TRÓJMIEJSCA 
PRZEMYSŁAWA MIARCZYŃSKIEGO

TRÓJMIEJSCA to stały cykl magazynu Prestiż, w którym znani i lubiani opowiadają o swoich ulubionych miejscówkach, głównie tych trójmiejskich, ale nie tylko. Ulubione restauracje, puby i kluby? Najlepsze miejsca na spotkanie biznesowe, czy plotki z koleżanką przy kawie. Miejsca, które przywołują wspomnienia... o tym wszystkim rozmawiamy z ciekawymi mieszkańcami Trójmiasta. Tym razem o miejscach, do których wraca z sentymentem oraz o tym, gdzie najchętniej zaszywa się by odpocząć, opowiada Przemysław Miarczyński, brązowy medalista olimpijski w windsurfingu.

Lubię Trójmiasto, bo można tutaj złapać oddech. Ciężko znaleźć drugi taki region w Polsce, gdzie możemy spacerować brzegiem morza, a po chwili znaleźć się w lesie. Uwielbiam sport, a tutaj są bardzo dobre warunki, aby go uprawiać. Regularnie biegam oraz jeżdżę na rowerze górskim i szosowym. Uwielbiam dni, kiedy razem z rodziną mogę wybrać się na spacer. Tak po prostu. Mieszkamy w Sopocie, niedaleko Zatoki Sztuki. Często korzystamy z parku, który znajduje się tuż obok. Dzieci mają tam plac zabaw, a my z żoną możemy spokojnie porozmawiać. 

Wielkim sentymentem darzę Sopocki Klub Żeglarski, z którym jestem związany od najmłodszych lat oraz Zatokę Gdańską. Żeglarstwo to dla mnie nie tylko praca, ale przede wszystkim odprężenie. Pływanie na desce traktuję jako odskocznię od trosk dnia codziennego. Nie wyobrażam sobie życia bez windsurfingu. 

Gdy wracam wspomnieniami do mojego dzieciństwa, widzę budkę z tostami tuż przy plaży w Sopocie. To były zwykłe tosty. Dwa kawałki chleba z opiekacza, a w środku – ser, szynka i keczup. Do dziś pamiętam ten smak, kiedy głodni zajadaliśmy się nimi po treningu. Miałem wówczas nie więcej niż 12 lat.

Gdy byłem trochę starszy, często chodziliśmy do miejsca, które nazywało się Loch Ness. Właściciele tej kawiarni byli związani z windsurfingiem. Na suficie zawieszony był żagiel. Za dnia zamawiałem tam kawę z moją ówczesną dziewczyną, a obecnie żoną, natomiast wieczorem – piwo z kolegami. Szkoda, że to miejsce już nie istnieje. 

Moja żona zawsze była tą połową naszego związku, która dbała, żebyśmy mieli kontakt z kulturą. Często odwiedzaliśmy Scenę Letnią w Orłowie. To dzięki żonie wiedziałem, co dzieje się w teatrze oraz kinematografii. Chodziliśmy na randki m.in. do Kina Neptun. Do dzisiaj dba, żebym wiedział, co w kulturze piszczy. 

Jestem miłośnikiem włoskiej kuchni. Uwielbiam makarony, ponieważ są proste w przygotowaniu i sam je sobie przyrządzam na moich zagranicznych wyjazdach. Poza tym – kocham pizzę. Uważam, że najlepszą serwują w Ristorante Tesoro w Sopocie. Kiedy najdzie nas ochota na polską kuchnię, idziemy do Karczmy Irena w Sopocie. Lubię zamówić wówczas schabowego z ziemniakami i kapustą. Tradycyjnie, po polsku. 

Ostatnio, odkryliśmy z żoną restaurację Sopocki Młyn. Mają tam pyszne pierogi z kapustą i grzybami. Żonie smakowały pierogi ruskie, natomiast dzieci wybrały wersję na słodko – z jagodami i twarogiem. Mimo, że moje serce należy do Sopotu, czasami zdarza mi się wybrać do Vinegre di Rucola w Gdyni. Od czasu d czasu jadam również w restauracji Mesa, zlokalizowanej w Sopockim Klubie Żeglarskim.  

Mamy z żoną dwójkę małych dzieci, więc bardzo ciężko wybrać się na randkę tylko we dwoje. Na prawdziwej randce byliśmy ostatnio W Dobrym Gronie przy Haffnera w Sopocie. Ze znajomymi natomiast lubię wyskoczyć do sopockiego Whiskey on the Rocks, a także do Spatifu. Może i nie jestem oryginalny, ale od lat znam właścicieli Spatifu i często po różnych moich zwycięstwach, właśnie tam świętowaliśmy.  

Zawsze prowadziłem zdrowy styl życia. Przez większość czasu musiałem pilnować diety i wagi. Te zasady weszły mi w nawyk. Mamy z rodziną zdrowe podejście odnośnie odżywiania i staramy się kupować produkty wyłącznie ze sprawdzonych źródeł na Sopockim Rynku. Latem, bardzo często chodzimy z rodziną na lody. Nasze ulubione zamawiamy w lodziarni Bacio Di Caffe w Sopocie. W sezonie nie potrafimy sobie odmówić również gofrów z budki. Zimą można nas spotkać np. w Przywidzu na stoku narciarskim. Może i nie jestem mistrzem tej dyscypliny, ale mogę się pochwalić, że idzie mi całkiem nieźle.

 

PRZEMYSŁAW MIARCZYŃSKI 

Pseudonim Pont, polski żeglarz, brązowy medalista olimpijski z Londynu – jest najstarszym i najbardziej utytułowanym zawodnikiem w polskim teamie. Świeżo upieczony wicemistrz Polski seniorów w Olimpijskiej Klasie RS:X 2016! Pierwsze tytuły mistrza świata w windsurfingowej klasie Mistral zdobywał już jako junior. Przepustką do kariery seniorskiej stanowiły dla niego dwa tytuły mistrza świata juniorów (1995-96). Reprezentant klubu SKŻ Ergo Hestia Sopot.