Ma termostat z żelaza. Ma pasję, szeroką wizję a przede wszystkim pomysł na siebie. Taki pomysł, że normalnemu śmiertelnikowi natychmiast cierpnie skóra. Mistrz Polski w pływaniu ekstremalnym, któremu nie straszne są wody Syberii. Uczestnik mistrzostw świata na Syberii. Przedsiębiorca, triathlonista, facet, który nie potrafi spędzać czasu statycznie przed telewizorem. Piotr Biankowski, dla wielu szaleniec, dla innych guru i wyrozumiały nauczyciel, który zawsze służy wsparciem, bo woda to żywioł. O tym nigdy nie zapomina.
Ile pan ma lat?
Oj dobre pytanie (śmiech). Mam 41.
Mężczyzna gdy dociera do pewnego wieku ma poczucie, że musi tu i teraz coś ważnego zrobić? Z panem też tak było? Dopadł pana kryzys wieku średniego?
Ze mną zaczęło się tak dziać szybciej. Niekoniecznie z zimowym pływaniem, które wyszło w rezultacie moich działań. W pewnym momencie postanowiłem zadbać o siebie – powalczyć z nadwagą, zrobić coś dla zdrowia. Namówiłem kilku kolegów i zaczęliśmy się ruszać. Był rower, który zmienił się w triathlon, gdzie po raz pierwszy wystartowałem 3 lata temu, podejmując walkę na krótkim dystansie.
Cały czas triatlonista?
Staram się, startuję systematycznie, zrobiłem już dwukrotnie połówkę (½ w zawodach cyklu Iron Man). Ostatnio miałem czas 27 minut. Najprzyjemniejsza rzecz dla mnie to pływanie. Łapię się na tym, że zawody to dla mnie tylko pływanie a bieganie i rower dzieją się tak trochę na doczepkę, siłą ciężkości.
Wcześniej grał pan w rugby. Były rugbista pozwolił sobie na brzuszek i nadwagę?
O, to dosyć normalne. Kiedy przestałem trenować organizm przyzwyczajony do systematycznego wysiłku pokazał że będzie trudno pozostać przy tym co było kiedyś. Normalne życie, praca, dom, obowiązki. Systematyczność sportowa gdzieś ucieka i niestety w konsekwencji spojrzałem pewnego dnia w lustro myśląc: „cholera, dobrze nie jest”.
Postanowił pan być niebanalny i zamiast popularnego morsowania rzucił się od razu na wyczyny na czas w lodowatej wodzie?
Nigdy nie próbowałem morsować. Mnie zainspirowały zawody triathlonowe w Olsztynie, podczas którego wielu zawodników zanotowało właśnie w wodzie spore problemy. Temperatura wody wynosiła 14 stopni C, a wielu zawodników poddało się, mimo że płynęli w piankach. Pierwszy raz widziałem, że kilkadziesiąt osób odpadło.
14 stopni Celsjusza to dużo czy mało?
To jest zimna woda, ale proszę pamiętać, że byliśmy w piankach. To ogromna pomoc, bo jest izolacja.
Jaka jest temperatura wody w basenie dla zawodowych pływaków?
26 – 27 stopni Celsjusza. Niech się pani rozejrzy na basenie, mimo tej temperatury ludzie i tak się trzęsą. 14 stopni powoduje zaciskanie w klatce piersiowej, trzeba ten moment przetrwać i robić swoje.
Jaki najdłuższy dystans pan przepłynął?
W mojej dyscyplinie są dwie federacje IWSA i IISA. Pierwsza organizuje wyścigi na dystansie zaczynającym się od 25 m a kończącym na 450 metrach, natomiast druga ma koronny dystans kilometra. O tym dystansie mówi się, że jest to wyzwanie porównywalne ze zdobyciem Mount Everest. Jeszcze go nie płynąłem. 500 metrów pokonałem w 8 minut, pomaga mi to, że szybko pływam.
Wielu śmiałków rywalizuje na tym dystansie?
Powiem na przykładzie mistrzostw świata na Syberii. Było 1200 uczestników a do 450 metrów podeszło koło 100. Temperatura wody 0 stopni, powietrze na minusie.
Jest pan twardym gościem, który zawsze płynie do mety? Wychodzi pan ze strefy komfortu i za nic nie odpuszcza?
Pewnie gdybym miał bardzo duży dyskomfort, poddałbym się mimo wszystko.
Co to jest duży dyskomfort?
Jeszcze nie poznałem. Na razie obserwuję ludzi, obserwuję siebie.
Jak wygląda woda? Stwarza wrażenie lodowej kaszy, która spowalnia każdy ruch.
Zawody są zawsze dobrze przygotowane. Na Syberii pracowały silniki, które rozbijały zamarzającą taflę tworząc nam możliwość by płynąć. Kaszę, o której pani mówi, obsługa systematycznie wyciągała podbierakami. Koło zera na termometrze mamy kaszę, jak są 2 stopnie woda jest normalna. Tyle, że zimna.
W warunkach domowych ma pan inne pojęcie co to jest zimna woda?
Najgorsze jest stanie pod prysznicem (śmiech)! Ja unikam zimnej wody! Poważnie mówiąc to sporo czytam i dowiedziałem się, że najgorsze co może się przytrafić to wychłodzenie organizmu.
Wychłodzenie organizmu, czyli dokładnie co?
