Jakubik/ Deriglasoff: Przebojem w XXI wiek

FOTO: MICHAŁ JAWORSKI I MAŁGOSIA DERIGLASOFF

Postanowili pójść z duchem czasu, a nawet go wyprzedzić. W epoce szybkiej informacji, esemesów, skrótowości, nagrali płytę „40 przebojów”, na której piosenki nie trwają dłużej niż minutę. Czy będzie wyznaczać nową jakość w muzyce? Nawet jeżeli nie, to Arkadiuszowi Jakubikowi i Olafowi Deriglasoffowi nikt nie zabierze ogromnej frajdy, jaką mieli podczas jej nagrywania. My zachęcamy oczywiście do lektury wywiadu i do posłuchania płyty, którą za darmo możecie ściągnąć ze strony www.jakubik-deriglasoff.pl.

Panowie, jesteście stosunkowo młodym zespołem, choć jednocześnie dosyć doświadczonym, więc zacznę od podstawowego pytania: jak to się stało, że postanowiliście nagrać wspólną płytę?

Arkadiusz Jakubik: Może na początku wtrącę swoje trzy grosze: młody jestem ja, a doświadczony jest Olaf (śmiech). 

Olaf Deriglasoff: (śmiech) Najlepiej śmiać się ze swoich dowcipów, co Areczku? Ale faktycznie tak jest, że Arek robi za tego młodego, a ja za doświadczonego w tym zespole. A współpraca wzięła się stąd, że jesteśmy z Arkiem ludźmi ulepionymi może nie do końca z tej samej, ale z podobnej gliny i lubimy sobie czasami popracować dla dobra słuchaczy i odbiorców. I dla własnej przyjemności. 

A.J.: Wiele lat temu zadałem Olafowi jedno z fundamentalnych, wręcz eschatologicznych pytań: po co robić cokolwiek, na przykład muzykę? Powiedział mi znamienne słowa: robi się ją dla siebie i dla swoich przyjaciół. I myślę, że tej idei wierna jest płyta, którą razem popełniliśmy. Płytę pod tytułem „40 przebojów” zrobiliśmy właśnie dla siebie i dla swoich kumpli. A to, że chcemy by jak najwięcej osób dołączyło do grona naszych przyjaciół, to inna sprawa. 

O.D.: To oznacza tyle, że chcemy mieć jak najwięcej kumpli i przyjaciół. 

A.J.: Dokładnie. Ale nie ukrywamy też, że to wszystko dzieje się trochę na naszych zasadach, bo płyta jest jaka jest, a my szeroko otwieramy ramiona do wszystkich chętnych i ich do tego grona zapraszamy, dając im naszą muzykę. Za darmo.

O.D.: Tylko jest jeden warunek: muszą zrozumieć o co nam chodzi. Jeżeli tego nie zrozumieją, może to kumplostwo i ta przyjaźń się nie udać.

No właśnie, bo ja cały czas próbuję zrozumieć, o co wam chodzi. Bo w tym co piszecie o tej płycie, że piosenki na niej będą trwały tylko minutę, bo taki jest duch czasu, wyczuwam też jakiś bunt i niezgodę, na to co się dzieje w muzyce. Że piosenki muszą być krótkie, bo ludzie nie mają czasu na wsłuchiwanie się w dłuższe utwory. Czy dobrze odczytuję ów bunt? Czy walę kulą w płot?

O.D.: Ironia jest zawsze częścią naszego myślenia. Ale ironia miła. Nie komentujemy rzeczywistości w sposób mający na celu jedynie wyśmianie. Puszczamy z jednej strony oko do słuchaczy, z drugiej rzeczywiście te krótkie utwory świetnie zadziałały, zeszły ze sobą, a idea jest taka, że jesteśmy o krok do przodu przed wszystkimi.

