesu. Kolorowy ptak, który twardo stąpa po ziemi. To właśnie ona jest odpowiedzialna za kostiumy m.in. Małgorzaty Kożuchowskiej z „Rodzinki.pl”, czy styl Agaty Przybysz z serialu „Prawo Agaty”. W wywiadzie dla Prestiżu opowiada nie tylko o swojej barwnej karierze, ale również o „serialowych piastunkach”, zdradza gdzie kupić stylizacje rodem z ekranu, i mówi jak zmienić swoją garderobę, nie tracąc przy tym fortuny i niekoniecznie zmieniając wagę – o czym zresztą pisze w swojej książce „Figura jak z ekranu”.
Siedzimy w jednej z trójmiejskich kawiarni, to właśnie stąd pochodzisz, z Trójmiasta. To tu się wszystko zaczęło?
Skończyłam liceum plastyczne, potem byłam w szkole średniej na wokalu, ale do końca nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Moja mama grała na skrzypcach, tata fantastycznie malował, ale żadne z rodziców nie poszło w tym kierunku. Natomiast ja jakoś to wszystko umiejętnie „zgarnęłam” i po latach widzę tego efekty. Na samym początku zaczęłam pracę jako bookerka w agencji modelek Perfect Studio u Małgorzaty Rudowskiej, która była wieloletnią i jedyną managerką Ani Przybylskiej, później śpiewałam w zespole No Limits, ale z tego nie dawało się wyżyć. Interesowałam się stylizacją, ubierałam się inaczej, bardzo mnie to kręciło. Jednak przyszedł taki moment, gdy doszłam do ściany. Wówczas mój znajomy namówił mnie na wyjazd do Warszawy. Powiedział - jak interesujesz się stylizacją to tu są wszystkie gazety i musisz spróbować bezpośrednio!”. To były lata 90
Czyli przez chwilę byłaś własnym, modowym poligonem doświadczalnym?
Powiem tak: jeżeli nie zrobiłabym postępów, to byłoby to straszne (śmiech). Jak oglądam swoje zdjęcia sprzed lat to… – tu powinna nastąpić długa cisza (śmiech). Na pewno zawsze ubierałam się wyraziście. Co prawda były to inne czasy, inne materiały i inne możliwości finansowe, bo jestem z tej epoki, kiedy farbowało się pieluchy tetrowe i zszywało się je na sukienkę zostawiając tunel na głowę. To były śmieszne i siermiężne czasy, natomiast od początku zawsze miałam swój charakter.
Zaprocentowało. Jesteś chyba pierwszą stylistką, która ze świata prasy płynnie przeszła do świata filmu. I to z sukcesem! Skoro zaufała ci chociażby ikona mody współczesnej Polski – Małgorzata Kożuchowska.
Po 12 latach pracy jako stylistka zostałam „rzucona” na głęboką wodę jako kostiumograf do filmu kinowego. To był tak naprawdę przypadek. Miałam dużo szczęścia, ale też determinacji. Jak wyjeżdżałam niewiele osób dawało mi szansę na sukces, ale zawsze byłam niepoprawną optymistką. Wiedziałam, że pewne rzeczy wymagają czasu. W tym zawodzie liczy się czas. Nie nauczysz się wszystkiego w dwa lata, choćbyś był najzdolniejszy.
No właśnie, kim właściwie jest kostiumografka? Ludzie powszechnie widzą barwny, kolorowy świat i człowieka, który chodzi po sklepach i szuka odpowiednich ubrań. Jednak to chyba coś więcej?
Kostiumograf to przede wszystkim kreowanie kostiumów, to połączenie wrażliwości artystycznej, wiedzy na temat filmu, teatru, serialu i wyobraźni. Przeciętne wyobrażenie o tym zawodzie jest takie, że to barwne życie, pokazy mody, spotkania z gwiazdami i celebrytami, a tymczasem to ciężka, wyczerpująca praca. Non stop, dosłownie chodzisz z torbami w poszukiwaniu stylizacji, przy tym wszystkim mając na uwadze to, jak się zmieścić w danym budżecie, żeby uzyskać zamierzony efekt. Trzeba zaznaczyć, że również po zdjęciach, kiedy aktor zdejmuje z siebie kostium, nasza praca się nie kończy. Jesteśmy ludźmi, aktorzy się pocą, czasami coś się ubrudzi, wówczas trzeba taki kostium wyprać, wyprasować. Oprócz samego ubioru, dbamy też o dobre samopoczucie aktora.
Czyli?
Jesteśmy takimi serialowymi piastunkami. Zdarza się, że aktorzy grają w trudnych warunkach – już nie mówię o filmach wojennych i mundurach, ale o epizodach serialowych granych jesienią i zimą. Sceny są wielokrotnie powtarzane, spędza się wiele godzin na zewnątrz, w związku z czym musimy zadbać o komfort. To jest część składowa - aktor musi wyjść z garderoby zadowolony, musi czuć naszą opiekę. Ubieramy ich od stóp do głów.
