Plan był prosty, aczkolwiek wyjątkowo niebezpieczny. Victor Borsuk, korzystając ze sprzętu do uprawiania kitesurfingu, jako pierwszy na świecie, miał podłączyć się na linie do auta i wylecieć na wysokość 40-50 m. W końcu udało się i jeden z najlepszych polskich kitesurferów wyleciał na... rekordowe 68 metrów!
To była emocjonująca, niesztampowa i bardzo ryzykowna próba, czyli dokładnie tak jak powinno być przy ustanawianiu ekstremalnego rekordu sportowego. Podobne próby wzbicia się na większe wysokości, z wykorzystaniem sprzętu do kitesurfingu, odbywały się dotychczas jedynie z wykorzystaniem motorówek jako siły napędowej. Kilka lat temu Jesse Richman wzbił się w powietrze za rozpędzoną motorówką na wysokość 240 m. Victor Borsuk postanowił jednak pójść inną drogą, nikt bowiem jeszcze nie odważył się zrobić tego za samochodem jadącym po plaży.
- Emocje były ogromne, adrenalina i gigantyczny stres przed startem - włączając sny o spadaniu na brzeg i pękających linkach. 68 metrów to naprawdę ogromna wysokość - samochody wyglądają z tej odległości jak małe resoraki, jest to odpowiednik 23 piętra wieżowca. Podczas wznoszenia, kiedy mocno przyspieszaliśmy, wszystko skrzypiało i drżało. Oczywiście miałem świadomość, że walka o rekord może okazać się walką o życie – mówił podekscytowany Victor Borsuk.
Na szczęście aż tak ekstremalnie nie było, chociaż bez trudności się nie obeszło. Kitesurfer do zadania podchodził czterokrotnie.
- W tym czasie wylatywałem w powietrze, spadałem, ciągnęło mnie również pod wodą i obracało w powietrzu. Korygowaliśmy prędkość jazdy, kąt i napięcie liny, moment startu zarówno mojego, jak i samochodu. W pewnym momencie dobrze ustawiliśmy auto pod wiatr, nabraliśmy dużej prędkości i udało się! W maksymalnym punkcie wzbiłem się na 68 metrów, a później w miarę bezpiecznie wylądowałem daleko od brzegu – dodaje Victor Borsuk.
Borsuk to siedmiokrotny mistrz Polski w kitesurfingu, wielokrotnie stawał na podium zawodów Pucharu Świata w konkurencji freestyle.