A.J.: To zabawne, że faktycznie to się zadziało z pewnej idei niezgody na to, co się dzieje dokoła, na to, co Olaf znakomicie nazwał „dżinglowatością”. To czego słuchamy w radiu, co oglądamy w telewizji, kinie musi być coraz szybsze, coraz krótsze, coraz więcej bodźców musimy dawać widzowi i słuchaczowi, bo ludzie strasznie szybko się nudzą. Gdzieś przeczytałem na przykład notatkę o konkursie wierszy esemesowych, gdzie wiersz nie mógł być dłuższy niż 140 znaków! Ten świat doszedł do jakiejś debilnej krawędzi, do jakiegoś horrendalnego skrótu, ludziom wystarcza porozumiewanie się za pomocą najprostszych słów. Za chwilę porozumiewać się będziemy za pomocą onometopei, bo nasz język staje się coraz bardziej ubogi, a informacje coraz krótsze i bardziej zwięzłe. I stąd się wzięła ta płyta. Która, o paradoksie, strasznie, ale to strasznie nas kręci. Może więc faktycznie coś w tym jest, że tak właśnie będzie wyglądała muzyka w przyszłości.

Oglądając oba wasze teledyski, myślałem sobie: to są skity, czy to już jest całość? Czując w tym spory niedosyt, chęć na dalszy ciąg, rozwinięcie. Czy o ten niedosyt też wam chodziło?

O.D.: Nie do końca chodziło nam o niedosyt. Ale na pewno jesteśmy zwolennikami publiczności, która prosi o jeszcze, niż publiczności, której się zbiera na mdłości, bo dostała za dużo. Więc fajnie mieć przed sobą publiczność, która chce jeszcze. 

A.J.: O to chodzi, że numer się zaczyna, jest zwrotka, refren i nagle pach! Niespełna minuta i wszystko się nagle kończy. Robiąc różne rzeczy zawsze staram się stawiać w pozycji widza czy słuchacza. I jestem przekonany, że większość z nich będzie zaskoczona słuchając naszej płyty. Dlaczego te numery trwają tak krótko? Niedosyt jest pewną częścią pomysłu na tę płytę. Jesteśmy w trakcie prób do pierwszego koncertu, premiery tej płyty, która odbędzie się dziewiątego czerwca i czuję, że im szybciej te numery będą następowały po sobie, im więcej tego zdziwienia, zaskoczenia, niedosytu zostawimy u widza/słuchacza, tym lepiej. Na pewno nie będziemy tych piosenek przearanżowywać, by były koncertowe, dłuższe, z dłuższymi solówkami, improwizacjami. To jest absolutnie konsekwentny koncept, od początku do końca. 

Wasz teledysk, który do „Jesieni średniowiecza” nakręcił Wojciech Smarzowski jest dosyć, a nawet bardzo szokujący, wręcz makabryczny… Czy to jest wasz komentarz do tego, co dzieje się teraz na świecie?

O.D: To pytanie do Wojtka.

A.J.: Absolutnie, ponieważ Wojtek jest autorem scenariusza i to jest jego koncept. Natomiast gdy dostaliśmy jego propozycję scenariusza, było nam w to graj! Ponieważ w tym było to, na co zwróciłeś uwagę: teledysk, który nagraliśmy jeszcze w ubiegłym roku, stał się nagle i nieoczekiwanie niebywale aktualny a propos tego, co się dzieje teraz na świecie i w Europie. Czego zaczynamy się bać, czegoś, co uzewnętrznia nasze fobie. Fobie, które są w różny sposób podsycane, można absolutnie znaleźć w „Jesieni średniowiecza” Smarzowskiego. 

Autorami tekstów są Krzysztof Varga i Marcin Świetlicki. Czemu właśnie oni?

A.J.: To są moi kumple, są najlepsi w tym, co robią. Mam do nich zaufanie. I jak gdyby ich świat, ich emocje, ich przeżycia, są moimi przeżyciami. Jesteśmy z tego samego pokolenia i nie mam żadnego problemu z tym, by identyfikować się z tym, co oni napiszą.

Olaf, powiedz mi, czy te utwory, które znalazły się na płycie, skomponowałeś specjalnie na nią, czy są to pomysłu, które miałeś już wcześniej?