„Prawo Agaty” i główna bohaterka Agata – swego czasu bardzo dużo Polek wzorowało się na jej stylizacjach, podobnie jest ze słynną już „Rodzinką.pl” – ty jesteś za to odpowiedzialna. Powiedz, skąd bierze się takie stylizacje? Sieciówki, pracownie, secondhandy, a może miks?
Zdecydowanie miks. Do każdego projektu podchodzę indywidualnie, staram się unikać powtórzeń i nie gonić własnego ogona, co jest w tej pracy naprawdę wspaniałe, bo utrzymuje mnie na poziomie pewnej aktywności. Tak naprawdę wszystko kręci się wokół wiarygodności, aktor musi być wiarygodny. Przy budowaniu postaci najważniejszy jest scenariusz, następnie konsultacje z samym reżyserem, a później też operatorem – m.in. ze względu na kolorystykę i parametry techniczne. Nieodłącznym elementem są też rozmowy z aktorami. Moja propozycja prowadzenia postaci musi zostać skonfrontowana. To naprawdę trudny proces, ale najważniejsza jest argumentacja. Rozmawiamy. Przygotowuję kilka wariantów i dochodzimy do jakiegoś porozumienia.
A jak to wygląda od kuchni, czy aktorzy często wykupują serialowe stylizacje?
Często. Jednak nigdy nie odbywa się to bez udziału produkcji – po produkcji rzeczy najczęściej przechodzą do magazynu danej stacji telewizyjnej. Jeżeli tylko pojawia się zielone światło na możliwość odkupienia stylizacji, to zdarza się to naprawdę często. Z drugiej strony, bardzo pilnuje, żeby aktor nigdy nie grał w swoich prywatnych rzeczach. Moim zadaniem jest przygotowanie bazy i takiej ilości kostiumów, żeby nie przenosił on pewnych sytuacji z życia, tylko wskoczył w nowe „buty”.
A nie boisz się, że kiedyś skończą ci się inspiracje?
Pewnie, że się boję.
Były takie momenty, że czułaś się wypalona?
Były. To jest taki moment, który skłania do refleksji. Wtedy zawsze wiem, że powinnam uwolnić głowę. Tak naprawdę czerpię inspiracje ze wszystkiego – przyroda, architektura, malarstwo, ulica i po prostu ludzie. Także sam fakt, że pracuję z ludźmi dużo młodszymi od siebie, to też jest pewną formą inspiracji. Od niedawna, na swoim Instagramie i fapage’u, często dzielę się tym, co mnie pociąga.
Wspomniałaś o Instagramie. Żyjemy w czasach, w których social media to codzienność. Asortyment butików proponuje nam wiele, w internecie działa mnóstwo sklepów, rodzimi młodzi projektanci rozpieszczają nas całą gamą krojów, wzorów i fasonów. Wszystko mamy podane na tacy, jednak jak w tym modowym dobrobycie się odnaleźć i wypracować swój własny styl?
Żyjemy w epoce obrazkowej. Wszystko chcemy wiedzieć, a przede wszystkim, gdzie kupić daną rzecz. Tak jak mówisz, w dzisiejszych czasach wszystko jest w zasięgu ręki, pozostaje tylko kwestia jakości i ceny. Jednak żeby uzyskać swój własny, indywidualny charakter, to tu już zaczynają się schody.
No właśnie, styl powinien być spójny z osobowością… Istnieje złoty środek? Co jest w tym wszystkim najważniejsze?
Piszę o tym w swojej książce „Figura jak z ekranu”. Posiadanie własnego stylu to przede wszystkim poznanie swoich dobrych i złych stron. To jest punkt wyjścia do tego, żeby zacząć się określać – czy bardziej podobają mi się mocne kolory czy stonowane, czy bardziej lubię kokardki, falbanki i groszki czy wolę minimalizm, czy lepiej się czuję w spodniach czy w spódnicy, itd.. W momencie kiedy wykonamy taki test i rozczytamy czego szukamy, będziemy już w połowie sukcesu. Tak czy inaczej nigdy nie zachęcam kobiet do wyrzucania tego, co już mają w szafach. Wystarczy zrobić selekcję i zachować w szafie to, co się lubi, ale użyć do stylizacji innych elementów. Wypracowanie własnego stylu jest efektem konsekwencji.
Teraz przypada czas wielkich sezonowych wyprzedaży. Każda z nas wpada w zakupowe szaleństwo i jak co roku rzuca się na sezonowe must have’y. Kupujemy, ale często później nie wiemy jak połączyć je z innymi ubraniami… i koło się zamyka. Jakie błędy najczęściej popełniają w swoich stylizacjach Polki?