Jak się straci kontrolę i nie wyjdzie w odpowiednim momencie. Czytałem, że wtedy fajnie się dzieje, bo jest bardzo błogo. Podobno. Taki efekt gór, strefa śmierci i hipotermia. Wychłodzenie wprowadza w błogostan. Po wyjściu z wody trzeba przede wszystkim zapanować nad euforią i błogostanem. Przejść przez proces powrotu do rzeczywistości i normalnego funkcjonowania organizmu. Dopiero wtedy jest koniec wyzwania. Pływanie lodowe, zimowe to nie tylko sam fizyczny akt. To przygotowanie mentalne przed wejściem do lodu, opanowanie często nieprzewidywalnych reakcji organizmu. Proszę mi wierzyć, że to długa i wymagająca podróż.
Zdarza się z biletem w jedną stronę?
Zdarza. To ekstremalna dyscyplina, w której podstawą jest kontrola umysłu nad organizmem, jego reakcjami, które aby przetrwać musimy rozumieć. Z pokorą, ale bez lęku pamiętając, że najważniejsze jest wyczucie granicy, której nie można przekroczyć.
Jakie jest uczucie w momencie wejścia do tak lodowatej wody? Z plażą i bosą stopą w słońcu ma chyba niewiele wspólnego.
Tego się nie pamięta. Wychodzimy z ogrzewanego pomieszczenia, podchodzimy do słupków, trwa to bardzo krótko więc jest mało czasu, aby się rozebrać. Trzeba wejść do wody.
Rozebrać? To w czym pan pływa?
W slipkach. Pianek brak! Wchodzimy do wody, musimy być zanurzeni, trzymając się jedynie jedną ręką, która jest na wierzchu. Myślę sobie, że gorsza sprawa jeśli musiałbym wskakiwać, a tak wchodzę, zanurzam się do szyi, łapię oddech i czekam na sygnał startowy.
Co się dzieje ze skórą? Żyjąc w naszej strefie klimatycznej to raczej nie jesteśmy do czegoś takiego przyzwyczajeni.
Reakcja skóry jest fajna. Wychodząc z wody mamy uczucie jakby się przez moment było w kombinezonie. Wszystko jest zwarte. Dlatego kobiety bardzo lubią morsować, kiedyś zrobiły sobie lodowe Spa i były tak zachwycone tym, co się dzieje z ciałem, że zapomniały o tym, że ja wśród nich siedzę!
Jak się zaczęła pana przygoda z ekstremalnym pływaniem?
Kolega, mors z triatlonu powiedział: - Piotr, w Gdyni są międzynarodowe mistrzostwa morsów. Zimnej wody się nie boisz, więc wejdź i zobacz. Namawiał i namówił. Zapisałem się na najdłuższy dystans 450 m i udało mi się go wygrać. Spodobało mi się, jestem, nadal trenuję, pływam i popularyzuję dyscyplinę. W Europie popularność jest spora, najlepszym pływakiem jest Peter Stoichev, obecny minister sportu w Bułgarii. Jest on rekordzistą kanału La Manche, wygrał ostatnio zawody na Syberii. Spotkam się z nim na mistrzostwach świata w Niemczech na dystansie 1 kilometra.
Co się dzieje po wyjściu z lodowatej wody, np. na wspomnianej Syberii?
Po wyjściu każdy zawodnik ma swojego pomocnika, który się nim opiekuje. Trafiamy od razu do łaźni, nogi wkładając do miski i proszę mi wierzyć, nie czułem czy to była ciepła czy gorąca woda. Panie okładały nas gorącymi ręcznikami. Potem idziemy do namiotu, w którym jest sauna. Tam się rozluźniamy, rozmawiamy. I jak Stoichev powiedział, że były to jego najcięższe zawody, ja poczułem się jak mistrz, że dałem radę!
Na pierwszy rzut oka i to wrażenie, o którym pan mówi, to dla oglądających nic trudnego. Gdzie to ekstremum? Gdzie ta zimna krew?
Zimna krew, czyli zachowanie spokoju umysłu jest zawsze. O hipotermię, która przy takiej temperaturze może mieć miejsce, nigdy się nie proszę. Cały wyczyn polega na wytrzymaniu odczuć i reakcji organizmu na odpływ krwi z kończyn do rdzenia, aby chronić narządy centralne. To na początek, a po wyjściu z wody silne i dotąd niezbadane reakcje psychiczne w mózgu gdy miesza się zimna krew z ciepłą. To właśnie ta nasza pływacka zimna krew.
Pana co inspiruje?
Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami.
Po puchary sięga Pan łatwo? Obronił pan kilka dni temu tytuł mistrza Polski.
W tym roku wygrałem Silesia Winter na dystansie 450 metrów, w Mistrzostwach Świata rozgrywanych na Syberii byłem piąty. Ubiegłorocznego Mistrza Morsów zdobyłem w kraju w Gdyni i kolejne złote 450 metrów wypływałem na gorąco w pierwszy grudniowy weekend w Gdańsku. Dzieje się piękna historia więc czas popłynąć z prądem po największe marzenia. Moje wyniki to dobry prognostyk, bo kiedy jak nie teraz podejmować największe wyzwania? World Cup IWSA Łotwa, Anglia, Szwecja, Estonia, w międzyczasie grudniowa Anglia i zawody Chillswim z próbą na 1 km. Są jeszcze mistrzostwa świata federacji IISA na 1 km. Plan marzenie to projekt Polish Ice Seven.
Co to za projekt?
Chcę przepłynąć milę w 7 miejscach, na wszystkich kontynentach. Nikt wcześniej tego nie dokonał. Jedna z tych prób musi się odbyć w temperaturze poniżej 1 stopnia Celsjusza. Odrobiłem lekcję pokory i zaatakuję milę gdy będę pewien, że jestem gotowy. Pod każdym względem. Na wszystko.