O.D.: Płyta, którą zrobiliśmy z Arkiem powstała w trzy miesiące od A do Z. Obaj lubimy pracować – to nie żart, ani ironia, tak po prostu mamy – i umawialiśmy się w ten sposób, że Arek przyjeżdżał do mnie we wtorek i śpiewał trzy utwory. W momencie, kiedy wychodził ode mnie ze studia, zabierałem się do pracy i pisałem następne trzy utwory do piątku, soboty, wysyłałem je Arkowi, a on przygotowywał do nich teksty, melodie, które chce zaśpiewać. Nie wchodziliśmy sobie w kompetencje – to znaczy Arek przyjmował moją propozycję muzyczną, ja zaś w pełni akceptowałem jego propozycję tekstową i wokalną; w jaki sposób i co chciał zaśpiewać było zupełnie po jego stronie, a jaki otrzyma podkład – po mojej. Mieliśmy mnóstwo wielkiej, niekłamanej przyjemności pracując ze sobą przy tej płycie, ponieważ obydwaj mieliśmy świadomość przekraczania własnych barier, własnych ograniczeń stylistycznych związanych z tym, co robimy na co dzień. Ja jestem rockmanem, Arek aktorem i rockmanem, ale jego zespół Dr Misio gra zupełnie inny rodzaj muzyki, Deriglasoff Band gra zupełnie inny rodzaj muzyki. Tutaj nie mieliśmy kompletnie żadnych stylistycznych wytycznych. Nie stała nad nami żadna wytwórnia, żaden producent, ani nikt, kto w jakikolwiek sposób wpływał na to, co ma się znaleźć na płycie. Na marginesie wspomnę, że mieliśmy taki oto epizod, iż poszliśmy do pewnego znajomego mającego wytwórnię płytową, z pytaniem, czy nie chciałby przypadkiem wydać tego naszego oryginalnego materiału, czegoś, co byłoby czymś zupełnie nowym dla jego słuchaczy. Odpowiedział, że bardzo chętnie, że nasze nazwiska wróżą jakieś zainteresowanie, nie widzi jednak ani jednego hita na płycie „40 przebojów”. Co wprawiło nas w niebywale dobry nastrój...

A.J.: Bo o to właśnie nam chodziło.
O.D.: Tak, to była chyba najlepsza recenzja tego, co zrobiliśmy. 

Już w dwóch pierwszych utworach, które udostępniliście słychać, że rozrzut stylistyczny na tej płycie jest spory. Sami piszecie o disco, techno, elektro-pop, hard core. Jak się w tych stylistykach się odnalazłeś, Olafie? Czy była w tym chęć zmierzenia się z stylami, których do tej pory nie ruszałeś?

O.D.: Na tym właśnie polega wolność. Jeżeli będziemy uważali siebie za punkowca,
heavymetalowca, czy każdego innego -owca, to będziemy siedzieli w bunkrze naszej stylistyki, którego ściany zaczynają się niebezpiecznie do nas zbliżać. Wolność polega na tym, że robimy dokładnie to, co w danej chwili mamy ochotę zrobić. Jeżeli mamy ochotę popływać w basenie, to nie znaczy, że musimy codziennie w nim pływać. Dzisiaj możemy popływać, następnego dnia pojechać do włoskiej knajpy, a jeszcze kiedy indziej pójść na medytację zen. I taka jest ta płyta. Gdy któregoś dnia miałem jazdę, żeby zrobić coś tanecznego, to się nie ograniczałem z tego powodu, że Deriglasoff jest nie-taneczny i nie robi takiej muzyki. Nie robię muzyki tanecznej, więc fajnie byłoby ją zrobić! Nie robię muzyki elektronicznej, więc warto byłoby ją zrobić! To jest płyta otwarcia, to jest muzyka, która nie zna barier!

