Barcelona wrze! O każdej porze dnia i nocy. Dużo tu gwaru i napełnionych musującą cavą kieliszków. Jedno z najbarwniejszych miast w Europie potrafi orzeźwić jak dzban sangrii i uzależnić niczym narkotyk. To też miejsce dla poszukiwaczy estetycznych wrażeń, niekoniecznie szukanych według przewodnika. Wystarczy dać się ponieść miastu.
Polscy turyści potrafią być tu nieznośni. Przynajmniej dla przewodników. Kiedy leniwie spacerowałyśmy wąskimi uliczkami dzielnicy Ribera, Beata zwróciła uwagę na pewien zaułek.
- Widzisz tę ulicę. Pokazujemy ją zawsze Polakom i mówimy, że jest to "ta" ulica. - Ta? - nie bardzo rozumiem. - Przez wiele lat, kiedy ja i inni przewodnicy przyjeżdżaliśmy tu z grupami Polaków, ci nie dawali nam spokoju. Niemal każdy chciał, by pokazać mu ulicę z piosenki Łazuki "Uliczkę znam w Barcelonie, w uliczkę wyskoczy Boniek...". Nic nie dawały tłumaczenia, że autor tekstu ową ulicę sobie zwyczajnie wymyślił. Kilku przewodników doszło do wniosku, że prościej będzie pokazywać turystom jedną z ulic. Ustaliliśmy, że to będzie właśnie ta - opowiada Beata z szerokim uśmiechem na ustach.
LA RAMBLA
W taki oto sposób przewodnicy zyskali zadowolonych klientów, którzy zobaczenie uliczki z mundialowego hitu z 1982 stawiają sobie za cel. Są też tacy, którzy podążają śladami bohaterów filmu "Vicky Cristina Barcelona", w którym pokazane jest wszystko to, co w mieście najpiękniejsze. Stolica Katalonii zyskała po tym filmie fanów, podobnie jak Berlin, który przypomniał o sobie po premierze filmu "Good Bye Lenin". Albo tacy, którzy wędrują śladami wielkich artystów modernizmu, kierunku znanego u nas jako secesja. Mówisz Barcelona – myślisz Gaudí.
La Rambla, jedna z arterii starego miasta prowadząca ku Morzu Śródziemnemu jest jednym z najlepszych miejsc, aby wyczuć puls miasta. To serce i salon miasta, gdzie można spotkać całą Barcelonę. Gwarny, pełen turystów deptak, którego poszczególne odcinki wiodą od romańskiego kościoła Santa Anna do ptasiego targu i straganów z kwiatami, obok pięknych przykładów architektury renesansowej i barokowej. Za przewodników służą tu pałac Moja, kościół Betlem i szpital Santa Creu, a dalej pałac Palau de la Virreina, teatr Gran Teatre Liceu. Krytą halę targową La Boqueria na tyłach La Rambla zna każdy smakosz odwiedzający Barcelonę. Stragany uginają się tu od serów, suszonej szynki, ryb i warzyw nagrzanych katalońskim słońcem.
Są też bajkowe projekty Antonia Gaudíego, które stały się symbolami miasta, z parkiem Güell, kamienicą La Pedrera i nadal nieukończoną świątynią Sagrada Família na czele - jej budowa trwa od 1882 roku, a koniec prac przewiduje się na 2028 rok. Rzadko się zdarza, by jeden człowiek tak mocno wpłynął na wizerunek miasta, że niemal go zdominował. Szalone projekty Gaudíego obowiązkowo muszą znaleźć się na liście rzeczy do zobaczenia. Podobnie jak miasto poza granicami historycznego centrum, gdzie płynie leniwe, proste życie. Gdzie mieszkańcy siedzą w kafejkach, barach, rozmawiają, robią zakupy.
MIASTO ZWRÓCONE KU MORZU
Na każdym kroku można znaleźć miejsca stworzone po to, aby przebywanie w nich sprawiało przyjemność. Dla jednych będą to miejscowe bary, dla innych stadion Camp Nou, na którym na co dzień gra FC Barcelona. Stadion może pomieścić blisko 100 000 osób, będąc jednym z największych tego typu obiektów na świecie. Tylko do FC Barcelona Museum przyjeżdża każdego roku ponad 1,5 mln osób. Imponujący wynik.
Barcelona jest miastem zwróconym ku morzu, a jej morska fasada stanowi zbiór różnych stylów artystycznych. Les Drassanes, dawne stocznie i siedziba Muzeum Morskiego, oraz Llotja, budynek giełdy morskiej, są przykładem średniowiecznych obiektów portowych. Domy z podcieniami prowadzą do Parku Ciutadella, Wioski Olimpijskiej i Portu Olimpijskiego. Barceloński port jest miejscem kosmopolitycznym i tętniącym życiem. Tu w najmodniejszych okularach spaceruje się nadmorskim deptakiem, ocienionym równym rzędem palm. Z portowych tawern unoszą się zapachy smażonych ryb i duszonych w winie owoców morza.
PLAŻA I IMPREZA
Co ciekawe, do 1992 roku Barcelona nie mogła pochwalić się plażą z prawdziwego zdarzenia. Dopiero przed Igrzyskami Olimpijskimi na plażę zaadaptowano poprzemysłowe tereny nadbrzeża, tworząc miejsce wypoczynku o długość blisko 4 kilometrów. O każdej porze roku pojawiają się tu młodzi wielbiciele zabawy. Mają tu swój raj. Kiedy starsi opuszczają teren i udają się na swoje wieczorne potańcówki, małolaty wypełniają restauracje i kluby tętniące muzyką do białego rana. Dosłownie. Impreza, szczególnie w lokalach przy plażach, trwa zwykle do świtu kolejnego dnia. Grające głośną muzykę przybytki pełne są ludzi codziennie. Przez ulicę, na której znajdują się wyłącznie bary tapas, przed północą nie sposób się przecisnąć. Trudno się dziwić, każdego roku 8 milionów turystów odwiedza Barcelonę, co sprawia, że jest trzecim najchętniej odwiedzanym miastem Europy, tuż po Londynie i Paryżu.
NAJLEPSZY FAST FOOD W EUROPIE
Mało jest rzeczy tak typowo hiszpńskich jak "tapeo", czyli wędrowanie od baru do baru, by przy lampce czerwonego wina lub kuflu piwa delektować się małymi przekąskami lub przystawkami. Na ogół stoi się opartym o kontuar baru i wybiera z kontuaru to, na co ma się ochotę: trochę tego, trochę tamtego: tapas, pinchos, montaditos, raciones... Powodzenie tego specyficznego sposobu jedzenia „po hiszpańsku” polega na tym, że pasuje on doskonale do modnego obecnie, szybkiego i nieformalnego spożywania posiłków. Prawdopodobnie jest to najlepszy "fast food" w Europie. Wśród klasycznych „tapas” pojawiają się wędliny, słone ziemniaki czy migdały, oliwki i marynaty, konserwy z ryb, krokiety, pierogi smażone, ostra zielona papryczka, małe szaszłyki z różnych składników. Lista wydłuża się w nieskończoność. Stolica Katalonii idealnie nadaje się do tego, by spojrzeć na nią poprzez jej smaki.