Na szczęście mogę o sobie powiedzieć, że nie jestem uzależniony od internetu. Korzystam z niego codziennie, gdyż jest mi potrzebny do pracy. Dla mnie to źródło informacji, z których później tworzę audycję. Nie zastępuje to jednak pomysłów, które mam w głowie. Gdyby mój redakcyjny kolega pewnego dnia, po kryjomu nie założył mi konta na Facebooku i nie podał hasła, które sam wymyślił, to prawdopodobnie nie istniałbym na tej płaszczyźnie do dnia dzisiejszego.
Do niedawna uważałem, że Facebook jest mi zupełnie niepotrzebny. Mój facebookowy stwórca przekonał mnie, że to medium jest niezbędne do pracy, którą wykonuję. Jeśli tworzę audycję i zapraszam zespół, który zagra na żywo, a nie publikuję takiej informacji w internecie, to poniekąd jest to strzał w kolano.
Konto na Facebooku mam od ponad roku i już widzę różnicę w funkcjonowaniu. Kontaktują się ze mną osoby, których nie widziałem od „stu lat”. Ostatnio odezwał się do mnie kolega ze szkolnej ławki, który wraz ze swoim projektem bierze udział w konkursie w Cannes. Uchylając rąbka tajemnicy, będzie to zupełnie inny film o Beksińskich, materiał dokumentalny, stworzony z nagrań Zdzisława Beksińskiego.
Praca dziennikarza wymaga bycia na bieżąco. Trzeba wszystko wiedzieć, aby się nie okazało, że pominąłem ważny fakt, bo przyszedłem nieprzygotowany do studia. Przykładowo, podczas audycji dowiaduję się, że zmarł jakiś wybitny wokalista, a ja o tym nie wspomniałem. Może jest to brutalny przykład, ale tak to działa.
Nie wyobrażam sobie obecnie funkcjonowania bez internetu. Pod względem komunikacyjnym to genialne narzędzie, bardzo ułatwia mi pracę. Dzięki niemu otrzymuję takie wiadomości plus audio prezent: „Paweł, wrzuciłem Ci na Facebooka swoją nową płytę, weź sobie ściągnij i możesz grać! Premiera będzie za tydzień, ale wysyłam Ci już teraz”.
Apka numer jeden w moim telefonie, pod względem muzycznych nowinek na trójmiejskiej scenie festiwalowej to Open’er Festival 2017 – śledzę na bieżąco. Komunikatory, które używam to Messenger oraz WhatsApp , dla moich potrzeb idealne! Nie mam ulubionych aplikacji na moim smartfonie. Nie używam również Shazam, w tym wypadku przewodzę nad Internetem, gdyż sam rozpoznaję utwory, które mnie interesują.
Nie mam Snapchata ani Instagrama. Pod tym względem troszkę stronię od social mediów, gdyż jestem zniesmaczony uzewnętrznianiem wszystkich aspektów naszego życia. Nikt przecież nie musi wiedzieć, że teraz siedzimy tu razem i rozmawiamy, nikt nie musi wiedzieć co jadłem na obiad.
Doceniam internet za możliwości jakie daje. Te możliwości pozwoliły mi prowadzić audycję z Islandii. Fantastycznie jest nadawać swój program z „końca świata” w jakości transmisji jeden do jednego. Gdyby nie internet, moja radiowa przygoda na Islandii nie miałaby sensu, a tak mogłem przeprowadzać wywiady, chodzić na koncerty i przekazać przez radio trochę innego klimatu. Parę lat temu mogłem sobie jedynie nagrać te wywiady na magnetofon i wrócić z nimi do Polski.
Nagminnie słucham radia w Internecie, nie tylko stacji stricte tych internetowych. Przysłuchuję się audycjom rozgłośni, których nie mogę odtworzyć normalnie przez głośniki mojego odbiornika. Mam tu na myśli radio BBC oraz Radio X London FM. Jestem fanem audycji, które w radiu X London prowadzi Robert Smith, wokalista zespołu „ The Cure”.
Wydaje mi się, że internet to jedno z najważniejszych osiągnięć ludzkości. Jest trochę dla leniwych, lecz ponoć to domeną ludzi inteligentnych jest, aby ułatwiać sobie życie i dbać o własny interes. Wyjątki potwierdzają regułę. Tym wyjątkiem jest artystka – Julia Marcell. Znam, uwielbiam, szanuję! Ona dzięki serwisowi Stellaband.com, zgromadziła pieniądze na nagranie własnej płyty.
Jestem konkretnie uwarunkowanym fanem zakupów online. W internecie jest wszystko. Skarbnica wiedzy wszelakiej, właśnie z tych względów postanowiłem zasięgnąć informacji o sobie. Przyznaję się, raz czy dwa, zdarzyło mi się „wygooglować” swoje imię i nazwisko, z obawy co się pod tym hasłem kryje i co o mnie piszą. Na szczęście nie spotkałem się zgryźliwymi komentarzami.
Jeśli mam do wyboru gazetę w wersji elektronicznej, a papierowym, wybieram wersję online. Otwieram stronę i czytam. Krótsza i szybsza droga. Co do „internetowych znajomości”, dla mnie jako dziennikarza muzycznego bywają czasem bardzo przyjemnym zaskoczeniem, ostatnim z nich był polski zespół Lorein. Zauroczyli mnie, o takich znajomościach mogę mówić, że są warte grzechu.