Kobiety – sroki. Czasem mniej znaczy więcej, ale nie potrafimy tego docenić. Polki generalnie są zakompleksione. Myślą, że jak założą ciuchy, gdzie się coś dzieje, to będą wyglądały dobrze, jednak nie zdają sobie sprawy, że w prostocie jest siła. Zdecydowanie nie powinnyśmy też ślepo ulegać sezonowym hitom. Schemat jest prosty: załóżmy, że modne są fioletowe bluzki, kupuję ją, chociaż nienawidzę tego koloru – totalnie bez sensu. My kobiety kupujemy najczęściej impulsywnie, chaotycznie, czego następstwem jest frustracja spowodowana bezsensownie wydanymi pieniędzmi. Problemem jest także brak świadomości. Polki ulegają rozmiarówce. Co by się stało, gdyby wypruć wszystkie metki z ubrań? O ileż byłoby to prostsze, weryfikowałybyśmy tylko czy wyglądamy w tym dobrze – ot, co! Moja rada: budując swoją szafę, warto zainwestować w porządne elementy stałe, które pozwolą nam później „żonglować” całą stylizacją. To one podciągają ją o poziom wyżej, tworząc całą aurę stylowości.
Czyli na przykład co?
Podstawą do budowania reszty garderoby są na pewno dobrze dobrane jeansy. W jeansach najważniejsza jest nasza pupa, która powinna być naszą ozdobą i pewnego rodzaju magnesem. Tutaj bardzo ważne jest dobre ułożenie kieszeni. Każda z nas ma inną – czasami okrągłą, czasami płaską, ale pewnymi trikami można sobie pomóc. Mniejsza, płaska może pozwolić sobie na większe kieszenie, centralnie ustawione wysoko, by wyczarować krągłość. Jeżeli kieszenie będą zbytnio po bokach to pupa nam się rozjedzie, najlepiej żeby były równo oddalone od środkowego szwu. W momencie kiedy mamy dużą pupę to dobrze byłoby, gdyby kieszenie znajdowały się w miarę wysoko, w przeciwnym razie osiągniemy efekt tzw. „smutnej pupy”. Wszystko szerzej opisuję w swojej książce. Oprócz jeansów przyda się też biała koszula, biała podkoszulka – basic, prosty płaszcz, najlepiej w formie prochowca lub dyplomatki. Warto mieć również ładną prostą, czarną sukienkę. Zamiast inwestować w nowości, lepiej skupić się na butach, które są bardzo mocnym elementem stylizacji i często nadają jej nowy charakter. Jestem też orędownikiem wszelkiego rodzaju szali, apaszek, biżuterii, czyli tych dodatków, o których często zapominamy. Dobrze byłoby mieć też kilka różnych torebek, a nie cały czas nosić wielką, ciężką torbę do wszystkiego.
Czy po latach przyzwyczajeń umiemy jeszcze przejść metamorfozę?
Nie jest to proste, ale możliwe. Ubrania bardzo dużo o nas mówią – o naszych marzeniach, tęsknotach, postrzeganiu świata. Czasami jest tak, że jak kobieta ubiera się w miarę dobrze, to nie ma potrzeby tego zmieniać, bo to pewien koloryt danej osoby. Jednak w przypadku, gdy nie ma to „ani ładu ani składu”, to trzeba pewne rzeczy po prostu uporządkować. Trzeba pamiętać, że nie może to być terapia szokowa, to jest proces. Żeby wyglądać dobrze, to też nie kwestia pieniędzy. Warto pamiętać, że metka nie czyni z ciebie osoby stylowej. Są kobiety, które ubierają się modnie nawet w secondhandach. Jednak czy można nauczyć się bycia stylowym? Tak, ale jedni się z tym rodzą, a inni muszą to w sobie wypracować.
Wspomniałaś o swojej książce – „Figura jak z ekranu”. Skąd pomysł na jej wydanie?
Książka jest dla mnie podsumowaniem wiadomości i doświadczeń mojej 25-letniej historii w branży. To ładny, okrągły jubileusz, dlatego był to dobry moment, by się nad tym pochylić. To jest poradnik napisany w formie gawędy. Pięknie redagowała mi to Marta Sadkowska, która bardzo umiejętnie prostowała moje myśli. W książce znajdziecie mnóstwo sprawdzonych sposobów na to jak zmienić swoją garderobę i po prostu wyglądać dobrze.
Co dalej? Jakie plany na najbliższe miesiące?
W tej chwili przygotowuje się do kinowej ekranizacji kolejnej części kultowej polskiej komedii „Misz-masz. Kogel Mogel 3” (tytuł roboczy). Jest to dla mnie duży zastrzyk adrenaliny i duże wyzwanie, dlatego, że w tej części grają również aktorzy, którzy brali udział w poprzednich wersjach. W niektórych przypadkach życie bohaterów tej komedii ulega znacznej zmianie, a co za tym idzie i ich ubiór będzie trzeba zmodyfikować. Obiecałam sobie, że kostiumy do tego filmu nie będą mówić o wielkiej modzie, a mocno osadzać i podkreślać bohaterów, których grają aktorzy. To ciekawe wyzwanie – jak zrobić prosty kostium, a tym samym oddać mocny charakter bohaterów. Czekają mnie jeszcze rozmowy z aktorami, będzie to spotkanie z tuzami polskiego kina, element psychologii będzie bardzo istotny. A poza tym praca przy kolejnych produkcjach i następny sezon serialu „Rodzinka.pl”.