Widok był niecodzienny. Ustawieni w rzędzie policjanci w pełnym rynsztunku. Od brzegu morza, aż po koniec plaży. Drugi rząd oddzielał plażę od gdyńskiej mariny i plac zabaw dla dzieci. Trzeci zagradzał drogę z plaży do Muzeum Marynarki Wojennej. Tylko dostęp do wody był wolny. 

W ten sposób policji udało się wydzielić na gdyńskiej plaży prostokątną strefę w środku której znalazło się kilkudziesięciu kibiców Pogoni Szczecin oraz jedna rodzina, która zapewne jeszcze przed ich przybyciem rozstawiła swój wielki parawan. Rodzina leżała, kibice też, a co poniektórzy zażywali kąpieli. Poza tą super strefą przechadzało się mnóstwo gapiów oglądając niecodzienne widowisko. Ot, letnia niedziela w centrum Gdyni.

Początkowo byłem zdziwiony całą akcją. Wszystko wyglądało nieco komicznie, wręcz groteskowo. Szczególnie na placu zabaw pełnym dzieci, po którym przechadzali się ubrani w ochraniacze, kaski, tarcze, a nawet miotacze gazu policjanci. Kilku funkcjonariuszy było rozmownych.

- Służę w policji 17 lat, ale takiej akcji nie pamiętam – mówił jeden z nich wyraźnie zażenowany uczestnictwem. 

Z czasem moje rozbawienie minęło. Nie tylko z powodu zażenowania samych policjantów, ale tego, że ta cała ta groteska miała jakiś sens. Wystarczyło przejść się po placu zabaw, obok którego w knajpie siedzieli pijani kibice. Obecność policji dawała jednak poczucie bezpieczeństwa przebywającym tam ludziom i w jakiś sposób działała hamująco na kibiców. Szkoda jednak, że w ogóle dopuszczono ich na plażę, wtedy może całej groteski, a i zażenowania samych policjantów stojących kilka godzin na plaży można by uniknąć. 

Kilka lat temu, a dokładniej w 2011 roku kibice Pogoni Szczecin gościli w Świnoujściu z okazji meczu ich drużyny z tamtejszą Flotą. Po meczu (przegranym przez Pogoń) kibole – jak  to mają w zwyczaju  szukali zaczepki, a przy okazji zapragnęli zgodnie z kibolskim obyczajem wyżyć się na rzeczach martwych (oczywiście nie swoich). 

Wtedy niezwykle fajnie zareagowała zachodniopomorska policja. Zamiast wcielać się w rolę osobistych ochroniarzy towarzyszącym kibicom w ich wędrówkach – KWP w Szczecinie – zadecydowała, by utworzyć coś w rodzaju „obozu przejściowego” koło świnoujskiego dworca. Kibiców zgoniono w kupę, posadzono na trawniku i otoczono sanitarnym kordonem. Kilka godzin potrzymano, po czym wsadzono do osobowych wagonów i wysłano do Szczecina.

„Policja nas otoczyła, wyprowadziła z dworca, jesteśmy przetrzymywani na deszczu i chłodzie, nie mamy nic do picia ani do jedzenia. Nikt nie chce z nami rozmawiać. Jesteśmy zdezorientowani. To jest poniedziałek i bardzo wielu ludzi chciałoby iść do pracy”  – opowiadał Radiu Szczecin już po zajściu zaskoczony kibic.

Można? Można. Policja wydaje się jednak być całkowicie osamotniona w walce z kibicami. Ani kluby piłkarskie, ani samorządy nie wykazują zainteresowania problemem. A powinni. Świnoujską akcję można przecież powtarzać, a do partycypacji w kosztach zmusić kluby piłkarskie i Ekstraklasę S.A. Oczywiście na dobrowolną wpłatę nie ma co liczyć, to kwestia rozwiązań systemowych. 

Warto też, by nad problemem pochylili się samorządowcy, którzy wspierają finansowo kluby. Wydzielanie sektora w najlepszej części plaży specjalnie dla pijanych kibiców nie służy chyba promocji Gdyni. Akurat tego samego dnia, gdy kibicom wydzielono plażę w tym samym miejscu trwała kolejna runda Klubowych Mistrzostw Polski w żeglarstwie. Niektórzy przyjezdni obserwatorzy mieli więc niezły ubaw. 

Samorządy wspierają finansowo kluby, wystarczy więc, że uzależnią dalsze finansowanie od ich poważnego podejścia do kwestii kibiców. Dzisiaj stadiony są bezpieczne, za to gorzej jest na ulicach. I na plażach.