Miejski Ogród Zoologiczny Wybrzeża – tak długą nazwę gdańskie Zoo nosi od dnia otwarcia, a więc 1 maja 1954 roku. Po przeszło 60 latach zmianie ulegnie nie tylko szyld, ale i logo. O nadchodzącej transformacji opowiada dyrektor Michał Targowski.
Dotychczasowa nazwa wydaje się być za długa i zupełnie niezrozumiała dla osób spoza naszego kraju. Panie dyrektorze, jakiej metamorfozy możemy się spodziewać? Nasze miasto postanowiło utworzyć wspólną pulę nazewnictwa i logotypów dla wszystkich instytucji, które działają pod jego egidą. Zoo również znajduje się w gdańskiej drużynie, stąd otrzyma miano Gdański Ogród Zoologiczny. Na samochodach za to pojawi się oznaczenie ZOO Gdańsk, jak Zoo Londyn, Zoo Berlin, Zoo Poznań, czy Zoo Wrocław. Ta identyfikacja będzie przynajmniej całkowicie klarowna. Uważam, że to bardzo dobrze. Funkcjonująca dotychczas nazwa nie sprawdzała się. Była przede wszystkim trudna do zapamiętania, ale także była kompletnie nieidentyfikowalna zagranicą. Całość wynikała jednak zapewne z powodów propagandowych. W latach 50., czy 60. ubiegłego wieku wszystko bowiem musiało powstawać w atmosferze propagandy i wszystko miało być największe i najpiękniejsze. Posiadamy zresztą wycinki prasowe z tamtego okresu, które stanowią tego niezbity dowód. Od wielu lat nieodłącznym symbolem Zoo w Oliwie jest kondor i aż trudno sobie wyobrazić, że wkrótce go zabraknie… Z sentymentem muszę przyznać, że gdzieś w głębi duszy odczuwam żal, choć nie pretensję, że z naszego logo znika głowa kondora. Był on symbolem ogrodu i pewną rozpoznawalną marką od przeszło 25 lat. Wcześniej symbolem był żubr, ale to wynikało również z pobudek propagandowych. Teraz miasto Gdańsk utworzyło ujednolicony logotyp dla wszystkich podległych mu instytucji. Pocieszam się jednak, że w herbie znajdują się lwy, więc akcent zwierzęcy jest (śmiech). W jaki sposób kondor uzyskał to miano? W 1968 roku ogród otrzymał dwie pary tych ptaków z Rosario w Argentynie. Wówczas takie wymiany zwierząt były możliwe. Te kondory jeszcze żyją i spodziewamy się, że mają ok. 70 lat, bo przybyły do nas już jako osobniki dorosłe. Od 1981 roku wykluło się u nas 17 osobników. Rozmnażanie ptaków drapieżnych w warunkach niewoli jest szalenie trudne. Potrzebują specyficznych warunków, gdyż na wolności robią to przecież z dala od człowieka, z dala od zgiełku. Tam, gdzie np. rozmnażają się orły, tworzy się specjalne strefy ochronne, gdyż są one bardzo wrażliwe. Zaniepokojone po prostu porzucają gniazdo z całą jego zawartością. Podobnie czynią kondory. Tak. To ptaki Ameryki Południowej, żyjące wysoko w Andach, tam nie ma tłumów ludzi, ani wrzasków. W 1981 roku była to prawdziwa sensacja, ale widocznie ptaki uznały, że warunki im sprzyjają, choć zupełnie obiektywnie, wówczas nie miały spektakularnej woliery. Kolejny przychówek pojawił się w 1984 roku, potem nastąpiła cudowna passa. My, jako pracownicy zoo zabieraliśmy jaja, bo ptaki je niszczyły. Kupiliśmy inkubator, dość prosty, służący do inkubacji jaj kurzych. Dużo czytaliśmy o tym, jak stworzyć odpowiednie warunki dla małego kondora. Prawidłowa wilgotność i temperatura pozwoliły nam osiągać kolejne sukcesy. 17 wyklutych kondorów to faktycznie tak duży sukces? Jest to ewenementem na skalę europejską i udało się tylko w Gdańsku. W latach 90. stworzyliśmy „masową produkcję”. Zabierając jajo sprawialiśmy, że ptaki miały drugi sezon lęgowy, co w warunkach naturalnych zdarza się raz na 2 lata. Trudno się tym chwalić, bo zaburzaliśmy naturalny rytm, ale z drugiej strony staliśmy się rozpoznawalni, wysyłając ptaki m.in. to Anglii, Hiszpanii, czy też do polskich miast. Ostatni przychówek pojawił się w 2009 roku. Teraz pary żyją osobno, ponieważ ptaki pokłóciły się, a gdy pojawił się między nimi konflikt, nie ma szans na ponowne „zejście się”. Ale jest szansa na kolejne pisklęta, prawda? Pod lasem, przy parkingu znajduje się duża woliera. Wydaje się, że położona jest w osamotnieniu, ale żyje tam młoda para kondorów, która powstała z naszych przychówków. Warto wspomnieć, że kondor nabiera dorosłych cech po 10. roku życia, a w wieku 15-18 lat próbuje wejść w cykl rozrodczy, a więc jest szansa, że wkrótce pojawi się jajo. Tam nikt im nie przeszkadza, jeśli więc ten plan się uda, to historia zatoczyłaby koło, a sukces byłby nieprawdopodobny. Byłby to pierwszy przypadek na świecie, kiedy to drugie pokolenie niespokrewnionych ze sobą osobników, które wykluły się w jednym zoo, dają potomstwo. Każdy rok niesie za sobą nadzieję.