A.J.: A Deriglasoff – muzyk klasyczny? Jak dostałem numer, gdzie Olaf gra jakieś pasaże na fortepianie, to mi kapcie spadły! A ja z kolei przyniosłem wtedy tekst o mięsie. Dokładnie w każdy piątek dostawałem trzy numery od Olafa i miałem weekend na to, żeby wybrać do tego teksty, czy coś dopisać. I gdy wreszcie spotykaliśmy się razem w te wtorki, to tworzyliśmy coś, co nie rządziło się żadną zasadą, było kompletnie odjechane. I to co powiedział wcześniej Olaf: żadnych dyskusji z jego światem, szanuję i akceptuję to, co on zaproponował i sam muszę do tego dostosować swój świat i zatrybić razem z jego światem. Trzeba więc było zobaczyć jego minę, kiedy w następny wtorek przychodziłem ze swoimi melodiami i tekstami i dana piosenka podążała w kompletnie innym kierunku, bo tekst wywrócił ją na drugą stronę. 

O.D.: Arek, pamiętasz, tak było na przykład z „Rowerkiem” - kiedy przyszedłeś i do tego mojego, w sumie fajnego, kawałka, mającego przebojowy potencjał, przyniosłeś tekst, który zacząłeś śpiewać jakimś dziecinnym głosem. Kompletnie nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Ale przez to, że mamy tak otwartą formułę i nikogo nad sobą, kto by się mógł poczuć oszukany, skrzywdzony, że robimy to tak, jak robimy, więc ta wolność, o której cały czas mówimy, manifestowała się w całej swej okazałości. Zaskakiwanie jeden drugiego było pięknym przeżyciem. 

Nie macie wydawcy i rozdajecie płytę za darmo. Od początku mieliście taki plan?

O.D.: Arku, wyjaśnij panu.

A.J.: Przez pewien czas myśleliśmy, czy by nie zainteresować którejś z firm płytowych. Ale zdając sobie sprawę, że takie rozmowy wymagały by od nas pójścia na oczywisty kompromis, zdusiliśmy ten koncept w zarodku. Ta płyta jest po prostu, jakby to powiedzieć... My się w ten sposób wyrażamy i nie pozwolimy na to, by ktokolwiek miał w to ingerować i mówić nam, że powinniśmy zrobić chociaż jeden dłuższy numer do radia, to czy tamto. Jesteśmy starymi osłami spod znaku barana albo koziorożca, którzy gdy robią coś w co wierzą, robią to do końca tak, jak oni chcą, a nie mając nad sobą kogoś, kto będzie nam mówił, co powinniśmy zmienić, by było lepiej. 

Całkowita wolność...

A.J.: Absolutnie! Tak w ogóle chcemy, żeby do tych utworów powstało 40 teledysków. Już się zadeklarował z pomocą Łukasz Palkowski, który jest wielkim admiratorem tej płyty i tego pomysłu, Zbyszek Libera, który jest autorem okładki do tej płyty też się zaoferował. Tak więc zbieramy zaprzyjaźnionych, zdolnych kolegów i mamy nadzieję, że tych klipów powstanie jak najwięcej. Namówimy też do tego naszych fanów. 

Muszę wam, panowie, powiedzieć, że strasznie przyjemnie się słucha młodzieńczego wręcz entuzjazmu w waszych, niemłodych już przecież ustach. Ta wasza podjarka tą płytą jest strasznie fajna i zaraźliwa.

O.D.: Myślę, że uderzyłeś w bardzo czułą strunę, ponieważ jednym z moich podstawowych zarzutów, jeśli chodzi o artystów, ale też częstokroć publiczność, z którą mam do czynienia w naszym kraju, jest to, że trochę brak jest nam wszystkim animuszu. Brak nam łupieżu, jak powiedział kiedyś Tymon Tymański. I trochę brak nam tego zaangażowania i entuzjazmu. Bo entuzjazm jest nieodłączną cechą ludzi, którzy są szczęśliwi. Nie można być szczęśliwym bez entuzjazmu. Kiedy mówimy o kimś, że się interesuje piłką, mówimy o nim, że jest entuzjastą piłki nożnej. I bardzo istotne jest pielęgnowanie w sobie tego entuzjazmu, nie zapominanie o nim, czego wszystkim życzymy. 

A.J.: Święte słowa, Olafie. Zwłaszcza, że jestem też entuzjastą piłki nożnej.
O.D.: Dziękuję, Arku.