Przygoda ma to do siebie, że nie można jej do końca zaplanować - te słowa Marcina Gienieczko idealnie pasują do tego, co dzieje się na trasie wyprawy Philips Mercedes Extreme Life. Samotna eksploracja Australii dostarcza Marcinowi coraz więcej wrażeń.
Po pokonaniu pierwszego etapu wyprawy, czyli przejechaniu ponad 2100 km na rowerze z Darwin na północy Australii do Newman w zachodniej części kraju, Marcin Gienieczko wyruszył na drugi etap, czyli samotną wędrówkę przez niebezpieczną i zdradliwą Pustynię Gibsona. Niestety, ostra jak brzytwa, pustynna trawa spinfex bez problemu przecinała i tak już wzmacniane opony specjalnego wózka z ekwipunkiem, który Marcin ciągnie za sobą. Kolejne naprawy uszkodzonych opon nie miały sensu. Marcin skorzystał z pomocy przejeżdżających akurat tubylców i zawrócił do Newman. Tam dokonał niezbędnych napraw, ale też postanowił zmienić trasę wędrówki.
- Niestety, już drugiego dnia wózek zaczął szwankować. Koło się luzowało i po prostu spadało z uchwytu, pękła też szprycha o wygięła się piasta. Zrobiłem 100 km i nie wiedziałem co dalej. Na dodatek przyszła burza i deszcz, który pada raz na 3 lata. A właśnie teraz spadł i zrobił ze szlaku gliniane podłoże. Koła będąc juz wykrzywione zapadały się w błocie, ja również. Wózek prawie rozpadł się po kolejnych 10 km wędrówki i tym samym postanowiłem zakończyć plan ,,pustynna burza”, jak go później nazwałem. Czasem jest tak, że natura zwycięża - pisał Marcin Gienieczko w mailu do „Prestiżu“.
Te wydarzenia spowodowały kolejną zmianę planów. Podróżnik wrócił do Warburton i stamtąd wyruszył rowerem w kierunku Uluru - słynnej góry Aborygenów. Dotarł tam po 6 dniach, w czasie których pokonał 600 km po australijskich bezdrożach, mijając po drodze osady Aborygenów.
- Osady aborygeńskie są bardzo zapuszczone, zaniedbane. Nie mają oświetlenia, zamiast tego Aborygeni palą ogniska koło domu - zupełnie jak w trzecim świecie, który opisywał Ryszard Kapuściński w Hebanie. Wielka góra Uluru jest naprawdę majestatyczna. Mieni się pięknie w zachodzącym słońcu, przybierając różne kolory w zależności od oświetlenia - tak swoje wrażenia opisuje Marcin Gienieczko.
Po krótkim odpoczynku pod Uluru podróżnik ponownie wsiadł na rower i obrał kierunek na Adelaide.
Jakub Jakubowski