Rozszarpana przez szympansa kurtka, atak anakondy, czy krwiożercza tchórzofretka to tylko niektóre z przygód, jakie przydarzyły się dyrektorowi Zoo w Gdańsku, Michałowi Targowskiemu. Nam opowiedział, czym jeszcze zaskakują go na co dzień mieszkańcy Ogrodu Zoologicznego.
Panie dyrektorze, po tylu latach pracy w ogrodzie zoologicznym w Gdańsku, czy jeszcze jakieś zachowania zwierząt są dla pana nie do końca zrozumiałe?
Zawsze trzeba mieć dystans i świadomość, że zwierzę może zareagować w sposób całkowicie nieprzewidywalny. Największe problemy są oczywiście ze zwierzętami dużymi i drapieżnymi, które potrafią być też niezwykle wdzięczne, co nas fałszywie uspokaja. Pamiętamy wszyscy jeszcze niedawną sytuację, gdy nasz lew niespodziewanie zaatakował samicę i udusił ją. Lew jest zwierzęciem stadnym i dba o swoją „rodzinę”, jednak oczekuje też uległości. Widocznie lwica nie chciała się mu podporządkować.
Relacje damsko - męskie, a raczej te między samicami i samcami chyba zawsze pozostaną nieprzewidywalnymi…
To prawda. Żyliśmy też w przekonaniu, że kondory są ptakami, które dobierają się w pary na całe życie. Tymczasem nasze kondory, choć przeżyły ze sobą przeszło 40 lat, nagle „rozstały się”. Kilka lat temu samiec pobił samicę i nastąpił rozwód (śmiech). Najbardziej nieprzewidywalne są jednak te zwierzęta rozwinięte intelektualnie, jak na przykład szympansy. Pracując z nimi każdego dnia doświadczamy raczej samych pozytywnych uczuć, trzeba jednak mieś świadomość, że przekroczenie pewnej linii poufałości może się po prostu źle skończyć. Sam się o tym zresztą przekonałem.
O! Co się stało?
Znów musimy się cofnąć do lat 90. ubiegłego wieku. Przez kilka dobrych lat odwiedzałem raz w tygodniu Telewizję Gdańsk z jednym z mieszkańców Zoo i opowiadałem o nim, a całość kończyła się zagadką i konkursem. Z czasem zaczęły jednak kończyć się nam możliwości. Wpadłem więc na pomysł, że tym razem wezmę ze sobą do studia anakondę. Pracownicy Ogrodu ostrzegali mnie, że jest wredna, ale ja odpowiedziałem, że przecież nie z takimi przypadkami dawałem sobie radę. Kiedy w czasie trwania programu wyciągnąłem ją już z worka, momentalnie owinęła się wokół mojej ręki. Poczułem potworny ścisk, ale oczywiście udawałem, że nic się nie wydarzyło i „flegmatycznie” próbowałem ją ściągnąć. Zacząłem już czuć mrowienie… Jak udało mi się ją wreszcie ściągnąć, nie pamiętam, ale podobno nie było po mnie widać, że toczę taką walkę
W studiu telewizyjnym niejeden człowiek zachowuje się inaczej niż zazwyczaj, a co dopiero zwierzę.
Mieliśmy kiedyś bardzo oswojoną tchórzofretkę o wdzięcznym imieniu Franuś. Od małego się nim zajmowaliśmy i śmialiśmy się nawet, że można z niego zrobić supełek i nawet by nie pisnął. Zdecydowaliśmy więc, że Franuś też pójdzie z nami do telewizji. Czołowa wówczas dziennikarka Telewizji Gdańsk zapytała, czy też może wziąć go na ręce. Coś jednak się naszej małej tchórzofretce nie spodobało i Franuś dotkliwie ugryzł panią redaktor, a wszystko to na oczach widzów.
Czyli to kolejny dowód na to, że ze zwierzętami wszystko jest możliwe?
Zwierzęta, poza nielicznymi wyjątkami tak naprawdę nie lubią czułości. To jest fałszywy obraz, że lubią być kiziane i miziane. Dlaczego zdarza się, że w relacji człowiek-zwierzę, dochodzi do tragedii? Często właśnie dlatego, że człowiek jest zaskoczony taką, czy inną reakcją zwierzęcia. Odchowanie, czy karmienie nie są czynnikami, które zapewnią nam to, że dany osobnik podporządkuje się i to tyczy się także zwierząt domowych. Pamiętajmy o tym.